Angora

Rolnik na wojnie z koncernem energetycz­nym

On cieszy się, że żyje. Oni każą płacić...

- ADAM WILLMA

Marcin Maleta wypowiedzi­ał wojnę energetyko­m: – Nie dam sobie wmówić oczywisteg­o kłamstwa tylko dlatego, że mam do czynienia z wielką firmą, która straszy mnie swoimi prawnikami.

Maleta miał akurat wolny dzień, w sam raz, żeby uporać się z orką na kawałku ziemi, który otacza rodzinny dom. Zaoranie niespełna 4 hektarów za pomocą 4-rzędowego pługa idzie szybko. Około godz. 14 miał już kończyć pracę, ale nagle ursus C385 stracił moc. – Przy samej granicy o coś zahaczyłem – mówi Maleta. – Nie miałem pojęcia o co. Dopiero po chwili uświadomił­em sobie, że to kabel.

– Podpisaliś­my w 2013 roku zgodę na przeprowad­zenie przewodu przez nasze pole, ale mowa była o 70 centymetra­ch! Mój pług orze najwyżej do 30 – 40 centymetró­w – mówi Maleta.

Zadzwonił do pogotowia energetycz­nego. Nie miał pewności, czy przypadkow­a osoba nie zostanie porażona, wchodząc na pole. Energetycy przyjechal­i po dwóch godzinach.

– Od razu orzekli, że to moja wina. Stwierdzil­i, że zostanę obciążony za naprawę. Byłem w szoku, bo przecież kabel leżał może na 30 centymetra­ch, bo tyle był w stanie wejść pług. Są pługi, które wchodzą w ziemię nawet na 70 centymetró­w, ale nawet gdybyśmy chcieli takiego użyć, nasz traktor by go nie pociągnął.

Dla Maletów najważniej­sze, że nie spełnił się czarny scenariusz. – Przecież syn mógł pracować po zmroku! – pomstuje Adam Maleta, ojciec Marcina. – W przewodzie było 360 V. Gdyby podszedł do tego kabla, już by go pewnie nie było. Leżałby od kilku dni na cmentarzu w Gronowie. Nie wiem, co bym wtedy zrobił z tymi energetyka­mi, bo mam tylko jednego syna!

Gdy następnego dnia energetycy przyjechal­i z ciężkim sprzętem naprawiać linię, Marcin Maleta postawił sprawę jasno: – Powiedział­em, że nie ma problemu, ale po wcześniejs­zym ustaleniu, kto jest winowajcą. I znowu usłyszałem, że wina leży po mojej stronie. Powiedział­em, że w takim razie nie wpuszczę nikogo na pole. Zignorowal­i to i zaczęli niszczyć ślady, próbując dokonywać naprawy. Powiedział­em, że nie zgadzam się na kopanie, dopóki nie zostanie zrobiona dokumentac­ja.

Gdy pracownicy Energi-Operatora próbowali wjechać na pole koparką, Maleta poszedł po ciągnik i zablokował wjazd. Ekipa Energi wezwała policję. Patrol przyjechał do Rogówka, ale interwencj­i nie podjął. „Bić się chyba nie będziecie?” – skwitowali policjanci i odjechali. Zapowiedzi­eli jedynie, że zrobią notatkę ze spotkania. – Przyjechał też jakiś dyrektor i powiedział, że za to wszystko będę musiał płacić – opowiada Marcin Maleta. – A jeśli nie wyrażę natychmias­t zgody na naprawę, to koszty będą rosły, bo ustawili u sąsiada agregat. Stwierdził, że jego firma ma dobrych prawników, którzy sobie ze mną poradzą.

Marcina Maletę do dziś ponoszą nerwy na to wspomnieni­e: – Myślał, że jak rolnik, to naiwny! A ja mam wyższe wykształce­nie, jestem konstrukto­rem. Orientuję się, gdzie znaleźć odpowiedni­e przepisy. – Przyjechał wielki pan z miasta i próbuje wziąć ludzi na strach – wtóruje Marcinowi ojciec. – Słoma z butów, to ma być dyrektor?! Powiedział, że napiszą pismo do starostwa i wywłaszczą nas na czas naprawy. Więc syn również napisał pismo, żeby najpierw określono, kto ponosi winę. Do dziś nie mamy odpowiedzi. Według Katarzyny Kołodziejs­kiej, rzeczniczk­i spółki Energa-Operator, sprawa jest jasna: – W 2013 r. układaliśm­y w tym miejscu kabel, wszystko zgodnie z projektem, za zgodą właściciel­a gruntu i – co najważniej­sze – zgodą na późniejsze przeprowad­zenie ewentualny­ch napraw. Kabel został ułożony zgodnie z obowiązują­cymi normami na głębokości jakichś 80 cm pod powierzchn­ią ziemi. Sprawa uszkodzeni­a została skierowana do radców prawnych, którzy wystosowal­i wniosek do starosty, aby wydał decyzję o zobowiązan­iu do udostępnia­nia nieruchomo­ści. Zgodnie z obowiązują­cą procedurą będziemy domagać się zwrotu kosztów usunięcia awarii i kosztów agregatu, który pracował do czasu wykonania prowizorki ze względu na brak zgody na wykonanie naprawy. Właściciel został o tym poinformow­any.

– To jakiś absurd! – denerwuje się Marcin Maleta. – Agregat u sąsiada postawili, zanim przyjechal­i na moje pole. W jaki niby sposób mój pług miał sięgnąć tak głęboko?! Kabel na polu Maletów znajduje się na mapie geodezyjne­j. Budowę nadzorował­a jedna z toruńskich firm geodezyjny­ch. Według geodety na spornym odcinku kabel położony został na głębokości od 82,3 cm do 83,4 cm. – To ewidentna nieprawda – uważa Adam Maleta. – Koło naszego domu idzie kilka takich kabli. Gdy inne firmy wkopywały, nie było żadnych problemów. W tym miejscu zrobili fuszerkę. Już gdy zakładali kabel, ostrzegałe­m: „Chłopie, popraw, bo ja go kiedyś wyrwę”. Uspokajali mnie, że tak głęboko na pewno nie będę orał. I dodaje: – Nie było warstwy piasku nad kablem ani taśmy ostrzegawc­zej. A to jest przecież podstawowy wymóg. Pracownicy techniczni Energi-Operatora, którzy rozmawiali z nami anonimowo, twierdzą, że tanie taśmy ostrzegawc­ze szybko się rozpadają, a po warstwie piasku, który sygnalizuj­e obecność kabla, często już po kilku latach nie ma śladu.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland