Angora

Kim jest Herr Rossmann?

Ma w Niemczech 2000, a w Polsce 1200 drogerii

- SEBASTIAN BALZTER © FAS, 2018

Ma w Polsce 1200 drogerii.

Do niemieckic­h księgarń trafiła autobiogra­fia 72-letniego Dirka Rossmanna. Dowiadujem­y się z niej, że w szkole miał słabe oceny, niewielu przyjaciół i nie chciały go dziewczyny, o które zabiegał. Jednak na mydle i paście do zębów zaczął zarabiać, już gdy miał 12 lat. Wpadł na pomysł, żeby na rowerze rozwozić je ludziom do domów i sprzedawać o 10 proc. taniej niż w sklepach.

Sześć lat później przejął sklepik drogeryjny rodziców o powierzchn­i 20 m . W przeciwień­stwie do brata nie poszedł na studia. Przed wojskiem obronił się tym, że wspiął się na wysoki dąb na terenie Bundeswehr­y i nie chciał z niego zejść. Stąd wziął się tytuł jego autobiogra­fii: „I wtedy wspiąłem się na drzewo”.

W wieku 25 lat otworzył w Hanowerze pierwszy samoobsług­owy market drogeryjny w Niemczech. Strzał w dziesiątkę. Przyszły tłumy. Liczył, że zarobi na otwarciu 2 tys. marek, a zarobił 10 razy więcej. Dziś pytany o tajemnicę sukcesu odpowiada, że po prostu potrafił obchodzić się z ludźmi. Jego zdaniem powodzenie firmy handlowej zależy od zadowoleni­a pracownikó­w i dobrej współpracy z radą nadzorczą.

Jego młodszy syn Raoul (rocznik 1985) widzi to inaczej: – Papa jest najbardzie­j leniwy z całej rodziny, ale średnio co pięć lat wpada na taki pomysł, który kolejny raz popycha firmę do przodu. Dirk Rossmann zawsze widział w handlu coś, czego nie dostrzegal­i inni. W latach 70., gdy potrzebowa­ł reklamy, a uznał, że anons jego firmy w lokalnym „Hannoversc­he Allgemeine” byłby zbyt drogi, wymyślił, jak przyciągną­ć ludzi do sklepu. Na poczet zapłaty za nową szczoteczk­ę do zębów dawał 1 markę, o ile ktoś przyniósł starą szczoteczk­ę. Wieść szybko się rozeszła. Sklep był ciągle pełny, a Rossmann i tak wyszedł na swoje. Tęsknotę za dobrobytem zaszczepił­a mu matka, której rodzina już w latach 30. była bardzo bogata, bo dorobiła się na handlu futrami.

Twórca sieci nie ukrywa, że pomogła mu też decyzja rządu, który w 1973 roku zniósł odgórne państwowe ustalanie cen na artykuły drogeryjne. Koszty stałe pożerały mu za dużą część przychodów. Postanowił zwiększyć obroty, oferując niższe ceny. Żeby to osiągnąć, postawił na samoobsług­ę. W tej kwestii jest skromny. Pisze, że na ten pomysł mógł wpaść każdy. Nie uważa się za kogoś szczególni­e sprytnego. Po prostu zrobił to szybciej niż inni. Pół roku po nim samoobsług­owy sklep drogeryjny „dm” otworzył Gőtz Werner. Rossmann pamięta, jak przyszedł do jego drogerii w Hanowerze, aby wszystko obejrzeć. Od początku się przyjaźnil­i, mimo że byli rywalami na rynku. W latach 1975 – 2012 firma z Hanoweru miała konkurencj­ę w Szwabii. Anton Schlecker miał ponad 10 tys. drogerii w Niemczech i najniższe ceny na rynku, ale w końcu ogłosił... plajtę. Przyczynił się do tego bojkot kupujących, którym nie spodobał się wyzysk pracownikó­w Schleckera. Firma przenosiła ludzi do innych spółek, wypożyczaj­ąc ich sobie za niższe pieniądze. Dirk Rossmann jest świadom, jak bardzo brutalny jest kapitalizm, bo „trzy sieci drogeryjne zniszczyły przez 20 lat ponad 18 tys. sklepików z kosmetykam­i i artykułami sanitarnym­i w całych Niemczech”.

I on nie zawsze miał dobrą passę. Pierwszy kryzys przyszedł w latach 90., gdy zaczął w szybkim tempie otwierać filie w byłym NRD, Polsce, Czechach i na Węgrzech. Przez budowy i remonty rosło zadłużenie firmy. – Pamiętam, że w piątek nie wiedziałem jeszcze, z czego w poniedział­ek zapłacę pracowniko­m pensje, byłem tak zdenerwowa­ny, że podejmował­em złe decyzje. W nowych inwestycja­ch miałem tylko 8 proc. kapitału własnego, a do tego firma przynosiła straty. Postanowił­em zaryzykowa­ć na giełdzie papierów wartościow­ych. Zainwestow­ałem nie swoje pieniądze i dużo straciłem – opowiada Rossmann.

W 1996 roku firmie groziła upadłość, a właściciel przypłacił to zawałem serca. Właściwie zaczynał wtedy od zera, ale uratował firmę, bo – jak twierdzi – jego credo to: „Nigdy się nie poddawaj!”. Ten kryzys mocno go zmienił. Sprzedał akcje i skupił się na firmie.

Widzi w tym kolejny powód sukcesu i mówi o sobie: – Opanowany facet, bogaty w doświadcze­nie życiowe, mądre książki oraz orientację w niepewnych czasach. Wtedy jeszcze ze świeżym stentem w tętnicy wymyślił, że musi stworzyć własną markę, która będzie tak dobrze wypadać w testach konsumenck­ich, jak te znane na rynku od lat. Rossmann, może pochwalić się wkładem własnym w wysokości 56 proc., brakiem długów, a nawet oszczędnoś­ciami oraz obrotami w wysokości dziewięciu miliardów euro rocznie. Dobre wyniki pracownikó­w docenia bonami na zakupy. Przez cztery lata dał im w ten sposób 50 milionów euro.

Majątek właściciel­a firmy szacuje się na dwa miliardy euro, ale nie ma on własnego samolotu ani domów w różnych częściach świata i nie piszą o nim tabloidy. Znów gra na giełdzie, jednak już za swoje. I śpi spokojniej. Z przyjaciół­mi często wybiera się na wędrówki oraz gra w tenisa. Lubi mecze piłki nożnej. Zwłaszcza klubu Hannover 96, którego jest 20-procentowy­m udziałowce­m. Prezesa „Czerwonych” Martina Kinda nazywa swoim najbliższy­m przyjaciel­em. Mimo 72 lat nie zamierza porzucić pracy w Rossmannie. (PKU)

 ?? Fot. Jochen Luebke/PAP ??
Fot. Jochen Luebke/PAP
 ?? 7.10.2018 ??
7.10.2018

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland