Wszystko przez kłopoty z synem? (Angora)
Zdaniem prokuratury najpierw udusił żonę, a później chciał się wysadzić w powietrze we własnym sklepie. Oskarżony nie przyznaje się do pierwszego zarzutu, a drugiego zdarzenia nie pamięta
Udusił żonę, a później chciał się wysadzić w powietrze.
Przez dwa dni nie odpowiadała na telefony syna, który mieszkał z babcią. Kamil R. powiadomił policję, miał bowiem podejrzenia, że matkę mógł zabić ojciec. Kiedy go pytał przez telefon, co się z nią dzieje – usłyszał, żeby jej nie szukał, bo nigdy jej już nie zobaczy. Miała odejść z jakimś mężczyzną.
Kamil G. w to nie uwierzył, bo nigdy nie słyszał o jakimkolwiek romansie Małgorzaty R., ale opowiedział policjantom o swoim konflikcie z ojcem oraz o tym, że ojciec od lat pije i awanturuje się z żoną. Głównie z jego powodu.
Gdy strażacy z policjantami weszli do mieszkania małżeństwa R., znaleźli zwłoki kobiety. Małgorzata R. została uduszona – miała wokół szyi owiniętą pętlę zrobioną z kuchennego fartuszka. Tymczasem jej mąż zniknął bez śladu. Okazało się, że ukrył się w swoim sklepie „Pod Tarasem” w lubelskim pasażu handlowo-usługowym. Zabarykadował się wraz z... kilkoma butlami z gazem. Zdetonował je, gdy pojawili się policyjni negocjatorzy. W wyniku eksplozji ranni zostali dwaj funkcjonariusze i zniszczone zostały okoliczne sklepy.
Andrzej R. cudem przeżył, miał poparzone 90 procent ciała. Po wyjściu ze szpitala przeniesiony został do zakładu opiekuńczego, a później – jako inwalida – zamieszkał z matką. Prokuratura zawiesiła śledztwo w tej sprawie, wznawiając je ponad cztery lata później. Pozwoliła na to opinia biegłych lekarzy, którzy uznali, że Andrzej R. może zostać przesłuchany, a nawet tymczasowo aresztowany przy zachowaniu odpowiednich warunków sanitarnych i medycznych.
Pamięć jakoś ucieka...
Kiedy trafił przed oblicze prokuratora, w pierwszej kolejności został zapytany o stan swojego zdrowia.
– Uważam, że już jest wszystko w porządku, tyle tylko, że nie chodzę. Nie potrafię poruszać się bez wózka inwalidzkiego, bo nie mam sił w nogach, w rękach zresztą też. Głos mi się też zmienił po tym wybuchu, ale mówienie mnie nie męczy. Przed tym, co się wtedy stało, to ja przyznam – panie prokuratorze – że było pite dużo wódki, było jeżdżenie samochodem w tym stanie pijaństwa. Ale ćpania, broń Boże, nie było, bo ja nigdy nie zażywałem żadnych narkotyków – wyjaśniał.
Pytany, czy przyznaje się do stawianych mu zarzutów, odpowiedział:
– Sprawa jest jasna, nie zabiłem swojej żony. Ona została zabita podczas napadu na nasze mieszkanie. Ja wtedy spałem, żona jeszcze nie – sprawiała kurczaki, bo prowadziła małą gastronomię w Krasnymstawie. Nie wiem, jak sprawcy dostali się do naszego domu i nie byłem bezpośrednio świadkiem zabijania żony. Nie pamiętam też, czy byłem wówczas trzeźwy, czy pijany.
– Jak się pan zorientował, że żona nie żyje? – dociekał prokurator.
– Jak się ocknąłem, to w mieszkaniu było dwóch mężczyzn w kominiarkach. Nie potrafię jednak nic o nich powiedzieć, bo nie umiem określić ani ich wzrostu, ani sylwetek. Nie bardzo też wiem, jak się znalazłem w pokoju, gdzie była żona. Pamiętam tylko, że jeden z napastników trzymał w ręku naszego kota i pytał, czy ma zabić wszystkich, których kocham. – I co pan odpowiedział? – W ogóle nie wiem, czy cokolwiek odpowiedziałem. Kojarzę tylko, że drugi napastnik stał za mną. W rezultacie kot nie został zabity, ale Gośka już nie żyła. – Na jakiej podstawie pan tak twierdzi? – Dlatego, bo się nie ruszała. Ale już nic więcej nie pamiętam z tamtych wydarzeń, bo obraz mi tak jakoś ucieka.
– Dlaczego nie poszedł pan do komisariatu policji, który był nieopodal kamienicy, w której pan mieszkał?
– Nie wiem, dlaczego tak nie zrobiłem. Nie pamiętam też, co się działo później w moim sklepie, choć wiem, że chciałem sobie żywot odebrać. – Dlaczego? – Dlatego, że nachodzili mnie różni złodzieje, Gośka została zabita... Miałem już wszystkiego dosyć, zniszczyłem swoje fotografie... Chciałem się zabić, po prostu. I tyle.
– Dlaczego zabarykadował się pan w sklepie i nie reagował na polecenia policjantów?
– Nie kojarzę żadnej policji i żadnego barykadowania się. Nie wiem też, jak spuściłem gaz z butli oraz jak ją odpaliłem. Świadomość odzyskałem dopiero w szpitalu. Dlatego wydaje mi się, że nie powinienem przyznawać się również i do tego zarzutu.
Konflikt o wychowanie
Oskarżyciela interesowało, jaki Andrzej R. miał stosunek do żony.
– Na żonie to, prawdę mówiąc, w ogóle mi nie zależało. – Dlaczego? – Bo źle wychowywała naszego syna. On skończył tylko gimnazjum i nie chciał iść ani do wojska, ani do pracy. Poza tym okradał mnie i brał narkotyki. I to właśnie żona zrobiła z niego kalekę życiowego, bo ulegała mu we wszystkim i dawała pieniądze. I o to właśnie były ciągle konflikty między nami. – Jak pan zareagował na śmierć żony? – Jak została zabita, to się za bardzo nad tym nie zastanawiałem, bo ona nie interesowała mnie już jako kobieta. Już nie uprawialiśmy ze sobą seksu. Ona to nawet chciała, ale ja już nie. Prawdę mówiąc, nie chciałem jej właśnie z powodu tych awantur o lenistwo i nieróbstwo syna. Ale tak naprawdę była dobrą kobietą i tylko przez to złe wychowanie syna nasze stosunki się popsuły.
Prokuratora nie zadowoliły te wyjaśnienia. Uznał je za całkowicie niewiarygodne i sprzeczne z zebranym materiałem dowodowym. Andrzej R. został oskarżony o zabójstwo oraz o spowodowanie katastrofy zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób i mienia o wielkich rozmiarach.
Zdaniem oskarżyciela przeprowadzony przez kuratora sądowego wywiad środowiskowy jest z kolei „swoistym studium upadku kreatywnego i pracowitego człowieka pogrążonego w nałogach oraz trudnym do rozwiązania konflikcie rodzinnym”.
Pijaństwo i hazard
Do sądu oskarżony przywożony jest z aresztu karetką, bo porusza się na wózku inwalidzkim. Na pierwszej rozprawie również nie przyznał się do zabójstwa żony.
–A jeżeli chodzi o ten drugi zarzut, to w sumie nie wiem, jak było – oświadczył.
Potwierdził natomiast swoje wyjaśnienia ze śledztwa oraz fakt, że chciał popełnić samobójstwo.
Obszerne zeznania złożył zaś Kamil R., syn oskarżonego.
– Mama bała się ojca, a moje problemy w szkole zaczęły się z powodu awantur w domu. Uciekałem wtedy do cioci i nie miałem głowy do nauki.
Nie skończyłem nawet pierwszej klasy technikum. A ojciec, jak był pijany, to wiele rzeczy mi zarzucał. Między innymi, że się nie uczę, a jak ja miałem się uczyć?
– Czy zażywał pan narkotyki? – pytał sąd.
– Nigdy nie brałem żadnych narkotyków. To u ojca je kiedyś znaleźliśmy z mamą, ale nie zgłosiliśmy tego policji.
– A jak układały się stosunki między rodzicami?
– Wydaje mi się, że stosunki zrobiły się złe, odkąd ojciec dostał w spadku kamienicę. Wtedy zaczęło się jego pijaństwo i awantury. Ale, proszę wysokiego sądu, mama mimo wszystko kochała ojca. Nie chciała go zostawić, nawet jak dowiedziała się o zdradzie, bo przeczytała jego SMS-y. A mama, proszę wysokiego sądu, poza ojcem nie miała żadnych znajomych. Tylko wciąż pracowała i zajmowała się domem. No, może czasami spotykała się z siostrą. Dodam jeszcze, że ojciec był też hazardzistą, bo tracił pieniądze na automatach.
– Dlaczego wyprowadził się pan z domu do babci? – Właśnie z powodu tych awantur. Sąd odczytał wyjaśnienia Kamila R. sprzed kilku lat. Wówczas mówił tak:
– Odkąd pamiętam, ojciec zawsze nadużywał alkoholu. Od dzieciństwa mam takie złe wspomnienia. Pamiętam też, że zawsze czepiał się mamy i mnie. Przychodził pijany do domu, wchodził do mojego pokoju i wyzywał mnie. Ja nie wdawałem się z nim w dyskusje, bo takie awantury kończyły się rękoczynami. Wyzywał mnie od skurwys... i złodziei. Mamę zresztą też wyzywał. Od kilku lat te awantury były już co drugi, trzeci dzień. On się po prostu nad nami znęcał fizycznie i psychicznie. Niejednokrotnie stawałem w obronie mamy, bo groził jej pobiciem i krzyczał: „Zajeb... cię zaraz w łeb”. A mama przecież nigdy nie dawała mu powodu do awantury. Ja wtedy mówiłem, że jak tknie mamę, to pożałuje. I wówczas swoją agresję kierował na mnie. Po prostu się na mnie wręcz rzucał...
Pytany, jak na to wszystko reagowała Małgorzata R., odpowiedział:
– Mama raczej nie kłóciła się z nim, tylko płakała. Według mnie była pogodzona z tą całą sytuacją, w jakiej się znalazła. A ojciec się jej czepiał za mnie, bo mu nie pasowałem jako syn. A później, jak już się wyprowadziłem do babci, mama opowiadała mi, że on dalej się awanturuje, że jej grozi. I zawsze chodzi o mnie: że mnie źle wychowała, że go okradam. Mama zaczęła się nawet zastanawiać, czy jednak nie wyprowadzić się od ojca, bo dłużej już tego nie wytrzymywała.
– Potwierdza pan te zeznania – pytał sąd.
– Tak, potwierdzam.
Drań i pasożyt?
Po tych słowach oskarżony oświadczył:
– Moja żona zawsze obstawała za synem. A jak mu powiedziałem, że nie życzę sobie, żeby palił papierosy i źle się zachowywał, to wyprowadził się z domu. Opowiada, że nigdy nie zażywał narkotyków, to dlaczego znajdowałem w mieszkaniu woreczki po nich? Zresztą żona potwierdziła, że zażywa. A ja się nie godziłem na taką tolerancję. I nie jest prawdą, co mój syn mówił w śledztwie, że źle zwracałem się do żony. To do niego mogłem powiedzieć, że jest draniem i pasożytem, bo to była prawda.
Świadek Michał K. to krewny oskarżonego. Zeznał, że Kamil R. opowiadał mu o konfliktach z ojcem.
– Wiem także, że oskarżony miał konflikt z żoną i chodziło o sposób wychowania Kamila. Że za dużo mu na wszystko pozwala i daje pieniądze. Słyszałem też, że oskarżony rzucił się kiedyś z nożem na syna. Oskarżony: – Z tym nożem to było tak, że to Kamil mnie przewrócił, bo się pokłóciliśmy. I może wtedy rzeczywiście złapałem nóż, ale to on mnie zaatakował, a ja się broniłem. Magdalena M., siostra pokrzywdzonej: – Problemy z ich synem zaczęły się chyba już w gimnazjum. Kamil wagarował, miał swoje towarzystwo. Nikogo nie słuchał, nie pomagał w domu. Oskarżony chciał, żeby poszedł do jakiejś pracy, ale nic z tego nie wychodziło. Rzeczywiście, można powiedzieć, że siostra zawsze broniła Kamila, choć nie akceptowała jego zachowania. A Andrzej, to znaczy oskarżony, coraz częściej zaczął przebywać w lokalach, a później siostra zobaczyła SMS-y świadczące o tym, że ją zdradza. Ale chyba w ogóle nie brała pod uwagę rozwodu. Ich małżeństwo było specyficzne – można powiedzieć, że byli ze sobą i tyle.
Zupełnie odmiennego zdania jest Ewa K., matka oskarżonego.
– Oni byli bardzo dobrym małżeństwem. Nie wiem, co się mogło stać, że syn to wszystko zrobił. Przecież stosunki między nimi układały się poprawnie, nigdy nie słyszałam, żeby się pokłócili. Małgosia też się nigdy nie skarżyła na Andrzeja.
– A jakie oskarżony miał relacje z synem?
– Prawda jest taka, że Kamil wpadł w złe towarzystwo i przestał się uczyć. Synowa jednak zawsze go broniła. Tymczasem ja kiedyś słyszałam, że Kamil chce zabić ojca. Nie wiem, skąd była taka nienawiść u niego.
– Pytała pani syna w szpitalu, co się stało?
– Próbowałam z nim o tym rozmawiać. Powiedział tylko, że synowa zginęła. I miał pretensje, że policjanci nie złapali go wcześniej, skoro uważali, że jest zabójcą. Jakby go zatrzymali, nie byłoby tego wybuchu, syn nie byłby kaleką, a ja nie musiałabym na to wszystko teraz patrzeć. Ale mam też żal do syna, bo problemy rodzinne to się w inny sposób załatwia.
Proces trwa, oskarżonemu grozi dożywocie.
Za tydzień: W Bydgoszczy trwa proces byłego radnego PiS, oskarżonego o wieloletnie znęcanie się psychiczne i fizyczne nad żoną. Zeznania pokrzywdzonej i świadków są porażające, zaś sam oskarżony na razie nie chce składać w tej sprawie wyjaśnień.