Niedziela będzie dla nas
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Wybory przebiegają według mądrości ludowej: „Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę mu łeb ścięli”. Z tym, że łeb ucinają kandydatom w niedzielę.
Wybory to kolejna impreza niedzielna, która odciąga ludzi od Kościoła.
Kiedy już prawnie zagwarantowano sobie, aby Polacy w niedziele chodzili do kościoła zamiast do sklepów, zamykając je wszystkie, ludność poszła w zamian do kina. Kina bowiem niefrasobliwie pozostawiono otwarte, dając jej wybór.
Złośliwość Polaków jest duża, bo zamiast oglądać w niedziele msze w oryginale i na żywo, poszli oglądać sfilmowane msze do kina. Janusza Gajosa jako arcybiskupa każdy chce zobaczyć, a na widok jego pierwowzoru – opisywanego przez znane powiedzenie „Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni” – pobożni ludzie się tylko pośpiesznie żegnają.
Najnowszy przebój kinowy „Kler” wychodzi naprzeciw stałym postulatom „polityki kulturalnej”, aby w kulturze masowej przemycać wszędzie, gdzie się da (a nawet się nie da) wątki religijne i chrześcijańskie oraz eksponować rolę katolicyzmu w życiu naszego kraju. Zgodnie z nowoczesnymi trendami został uatrakcyjniony scenami ostrego seksu – czyli spełnia te wszystkie warunki, dla których chce się za ciężkie pieniądze angażować Hollywood.
Co to jest milion widzów na „Klerze” w niedzielę, skoro do komunii przystąpiło pięć milionów – powiedział jeden z „hierarchów” kościelnych. Samopocieszanie wyjątkowo głupie, bo na filmie jest to każdej niedzieli nowy milion, a u komunii ciągle ten sam. Jednak jest to głos charakterystyczny: księża uznają wkładanie ludziom komunii do ust za jakąś swoją własną i osobistą zasługę. Że ludzie przychodzą do kościoła, bo oni tam są. Co do mnie myślę zawsze tylko o tym, co ta ręka wciskająca się przed ołtarzem ludziom do ust robiła wcześniej. I to nawet mimo że „Kler” dopiero obejrzę z trzecim milionem widzów.
W tej sytuacji mało kogo zbulwersuje informacja z tygodnika Wprost, że Tadeusz Rydzyk, ksywa „Ojciec”, „jest zalany”. Dosłownie napisali tak: „jest zalany pieniędzmi z ministerialnych dotacji”.
Oto bowiem okazuje się, że klerykałom rządzącym w naszym kraju wcale nie wystarcza niedziela: kościelne mają być i wszystkie pozostałe dni robocze. Jan Wróbel, występujący w tygodniku Wprost jako głos prawicy i przeciwwaga dla Magdaleny Środy, przyznaje, że należy „do tych, zapewne licznych katolików, przerażonych aktem zawierzenia polskiej energetyki: „Zawierzamy u nas kinematografię Tobie, Maryjo, Jasnogórska Pani wszystkie sprawy energetyki polskiej, jej bezpieczeństwo, rozwój, unowocześnienie...”. Jeśli komentator z prawej strony pisze: „Co za hucpa, Matko Boska, trzymaj się od tych patafianów z daleka”, to już właściwie nie zostawia nic do dodania dla kogoś z lewa.
Skoro w rękach Matki Boskiej, która nie znała prądu, jest unowocześnianie energetyki, trzeba już zacząć się bać. Rządzą prywatne fobie „patafianów”, którzy okazują się głównymi parafianami.
Podobne głosy wewnątrzkatolickiego rozsądku to dla Sieci już „atak na Kościół, który jest zawsze atakiem na państwo polskie”. Trudno wyraźniej napisać, że mamy państwo wyznaniowe.
Polacy jednak przecież wcale nie atakują Kościoła, chyba żeby uważać walkę ze zbokami w sutannach za wystąpienia antykościelne. Polacy Kościół tylko coraz częściej ignorują.
Kościelne propozycje na życie sami katolicy uznają za tak nowoczesne, jak elektryczność Matki Boskiej. Wprost przytacza dane, że „z seksem do ślubu czeka 1 proc. Polaków”. Ci akurat go pewnie nigdy nie wezmą, bo nie znajdą pary.
Tymczasem nie tylko „podręczniki są pisane z punktu widzenia Kościoła katolickiego” (teraz już i do energetyki), ale i państwowa telewizja, i całkiem świeckie gazety prezentują na wszystko kościelny punkt widzenia. Jest to szczególnie niebezpieczne w kontekście informacji z Wprost, jakoby „zawody, które psychopaci najchętniej podejmują, to prezesi, dziennikarze i duchowni”. A więc dziennikarz duchowny, a jeszcze będący prezesem, jest narażony szczególnie.
Tymczasem wobec zakazu handlu w niedziele pismo o tytule „Niedziela” nie powinno być sprzedawane w ogóle.
O taktyce walki Polaków z administracyjnymi zakazami pisze prof. Wojciszke w Polityce. „Kiedy pojawia się jakaś regulacja, to od razu towarzyszy jej myśl, jak ją obejść. Tak było z niedawno wprowadzonym zakazem handlu w niedzielę: w całej prasie od prawa do lewa natychmiast pojawiły się pomysły, jak ten zakaz ominąć. Niemcom to absolutnie nie przyjdzie do głowy”.
Pewnie to Niemcom nie musi przychodzić do głowy, bo Kościół – i to żaden – nie ma tam nic do powiedzenia. Ale przyczyna jest chyba głębsza: żywiołem, a może nawet religią Polaków jest przekora.
Każdy zakaz, narzucenie im czegoś są natychmiast torpedowane. Węgrzy po zamknięciu im sklepów przez Orbána wyszli na ulice i zakaz ten na skutek protestów społecznych zniesiono. Kiedy u nas taki zakaz da się ludziom we znaki, to – zamiast wychodzić na ulicę – pójdą raczej od razu do sklepów i tak czy inaczej doprowadzą po prostu do ich otwarcia.