Mała Nuraj z Azerbejdżanu na kolanach mamy Ulvii w Ośrodku w Grupie
Grupa pod Grudziądzem. Tu czeczeńskie maluchy śpiewają „Mazurka Dąbrowskiego”, a kaukaski dżygit szybko uczy się szacunku dla kobiet.
Brodaty mężczyzna odprowadza córkę do szkoły. Jego rysy i ciemna cera wskazują, że nie jest Polakiem. Zaczepiam go przed budynkiem. Pytam, czy jego córeczka lubi chodzić na lekcje.
– Lubi? Ona to kocha! – mówi mężczyzna po rosyjsku. – Biegnie do szkoły w podskokach.
Mężczyzna jest z Dagestanu. To zbuntowana republika kaukaska wchodząca w skład Federacji Rosyjskiej. Salim uciekł stamtąd 8 miesięcy temu. Dlaczego? Mówi, że był prześladowany, że rosyjskie i wierne Moskwie służby specjalne robiły mu przeszukania w domu, zamykały na trzy doby w areszcie, nękały jego i jego rodzinę za wyznawanie salafickiego islamu. W Polsce ma spokój, policja za nim nie chodzi, nikt nie namawia go, żeby został ruskim agentem i donosił na swoich. A dziecko może się w spokoju uczyć. – Zdjes ludzi haroszyje! – Salim chwali mieszkańców Grupy. – Wsjo dobrze!
Grupa to senne, dwutysięczne miasteczko pod Grudziądzem. Najważniejsze jest tu Centrum Szkolenia Logistyki Wojska Polskiego. Co chwilę wojskowe samochody przecinają w zasadzie puste ulice. Każdy ma tu w rodzinie kogoś związanego z wojskiem. Miejscowa szkoła nosi imię 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich. Po drodze mijam przydrożną figurę Jezusa i centrum kultury Jagienka. Ot, polskie miasteczko.
Ale nie do końca, bo od 2008 roku stoi tu Ośrodek dla Uchodźców. Właściwie nie rzuca się w oczy: to jeden z kilku identycznych, pokoszarowych bloków stojących w szeregu. Ten odróżnia się tylko niebieską tabliczką informacyjną, że jest tu Ośrodek, po polsku, rosyjsku, angielsku i arabsku.
Ośrodek nie jest zamknięty: uchodźcy mogą wychodzić na miasto, robić zakupy, odprowadzać dzieci do szkoły, jeździć do pobliskiego Grudziądza lub dalej do Torunia i Gdańska. Jeśli mają już zezwolenie, pracują, jeśli nie, dorabiają na czarno u okolicznych rolników.
Czy rzucają się w oczy? – Właściwie to ich nie widać – kobieta z pobliskiego bloku wzrusza ramionami. – Nikomu nie przeszkadzają. Nie widzimy ich. Może wtedy, jak zrobią jakiś festyn integracyjny, z ciastem i jedzeniem, lepiej ich widać. Wszyscy się przyzwyczailiśmy. ma problemu, nikt nikomu nie przeszkadza, a ludzie kłaniają się sobie na ulicy.
Co takiego wydarzyło się więc w Grupie, że jest inna od reszty Polski?
Jedna z mieszkanek miasteczka: – Bo my tych ludzi znamy, poznaliśmy ich i ich kulturę. Ciężko nienawidzić kogoś, z kim codziennie spotykasz się przed szkołą, bo razem odprowadzacie dzieci na zajęcia.
Szkoła: przyzwoitka na dyskotece
Kiedyś do dyrektora podstawówki w Grupie, Piotra Kowalskiego, przyszedł ojciec Czeczen. Wyciągnął telefon i zaczął pokazywać.
Dyrektor wspomina: – Mówił po rosyjsku. Zrozumiałem, że wskazuje na jakieś cytaty z Koranu na telefonie. Twierdził, że Koran zabrania jego dziecku chodzić na lekcje muzyki, bo to zabawa, i historii Polski, bo tam jest o chrześcijaństwie. – Co mu pan powiedział?
– Że nie ma takiej możliwości, żeby dziecko zwolnić. Porozmawialiśmy chwilę i ustąpił. A jego dziecko śpiewało piosenki razem z innymi. dzi na religię kilkadziesiąt osób i nikt ich palcami nie wytyka. – Nie chciał pan dla reszty wprowadzić lekcji islamu? – pytam.
– Wie pan, że się nad tym zastanawiałem – mówi dyrektor. – Ale dojeżdżanie osoby przeszkolonej aż z Bydgoszczy i tylko na 4/18 etatu było po prostu nieopłacalne.
Żeby nie było, że w Grupie dzieci się ateizuje: dzieci polskie mają w szkole lekcje religii z katolickim księdzem.
Szkoła na każdym kroku daje znaki, że jest otwarta na świat. Wszystkie tabliczki na drzwiach – sekretariat, dyrektor, pokój nauczycielski – są w trzech językach: po polsku, rosyjsku i angielsku. Na ścianach na korytarzach duże zdjęcia ze świata: Londyn, Rzym, nawet Grozny w Czeczenii.
Ale już w klasach widać, że szkoła przygotowuje się do obchodów 100-lecia niepodległości: biało-czerwone flagi, zdjęcia polskich bohaterów. I dzieci czeczeńskie śpiewające razem z polskimi „Jeszcze Polska nie zginęła...”.
Raz na kilkadziesiąt przypadków zdarzy się, że jakiś ojciec z Czeczenii