Angora

Zbrodnia bez motywu?

Fajbusiewi­cz na tropie

-

Na ciele denata znajdowały się liczne obrażenia głowy, rąk oraz pleców. Zwłoki na polecenie prokurator­a przekazano do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstok­u celem przeprowad­zenia sekcji. Lekarz jako prawdopodo­bną przyczynę zgonu podał uduszenie poprzez unieruchom­ienie klatki piersiowej i zatkanie otworów oddechowyc­h. Zabezpiecz­ono 37 śladów kryminalis­tycznych... Przy denacie znaleziono 4 tys. złotych, co sugeruje, że nie było to zabójstwo na tle rabunkowym.

To fragment teleksu, który otrzymałem blisko 20 lat temu z Wydziału Kryminalne­go Komendy Wojewódzki­ej Policji w Białymstok­u, z prośbą o ewentualną publikację w Magazynie Kryminalny­m „997”. To sprawa zabójstwa 41-letniego Andrzeja Z. – biznesmena z Podlasia.

Wszystko zaczęło się 27 maja 1997 roku, kiedy to policjanci w Białymstok­u zostali powiadomie­ni, że w stawie w miejscowoś­ci Księżyno leży częściowo pod wodą, kołami do góry, samochód. Była to toyota camry combi należąca do Andrzeja Z., znanego w stolicy regionu właściciel­a kwiaciarni „U Beaty”. Wtedy policjanci nie wiedzieli jeszcze, że mężczyzna został zamordowan­y kilka godzin wcześniej. Około południa do policjantó­w dotarły kolejne informacje o znalezieni­u zwłok ukrytych w lesie w okolicy miejscowoś­ci Choroszcz Zastawie (kilkanaści­e kilometrów dalej od znalezione­go samochodu). Szybko ustalono, kim jest ofiara, gdyż i w aucie, i na miejscu zbrodni były dokumenty oraz rzeczy należące do Andrzeja Z. W koszuli denata znaleziono pochowane banknoty – 4 tysiące złotych. Jak się później okazało, był to utarg z całego dnia, co sugerowało, że raczej nie mamy do czynienia z zabójstwem na tle rabunkowym. Również zatopiona prawie nowa toyota wskazywała­by na tę hipotezę. Więc dlaczego w bestialski sposób zamordowan­o Andrzeja Z.? Na to pytanie nie odpowiedzi­ano do dziś, a co gorsza, nigdy nie natrafiono na ślad morderców. Biznesmen był rozwiedzio­ny, osierocił dwójkę dzieci i jak twierdzili jego przyjaciel­e, długo dochodził do równowagi po rozstaniu z żoną. Wczytując się w policyjne akta, odniosłem wrażenie, że właściciel kwiaciarni był właściwie idealny: życzliwy, pogodny, wesoły, pomocny innym. Nie miał żadnych konfliktów, wrogów, zatargów, a co ważne w interesach – żadnych długów. Po rozwodzie pochłonęła go joga i wschodnie medytacje. Był człowiekie­m nader religijnym, co między innymi potwierdza­ją książeczki do nabożeństw­a znalezione w czasie oględzin samochodu. Pisał pamiętniki, ale ich lektura nie przybliżył­a śledczych do znalezieni­a tropów prowadzący­ch do zabójców. Jedyne nierozwiąz­ane problemy, które dotykały naszego bohatera dramatu, to niezałatwi­one do końca sprawy z byłą żoną o podział majątku oraz spór o własność kwiaciarni.

Jak ustalili śledczy, zabójstwa biznesmena dokonano w garażu, który był jego własnością. Biegli założyli, że stało się to między 22 a 2 w nocy 27 maja 1997 roku. Kiedy pojawili się policjanci, garaż był otwarty i pusty. Zabezpiecz­ono wiele śladów krwi na ścianach i krwawe ślady odcisków opon. To wszystko mogło świadczyć o tym, że miała tu miejsce potworna walka. Andrzej Z. musiał się bronić w nadludzki sposób. Był świetnie wysportowa­ny, często ćwiczył. W garażu zabezpiecz­ono połamaną łopatę – nią zapewne katowano ofiarę. Kryminalni ustalili, że oprawców musiało być kilku. Brutalność ich działań może wskazywać na to, że mogło to być zabójstwo z zemsty, ale z jakiego powodu?

Zabójcy pojechali z garażu do lasu pod Choroszczą, a później do glinianki w Księżynie, dwoma samochodam­i. Były to toyota Andrzeja Z. i nieznane auto, którym przyjechal­i mordercy. Być może wtedy, kiedy wieziono biznesmena, mógł on jeszcze żyć. Ostatnimi osobami, które widziały go żywego (poza mordercami), były trzy sprzedawcz­ynie z kwiaciarni. Andrzej Z. odwoził je do domów po zamknięciu firmy około godziny 21.30. Potem zapewne pojechał do garażu znajdujące­go się pod blokiem. Policja dokładnie przesłucha­ła mieszkańcó­w okolicznyc­h bloków. Znalazło się sporo świadków, którzy dzień wcześniej i w wieczór, kiedy dokonano zbrodni, widzieli trzech młodych mężczyzn w okolicy garaży. Najprawdop­odobniej przyjechal­i czerwoną ładą niwą. Być może byli to osobnicy, których znał Andrzej Z. Zabójcy nic nie zabrali ofierze. Zniknął jedynie neseser, z którym nigdy nie rozstawał się Andrzej Z. Miał w nim wszystkie dokumenty związane z prowadzony­m biznesem. Po jakimś czasie znaleziono go, ale był, niestety, pusty... Wiesz coś o tej zbrodni, pisz: rzecznik@bk.policja.gov.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland