Sto lat!( 1)
Nowa książka Michała Ogórka.
Wszyscy przywódcy polscy stawiani byli kolejno społeczeństwu za wzór w każdym możliwym (i niemożliwym) zakresie.
Bardzo podziwiany, chwalony był za swoje życie rodzinne Marszałek Piłsudski. Nie bardzo tylko wiadomo, w którym momencie.
O dwóch pierwszych partnerkach Józefa Piłsudskiego wiadomo podczas syberyjskiego zesłania. Pierwszą była Leonarda Lewandowska, do której listy zachowały się, dzięki czemu wiemy o drugiej. „Leosiu! Nie pisałem Ci tak długo dlatego, że nie miałem siły i serca Ci powiedzieć, że stosunek nasz taki, jakim był, nadal pozostać nie może. Leosiu, zapomnij o mnie, jam Ciebie niegodzien”. Zrywa z nią dość obcesowo, jakby SMS-em: „Wszystkiego, co bym Ci chciał powiedzieć, papieru nie starczy, więc wszystko jedno, Miła, Droga – bądź szczęśliwa. Do widzenia, może na zawsze. Ziuk”.
Ponieważ Leosia nie chciała odejść, w następnym liście Ziuk musiał użyć bardziej rozstrzygającego argumentu. „Ja, kochając Ciebie, oddałem się drugiej osobie”. Kim była druga osoba, nie wiadomo, ale wystarczyła, aby obietnica małżeństwa złożona Leokadii nigdy nie została spełniona. Popełniła ona kilka lat potem samobójstwo. „Druga osoba” nigdy się nie ujawniła.
Po powrocie z Syberii Piłsudski poznał w Wilnie Marię z Koplewskich Juszkiewiczową.
Mimo że miała za sobą już jedno małżeństwo i córkę z tego związku, rozpaliła dwu najsławniejszych wkrótce działaczy niepodległościowych w Polsce – Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego. Ich wzajemna rywalizacja – trwająca jeszcze prawie pół wieku – zaczęła się podsycona zabiegami o jej względy.
Wszystko zdobył kosztem Dmowskiego Piłsudski. Co ciekawe: najpierw kobietę, a potem dopiero resztę Polski. W takiej kolejności.
Podobno zresztą piękna Maria kochała też Dmowskiego, tylko odrobinę mniej. Była więc jak prawdziwa Ojczyzna w pomniejszeniu.
Ślub odbył się tak cichy, jak tylko mógł. Ze względu na to, że Maria w Kościele katolickim już go raz brała i tam wyczerpała limit – w zagubionej świątyni innego wyznania.
Ale zarówno Maria, jak i Józef to byli już wytrawni konspiratorzy i prawie nikt się o nim nie dowiedział. Dopiero ujawnienie tego faktu po latach wywołało skandal, i to nie ze względu na łatwość, z jaką Piłsudski zmieniał żony, tylko kościoły.
Chwilowo jednak – niemal jak w jakimś romansie – młoda para musiała ciągle uciekać. Z córką Marii Wandą, ale przede wszystkim z tajną drukarnią opuściła Wilno i w obawie przed aresztowaniem przeniosła się do Łodzi, gdzie dopiero nastąpiła prawdziwa wpadka.
Maria przesiedziała 11 miesięcy, a zwolniono ją tylko dlatego, że podawała się za „ofiarę miłości” niemającą z konspirą mężczyzn nic wspólnego. Nie denuncjowała męża jedynie z powodu uczucia, któremu przeciwstawić się jako słaba kobieta nie była w stanie. Ta silna i świadoma „bojowniczka ruchu” – jak wtedy mówiono – przyjęła więc taktykę „kobietki”, co zawsze (przynajmniej wtedy) działało.
Sam Piłsudski nie udawał w areszcie, że działał z miłości, tylko że przez chorobę umysłową. Symulował obłęd przekonująco: miał mieć wstręt do żandarmów. Osiągnął to, że został przewieziony przez nich do szpitala psychiatrycznego w Petersburgu, skąd łatwiej było uciec.
Po szczęśliwym połączeniu na rozległych terenach Rosji małżonkowie zbiegli tym razem do Galicji, która wówczas mieściła się jeszcze za granicą, co zresztą oboje chcieli zmienić.
Niestety, niedługo później czterdziestoletni Józef – sam, już bez małżonki – poznał dwudziestopięcioletnią Aleksandrę Szczerbińską. To wreszcie ona miała zostać właściwą panią Piłsudską, co podaję na wypadek, gdyby się już ktoś z Państwa pogubił.
Jednak wpierw wolność miała odzyskać cała Polska, zanim sam Piłsudski. Swoją odzyskał później, bo zawsze przedkładał dobro ogółu nad swoje, a już z pewnością swoich żon.
Tak więc w newralgicznym okresie odzyskiwania niepodległości dla Polski miał jednocześnie dwie partnerki. Tę, z którą był związany węzłem małżeńskim (choć protestanckim), zostawił w krakowskim mieszkaniu symbolicznie zlokalizowanym Na Szlaku, bowiem opuścił je definitywnie, odchodząc z Legionami w sierpniu 1914 roku. Odtąd, gdy bywał w Krakowie, zatrzymywał się w hotelu.
Pierwsza żona Piłsudskiego we wspomnieniach jawi się jako pełna życia kobieta, zostająca zwykle na balach i rautach, kiedy jej mąż szedł spać. Zmieniła ją choroba i śmierć córki, co zbiegło się z opuszczeniem jej przez męża.
Żeby nie wyglądało to aż tak źle, dodajmy, że Piłsudski był do swojej pasierbicy bardzo przywiązany – do tego stopnia, że własnej córce dał po niej na imię Wanda.
Po tym, jak Józef Piłsudski został Naczelnikiem Państwa, jego żona nie została Naczelnikową. Kiedy w tym charakterze zapraszano ją na jakiekolwiek okazje oficjalne, zawsze odmawiała.
Komplikowała więc sytuację państwową jedynie tym, że istniała. Jednego bowiem dla Piłsudskiego zrobić nie chciała: dać mu rozwodu. Kiedy zmarła w roku 1921, w pogrzebie uczestniczył tylko brat Marszałka, i to jeden, choć było ich sześciu.
Mąż na pogrzeb swojej żony nie przyszedł. Podniosły się głosy potępiające „nieludzkie zachowanie”, a nawet „podłość” Piłsudskiego, ale tylko w prasie opozycyjnej.
Jego kolejna wybranka była mu znacznie bardziej posłuszna i podporządkowana, w czym znowu przypominała całą Polskę. Była też zafascynowana jego nimbem.
Na początek, jeszcze w trakcie wojny, musiała jednak odsiedzieć rok w więzieniu. Widać był to jakiś niezbędny warunek połączenia się z Piłsudskim.
Posadziły ją pod jakimś pretekstem władze austriackie jako szykanę i karę wobec coraz bardziej kłopotliwego Piłsudskiego, doskonale wiedząc o łączącej ich zażyłości. Siedziała jednak za niego incognito, do niczego się nie przyznając.
W roku 1918 historia urodziła Piłsudskiemu Polskę, a Aleksandra Szczerbińska – córkę. Dostała ona imię po dziecku prawowitej pani Piłsudskiej.
Uregulowanie stosunków własnościowych i wytyczenie granic było wówczas centralną kwestią dla całej Polski – i znów prywatne życie Piłsudskiego domagało się tego samego.
Kiedy tylko został wdowcem, w dwa miesiące po śmierci żony Marii Naczelnik Państwa wziął z Aleksandrą ślub w Belwederze. Jednak nie uroczysty, a raczej po to, aby nie musieć z niego nigdzie wychodzić. Ceremonia została dodana jako kolejny punkt w porządku dnia: świadkami byli, zawsze i tak obecni w biurze, adiutant i lekarz Marszałka, a na chwilę wezwano tylko prałata, który ślubu udzielił.
Po kilkunastu latach ukrywania się, kiedy zarówno w Warszawie, jak i podczas podróży – aby nie robić skandalu – musieli mieszkać oddzielnie, państwo młodzi od razu z dwiema córkami wprowadzili się do prawego skrzydła Belwederu.
Pani Aleksandra Piłsudska – stosowanie imienia było tu bardzo ważne – z niebytu weszła wprost do legendy. „Tam, gdzie sieroca dola,/Tam, gdzie bieda nieludzka,/Tam pracowała w pocie czoła/pani Aleksandra Piłsudska”.
Niestety i w panegirykach rymowała się z „nieludzka”.
Nowo poślubionych czekało kilka lat małżeńskiego szczęścia (ze cztery), tym bardziej że na pewien czas Marszałek zaszył się w Sulejówku pod Warszawą w willi „Milusin”.
Nazwa jakoś rażąco niepasująca do Wodza i trudno się dziwić, że długo tam nie wytrzymał. W maju 1926 roku wyprowadził się z powrotem do Warszawy razem z wojskiem i zamieszkał znów w pracy – w Belwederze – ale sam.
Wszystko wskazuje na to, że już na wakacjach roku 1925 poznał w Druskiennikach dwudziestodziewięcioletnią doktor Eugenię Lewicką. Tego lata pierwszy raz pięćdziesięcioośmioletni Marszałek napomknął o niej w listach, i to akurat do żony.
Doktor Lewicka urządziła w tym uzdrowisku zakład leczenia słońcem, powietrzem i ruchem, metodami zahaczającymi dla wielu o niemoralność.
Marszałka nie tylko to nie zraziło, ale skłoniło – nawet w najgorętszych latach walki o władzę w Polsce, kiedy ważyły się losy ustroju kraju – do utworzenia w styczniu 1927 roku Państwowej Rady Wychowania Fizycznego, której objął przewodnictwo. Wcześniej, ze względu na nadmiar zajęć, nie chciał zostać prezydentem Polski, potem premierem, z czasem zrezygnował nawet z kierowania Ministerstwem Spraw Wojskowych.
W Państwowej Radzie Wychowania Fizycznego i utworzonym przy niej Urzędzie, ściągnięta z Druskiennik doktor Lewicka została kierowniczką sekretariatu.
Piłsudski wyprowadza się z Belwederu i wynajmuje mieszkanie na mieście. Tak się składa, że niedaleko niej.
Wtedy właśnie, według wielu poufnych relacji, Marszałek przeszedł, trzymany w największej tajemnicy przed społeczeństwem właściwie do dziś, atak apopleksji. Lekarze – nie wiemy, czy dr Lewicka też – zalecają mu mniej forsowny tryb życia i odpoczynek.
W wyniku choroby Józef Piłsudski niepokojąco się zmienił i zdziwaczał, miewał ataki furii albo wpadał w apatię. Otoczenie liczyło już tylko na lekarzy, a właściwie jedną lekarkę, która miała na niego ozdrowieńczy wpływ.
Ponieważ do Druskiennik nie miał już po co jeździć, na zimę przełomu lat 1929 i 1930 Piłsudski udał się na leczenie na Maderę. Członkinią trzyosobowej delegacji osób mu towarzyszących jest dr Lewicka.
Relację z pobytu Marszałka na Maderze wydał drukiem kapitan Lepecki, bardzo prorządowy podróżnik, który – jako taki ówczesny Wojciech Cejrowski – też się tam zaplątał. Zawierająca wiele szczegółów i obserwacji książeczka – m.in. stwierdzenie „wszystkim znana jest głęboka miłość, jaką Marszałek obdarzał swoją rodzinę” (która została w Warszawie) – nie wspomina tylko o jednym: o obecności lekarki.
Jedynie niezorientowana prasa portugalska pisała o niej jako o żonie Marszałka.
Ich pobyt na Maderze skrywa jeszcze jedną tajemnicę, której Lepecki nie próbuje nawet dotykać: mająca opiekować się Piłsudskim lekarka nagle zostawia unikalnego pacjenta i wyjeżdża sama do kraju. W parę miesięcy później w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego na warszawskich Bielanach znajdują ją nieprzytomną, z objawami ciężkiego zatrucia nierozpoznanymi środkami chemicznymi. Po dwóch dniach umiera.
Na pogrzeb w kościele na Powązkach Marszałek Piłsudski przyszedł incognito i usiadł z tyłu, ale po krótkiej chwili wyszedł. W pierwszych rzędach zobaczył bowiem komplet oficjeli państwowych z premierem Prystorem, ministrami i generalicją – w tym towarzystwie trudno mu było pozostać nierozpoznanym.
Stolica trzęsła się od plotek. Rozpatrywano wszystkie wersje: od samobójstwa po celowe otrucie. Jednak prasa, dla której afera wydawała się wręcz stworzona, zachowała zadziwiającą