Szukamy ciągu dalszego – Życie jest pełniejsze, kiedy nie przebiega linearnie
O aktorskiej karierze Anny Karczmarczyk.
niczego nie kalkulowałam. Na pewno nie miałam świadomości, że film będzie tak bardzo wstrząsający społecznie i obyczajowo i że otworzy ludziom oczy na zjawisko galerianek. To była moja pierwsza fabuła, więc nie wiedziałam, jaki może być odbiór. Ta rola dużo ją kosztowała. – Zmieniłam całe swoje otoczenie, przeniosłam się do Warszawy, mieszkałam z dziadkami. Pracowałam dniami i noca- mi. Ale warto było. Po tym filmie dowiedziała się, że ludzie nie potrafią oddzielić rzeczywistości od fikcji. – Odczułam to dość mocno. Wytykano mnie na ulicy palcami, wyzywano od galerianki.
To nie było dla mnie trudne, ale dziwne. Bo ja wiedziałam, że to film. Byłam na tyle silna, że nie miało to wpływu na moje życie.
Po obejrzeniu „Galerianek” nie była zadowolona z tej roli, choć szczęśliwa, że mogła ją zagrać. – Dopatrywałam się swoich błędów, ale tak jest zawsze. Autokorekta. Jednak uznanie zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej uświadomiło mi, że wykonałam kawał dobrej roboty. I te wszystkie wyrzeczenia, które musiałam ponieść, były tego warte.
Za rolę w „Galeriankach” otrzymała nagrodę za debiut aktorski w głównej roli kobiecej na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” w 2009 r. W tym samym roku wyróżniono ją na Festiwalu Młodego Kina Wschodnioeuropejskiego w Cottbus, była też nominowana do „Złotej Kaczki”. Film dał jej pozytywnego kopa do działania, do rozwoju w kierunku aktorstwa. – Premiera „Galerianek” odbyła się, kiedy miałam już osiemnaście lat. Myślałam o studiach w Łodzi w PWSFTViT. Nie dojechałam jednak na egzamin, wcześniej bowiem próbowałam sił do Akademii Teatralnej w Warszawie. W stolicy miałam trzeci etap, w Łodzi zaczynałabym od zera – etap pierwszy. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Na warszawską uczelnię dostała się za pierwszym razem. – Byłam tym bardzo zdziwiona. Nigdy wcześniej nie miałam nic wspólnego z teatrem. Egzamin nie był trudny, ale stresujący. Tak wybitne grono profesorskie, które przesłuchuje kandydatów, działało momentami paraliżująco. Ale dobry stres jest mobilizujący.
Nauka w Akademii Teatralnej trwała cztery lata. – Na uczelni miałam swojego mistrza. Był nim Andrzej Domalik. W czasie studiów zagrała w kilku filmach. – Nie grałam tylko na I roku, było to zabronione. Za ważną uważa rolę Anki w obrazie Macieja Pieprzycy „Chce się żyć”. – Było też kilka innych, drobniejszych, zarówno w fabule, jak i w serialach.
Na II roku weszła, jak to określa, z przytupem do Leśnej Góry, czyli do serialu „Na dobre i na złe” rolą nowej lekarki. – Olę Pietrzak grałam kilka lat. Pozwoliła mi ona żyć, jakoś normalnie funkcjonować, mieć na wikt i opierunek. Dzięki scenarzystom i reżyserom serialu udało mi się stworzyć rolę lekarki, która była nie do zdarcia, która potrafiła stawić czoło przeciwnościom losu, muszę dodać, że życie naprawdę nie było dla niej łaskawe.
Rok później po raz pierwszy pojawiła się na dużej scenie. Wystąpiła w spektaklu Brandona Thomasa „Ciotka Karola 3:0” na deskach stołecznego Teatru Kwadrat. – To była drobna rola, ale cieszę się z niej, ponieważ mogłam przyjrzeć się grze starszych aktorów, co było dla mnie doskonałą nauką.
Po ukończeniu studiów otrzymała propozycję pracy na etacie z kilku stołecznych teatrów.
– Nie wybrałam jednak żadnej z tych ofert, gdyż w tym samym czasie wygrałam casting do sztuki Tadeusza Różewicza „Na czworakach” w reżyserii Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia.
Wybrałam więc rolę, nie etat. Zagrałam Dziewczynę obok Doroty Stalińskiej i Jerzego Stuhra. Wystawiamy ten spektakl już od trzech lat. Tak naprawdę tę rolę uważam za swój debiut. Mogę już powiedzieć, że świadomie „stworzyłam” postać.
Wiosną 2016 r. wystąpiła w piątej emitowanej przez Telewizję Polsat edycji programu „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami”. Jej partnerem był Jacek Jeschke. Zajęli pierwsze miejsce. – Tę przygodę wspominam fantastycznie. O udział w programie proszono mnie wiele razy. I cieszę się, że w końcu się zdecydowałam. Uczą tam nie tylko tańca, ale i obycia, poruszania się w świecie mediów, a sam taniec niesamowicie rozwija wyobraźnię i sceniczną świadomość.
Podpisała też umowę na etat w Teatrze Kwadrat. – Dlaczego teraz zdecydowała się na to? – Mam świadomość, jak trudno dziś o dobrą komedię. W Kwadracie gram w spektaklu autorstwa Alana Ayckbourna „Trzy sypialnie” w reżyserii Andrzeja Nejmana, a od stycznia zaczynamy próby do horroru, w którym zagram główną rolę. Przede mną kolejne wyzwanie, gdyż dostałam możliwość stworzenia roli dramatycznej w teatrze komediowym.
Intryguje mnie to, scenariusz jest bardzo ciekawy. Za wcześnie jednak, aby mówić o szczegółach.
Gdzie czuje się lepiej? Na planie filmowym czy na teatralnej scenie? – Pewniej czuję się na planie, przed kamerą. Dlaczego? Bo z planu pochodzę i już się z nim oswoiłam, a sceny ciągle się uczę.
Na stałe w tej chwili pracuje w Teatrze Kwadrat i w Polonii. I w serialu „Za marzenia”.
– Za nami pierwszy sezon, a już za kilka dni rozpoczynamy zdjęcia do kolejnego. Gram Ankę, dziewczynę z bogatego domu, która uparcie podąża swoją drogą, nie patrząc na dezaprobatę rodziców. I ciągle szuka miłości. De facto jest to serial o przyjaźni, potrafi wzruszyć, rozśmieszyć, podnieść na duchu. Jej zawodowa droga opiera się na wzlotach i upadkach, na sukcesach i porażkach. – Ale dlatego właśnie jest taka ciekawa. Uczy bowiem pokory. Życie jest pełniejsze, kiedy nie przebiega linearnie.