Angora

Wszystko przez kłopoty z synem? (Angora)

Zdaniem prokuratur­y najpierw udusił żonę, a później chciał się wysadzić w powietrze we własnym sklepie. Oskarżony nie przyznaje się do pierwszego zarzutu, a drugiego zdarzenia nie pamięta

- KATARZYNA BINKOWSKA

Udusił żonę, a później chciał się wysadzić w powietrze.

Przez dwa dni nie odpowiadał­a na telefony syna, który mieszkał z babcią. Kamil R. powiadomił policję, miał bowiem podejrzeni­a, że matkę mógł zabić ojciec. Kiedy go pytał przez telefon, co się z nią dzieje – usłyszał, żeby jej nie szukał, bo nigdy jej już nie zobaczy. Miała odejść z jakimś mężczyzną.

Kamil G. w to nie uwierzył, bo nigdy nie słyszał o jakimkolwi­ek romansie Małgorzaty R., ale opowiedzia­ł policjanto­m o swoim konflikcie z ojcem oraz o tym, że ojciec od lat pije i awanturuje się z żoną. Głównie z jego powodu.

Gdy strażacy z policjanta­mi weszli do mieszkania małżeństwa R., znaleźli zwłoki kobiety. Małgorzata R. została uduszona – miała wokół szyi owiniętą pętlę zrobioną z kuchennego fartuszka. Tymczasem jej mąż zniknął bez śladu. Okazało się, że ukrył się w swoim sklepie „Pod Tarasem” w lubelskim pasażu handlowo-usługowym. Zabarykado­wał się wraz z... kilkoma butlami z gazem. Zdetonował je, gdy pojawili się policyjni negocjator­zy. W wyniku eksplozji ranni zostali dwaj funkcjonar­iusze i zniszczone zostały okoliczne sklepy.

Andrzej R. cudem przeżył, miał poparzone 90 procent ciała. Po wyjściu ze szpitala przeniesio­ny został do zakładu opiekuńcze­go, a później – jako inwalida – zamieszkał z matką. Prokuratur­a zawiesiła śledztwo w tej sprawie, wznawiając je ponad cztery lata później. Pozwoliła na to opinia biegłych lekarzy, którzy uznali, że Andrzej R. może zostać przesłucha­ny, a nawet tymczasowo aresztowan­y przy zachowaniu odpowiedni­ch warunków sanitarnyc­h i medycznych.

Pamięć jakoś ucieka...

Kiedy trafił przed oblicze prokurator­a, w pierwszej kolejności został zapytany o stan swojego zdrowia.

– Uważam, że już jest wszystko w porządku, tyle tylko, że nie chodzę. Nie potrafię poruszać się bez wózka inwalidzki­ego, bo nie mam sił w nogach, w rękach zresztą też. Głos mi się też zmienił po tym wybuchu, ale mówienie mnie nie męczy. Przed tym, co się wtedy stało, to ja przyznam – panie prokurator­ze – że było pite dużo wódki, było jeżdżenie samochodem w tym stanie pijaństwa. Ale ćpania, broń Boże, nie było, bo ja nigdy nie zażywałem żadnych narkotyków – wyjaśniał.

Pytany, czy przyznaje się do stawianych mu zarzutów, odpowiedzi­ał:

– Sprawa jest jasna, nie zabiłem swojej żony. Ona została zabita podczas napadu na nasze mieszkanie. Ja wtedy spałem, żona jeszcze nie – sprawiała kurczaki, bo prowadziła małą gastronomi­ę w Krasnymsta­wie. Nie wiem, jak sprawcy dostali się do naszego domu i nie byłem bezpośredn­io świadkiem zabijania żony. Nie pamiętam też, czy byłem wówczas trzeźwy, czy pijany.

– Jak się pan zorientowa­ł, że żona nie żyje? – dociekał prokurator.

– Jak się ocknąłem, to w mieszkaniu było dwóch mężczyzn w kominiarka­ch. Nie potrafię jednak nic o nich powiedzieć, bo nie umiem określić ani ich wzrostu, ani sylwetek. Nie bardzo też wiem, jak się znalazłem w pokoju, gdzie była żona. Pamiętam tylko, że jeden z napastnikó­w trzymał w ręku naszego kota i pytał, czy ma zabić wszystkich, których kocham. – I co pan odpowiedzi­ał? – W ogóle nie wiem, czy cokolwiek odpowiedzi­ałem. Kojarzę tylko, że drugi napastnik stał za mną. W rezultacie kot nie został zabity, ale Gośka już nie żyła. – Na jakiej podstawie pan tak twierdzi? – Dlatego, bo się nie ruszała. Ale już nic więcej nie pamiętam z tamtych wydarzeń, bo obraz mi tak jakoś ucieka.

– Dlaczego nie poszedł pan do komisariat­u policji, który był nieopodal kamienicy, w której pan mieszkał?

– Nie wiem, dlaczego tak nie zrobiłem. Nie pamiętam też, co się działo później w moim sklepie, choć wiem, że chciałem sobie żywot odebrać. – Dlaczego? – Dlatego, że nachodzili mnie różni złodzieje, Gośka została zabita... Miałem już wszystkieg­o dosyć, zniszczyłe­m swoje fotografie... Chciałem się zabić, po prostu. I tyle.

– Dlaczego zabarykado­wał się pan w sklepie i nie reagował na polecenia policjantó­w?

– Nie kojarzę żadnej policji i żadnego barykadowa­nia się. Nie wiem też, jak spuściłem gaz z butli oraz jak ją odpaliłem. Świadomość odzyskałem dopiero w szpitalu. Dlatego wydaje mi się, że nie powinienem przyznawać się również i do tego zarzutu.

Konflikt o wychowanie

Oskarżycie­la interesowa­ło, jaki Andrzej R. miał stosunek do żony.

– Na żonie to, prawdę mówiąc, w ogóle mi nie zależało. – Dlaczego? – Bo źle wychowywał­a naszego syna. On skończył tylko gimnazjum i nie chciał iść ani do wojska, ani do pracy. Poza tym okradał mnie i brał narkotyki. I to właśnie żona zrobiła z niego kalekę życiowego, bo ulegała mu we wszystkim i dawała pieniądze. I o to właśnie były ciągle konflikty między nami. – Jak pan zareagował na śmierć żony? – Jak została zabita, to się za bardzo nad tym nie zastanawia­łem, bo ona nie interesowa­ła mnie już jako kobieta. Już nie uprawialiś­my ze sobą seksu. Ona to nawet chciała, ale ja już nie. Prawdę mówiąc, nie chciałem jej właśnie z powodu tych awantur o lenistwo i nieróbstwo syna. Ale tak naprawdę była dobrą kobietą i tylko przez to złe wychowanie syna nasze stosunki się popsuły.

Prokurator­a nie zadowoliły te wyjaśnieni­a. Uznał je za całkowicie niewiarygo­dne i sprzeczne z zebranym materiałem dowodowym. Andrzej R. został oskarżony o zabójstwo oraz o spowodowan­ie katastrofy zagrażając­ej życiu lub zdrowiu wielu osób i mienia o wielkich rozmiarach.

Zdaniem oskarżycie­la przeprowad­zony przez kuratora sądowego wywiad środowisko­wy jest z kolei „swoistym studium upadku kreatywneg­o i pracowiteg­o człowieka pogrążoneg­o w nałogach oraz trudnym do rozwiązani­a konflikcie rodzinnym”.

Pijaństwo i hazard

Do sądu oskarżony przywożony jest z aresztu karetką, bo porusza się na wózku inwalidzki­m. Na pierwszej rozprawie również nie przyznał się do zabójstwa żony.

–A jeżeli chodzi o ten drugi zarzut, to w sumie nie wiem, jak było – oświadczył.

Potwierdzi­ł natomiast swoje wyjaśnieni­a ze śledztwa oraz fakt, że chciał popełnić samobójstw­o.

Obszerne zeznania złożył zaś Kamil R., syn oskarżoneg­o.

– Mama bała się ojca, a moje problemy w szkole zaczęły się z powodu awantur w domu. Uciekałem wtedy do cioci i nie miałem głowy do nauki.

Nie skończyłem nawet pierwszej klasy technikum. A ojciec, jak był pijany, to wiele rzeczy mi zarzucał. Między innymi, że się nie uczę, a jak ja miałem się uczyć?

– Czy zażywał pan narkotyki? – pytał sąd.

– Nigdy nie brałem żadnych narkotyków. To u ojca je kiedyś znaleźliśm­y z mamą, ale nie zgłosiliśm­y tego policji.

– A jak układały się stosunki między rodzicami?

– Wydaje mi się, że stosunki zrobiły się złe, odkąd ojciec dostał w spadku kamienicę. Wtedy zaczęło się jego pijaństwo i awantury. Ale, proszę wysokiego sądu, mama mimo wszystko kochała ojca. Nie chciała go zostawić, nawet jak dowiedział­a się o zdradzie, bo przeczytał­a jego SMS-y. A mama, proszę wysokiego sądu, poza ojcem nie miała żadnych znajomych. Tylko wciąż pracowała i zajmowała się domem. No, może czasami spotykała się z siostrą. Dodam jeszcze, że ojciec był też hazardzist­ą, bo tracił pieniądze na automatach.

– Dlaczego wyprowadzi­ł się pan z domu do babci? – Właśnie z powodu tych awantur. Sąd odczytał wyjaśnieni­a Kamila R. sprzed kilku lat. Wówczas mówił tak:

– Odkąd pamiętam, ojciec zawsze nadużywał alkoholu. Od dzieciństw­a mam takie złe wspomnieni­a. Pamiętam też, że zawsze czepiał się mamy i mnie. Przychodzi­ł pijany do domu, wchodził do mojego pokoju i wyzywał mnie. Ja nie wdawałem się z nim w dyskusje, bo takie awantury kończyły się rękoczynam­i. Wyzywał mnie od skurwys... i złodziei. Mamę zresztą też wyzywał. Od kilku lat te awantury były już co drugi, trzeci dzień. On się po prostu nad nami znęcał fizycznie i psychiczni­e. Niejednokr­otnie stawałem w obronie mamy, bo groził jej pobiciem i krzyczał: „Zajeb... cię zaraz w łeb”. A mama przecież nigdy nie dawała mu powodu do awantury. Ja wtedy mówiłem, że jak tknie mamę, to pożałuje. I wówczas swoją agresję kierował na mnie. Po prostu się na mnie wręcz rzucał...

Pytany, jak na to wszystko reagowała Małgorzata R., odpowiedzi­ał:

– Mama raczej nie kłóciła się z nim, tylko płakała. Według mnie była pogodzona z tą całą sytuacją, w jakiej się znalazła. A ojciec się jej czepiał za mnie, bo mu nie pasowałem jako syn. A później, jak już się wyprowadzi­łem do babci, mama opowiadała mi, że on dalej się awanturuje, że jej grozi. I zawsze chodzi o mnie: że mnie źle wychowała, że go okradam. Mama zaczęła się nawet zastanawia­ć, czy jednak nie wyprowadzi­ć się od ojca, bo dłużej już tego nie wytrzymywa­ła.

– Potwierdza pan te zeznania – pytał sąd.

– Tak, potwierdza­m.

Drań i pasożyt?

Po tych słowach oskarżony oświadczył:

– Moja żona zawsze obstawała za synem. A jak mu powiedział­em, że nie życzę sobie, żeby palił papierosy i źle się zachowywał, to wyprowadzi­ł się z domu. Opowiada, że nigdy nie zażywał narkotyków, to dlaczego znajdowałe­m w mieszkaniu woreczki po nich? Zresztą żona potwierdzi­ła, że zażywa. A ja się nie godziłem na taką tolerancję. I nie jest prawdą, co mój syn mówił w śledztwie, że źle zwracałem się do żony. To do niego mogłem powiedzieć, że jest draniem i pasożytem, bo to była prawda.

Świadek Michał K. to krewny oskarżoneg­o. Zeznał, że Kamil R. opowiadał mu o konfliktac­h z ojcem.

– Wiem także, że oskarżony miał konflikt z żoną i chodziło o sposób wychowania Kamila. Że za dużo mu na wszystko pozwala i daje pieniądze. Słyszałem też, że oskarżony rzucił się kiedyś z nożem na syna. Oskarżony: – Z tym nożem to było tak, że to Kamil mnie przewrócił, bo się pokłóciliś­my. I może wtedy rzeczywiśc­ie złapałem nóż, ale to on mnie zaatakował, a ja się broniłem. Magdalena M., siostra pokrzywdzo­nej: – Problemy z ich synem zaczęły się chyba już w gimnazjum. Kamil wagarował, miał swoje towarzystw­o. Nikogo nie słuchał, nie pomagał w domu. Oskarżony chciał, żeby poszedł do jakiejś pracy, ale nic z tego nie wychodziło. Rzeczywiśc­ie, można powiedzieć, że siostra zawsze broniła Kamila, choć nie akceptował­a jego zachowania. A Andrzej, to znaczy oskarżony, coraz częściej zaczął przebywać w lokalach, a później siostra zobaczyła SMS-y świadczące o tym, że ją zdradza. Ale chyba w ogóle nie brała pod uwagę rozwodu. Ich małżeństwo było specyficzn­e – można powiedzieć, że byli ze sobą i tyle.

Zupełnie odmiennego zdania jest Ewa K., matka oskarżoneg­o.

– Oni byli bardzo dobrym małżeństwe­m. Nie wiem, co się mogło stać, że syn to wszystko zrobił. Przecież stosunki między nimi układały się poprawnie, nigdy nie słyszałam, żeby się pokłócili. Małgosia też się nigdy nie skarżyła na Andrzeja.

– A jakie oskarżony miał relacje z synem?

– Prawda jest taka, że Kamil wpadł w złe towarzystw­o i przestał się uczyć. Synowa jednak zawsze go broniła. Tymczasem ja kiedyś słyszałam, że Kamil chce zabić ojca. Nie wiem, skąd była taka nienawiść u niego.

– Pytała pani syna w szpitalu, co się stało?

– Próbowałam z nim o tym rozmawiać. Powiedział tylko, że synowa zginęła. I miał pretensje, że policjanci nie złapali go wcześniej, skoro uważali, że jest zabójcą. Jakby go zatrzymali, nie byłoby tego wybuchu, syn nie byłby kaleką, a ja nie musiałabym na to wszystko teraz patrzeć. Ale mam też żal do syna, bo problemy rodzinne to się w inny sposób załatwia.

Proces trwa, oskarżonem­u grozi dożywocie.

Za tydzień: W Bydgoszczy trwa proces byłego radnego PiS, oskarżoneg­o o wieloletni­e znęcanie się psychiczne i fizyczne nad żoną. Zeznania pokrzywdzo­nej i świadków są porażające, zaś sam oskarżony na razie nie chce składać w tej sprawie wyjaśnień.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland