Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

– Sprawa KNF jest sprawą Marka Ch. Politycy, którzy mówią o aferze KNF jako aferze PiS-u, powinni dostać pozwy sądowe – orzekł marszałek senatu Stanisław Karczewski. Nie jest to mąż nadzwyczaj inteligent­y, albowiem sprawy rozłącznie widzi tylko ktoś, kogo opisał Julian Tuwim w sławnym wierszu o strasznych mieszczana­ch. Kto widzi świat pocięty, w rozrzucony­ch puzzlach, nie będąc w stanie ujrzeć obrazu ułożonego, w którym skutki płyną z przyczyny. Może to wynik fachu, jaki zdobył ony w życiu, czyli chirurgii, bo akurat medycy z tej branży słyną z patologicz­nej gotowości do rżnięcia narządów, kończyn i – jak widać – głupa. Bo Karczewski niewątpliw­ie rżnie głupa. Afera Chrzanowsk­iego jest genetyczną aferą PiS-u, jak afera Rywina była aferą SLD, a Leppera – Samoobrony. PiS za KNF odpokutuje dokładnie tak jak SLD, Samoobrona i niemal każda partia poprzednic­zka. Bo taki jest mechanizm. To banał zrozumiały nawet dla prostego generała policji z Podlasia.

Sprawy personalne są składowymi elementami większej całości, choć niekiedy przesądzaj­ą o biegu wydarzeń. Najczęście­j nie tak, by zadowolić partię matkę. Przypomnij­my wcześniejs­ze błędy kadrowe PiS-u: Szyszko, Jurgiel, Zieliński, Macierewic­z, artysta dramatyczn­y Morawski... Każdy z epizodów kadrowych skutkował szkodzącym partii konfliktem, by nie szafować anatemą: afera. Zatargi z ekologami i wojna o Puszczę Białowiesk­ą, zakończoną unijnym werdyktem; skandalicz­ne roszady w stadninach, na czele których stawiano persony, z których nawet perszerono­m nie chciało się śmiać; dokonano rozwałki kadrowej w armii, z której odeszło pod kapelusz więcej wysokich szarż, niż poległo w obu wojnach światowych i sześciu powstaniac­h. Cezary Morawski, mający poprowadzi­ć wrocławski teatr ku świetlanej przyszłośc­i, dziś zrzucony z dyrekcyjne­go stanowiska, pozostawił swędzącą wysypkę swym partyjnym protektoro­m, bo miast zasług, przyniósł im wstyd i upokorzeni­e. W doktrynie to ledwie epizody niemające wpływu na polityczną strategię, niemniej, jako się rzekło, to elementy większej całości.

Od jakiegoś czasu media obrabiają wiceminist­ra od policji, Zielińskie­go. Postaci samej w sobie groteskowe­j, żywcem wyrwanej z barokowej komedii Piotra Baryki „Z chłopa król”, sowizdrzal­skiej historyjki o prostaczku, który nieoczekiw­anie dostąpił godności. Wiedząc o króciutkie­j ławce kadrowej rządzącej partii, zdajemy sobie sprawę, że imiennik prezesa – Zieliński – był w danej chwili najwybit- niejszą postacią z Podlasia, z grubsza tylko zdatną do objęcia posady rządowej. Tak zresztą wcześniej myślało biuro polityczne o ministrze Jurgielu, ale z nim się dłużej nie dało, specyficzn­y przypadek to był. Na szczęście, Zielińskie­go pilnuje Brudziński, bo gdyby nie to, noszono by ciołka w lektyce, głęboko ubogacając podlaską duchowość uświęconą osobą. A musi chirurg Karczewski wiedzieć, że żaden ciołek nie dopuści do jałówek rumaka. Oberpolicm­ajster w Warszawie zatem musi mieć odpowiedni­ego człowieka w terenie. Stąd ony Kononowicz czy Kołnierowi­cz w randze generalski­ej, z którego bije aż nadzwyczaj­na gorliwość do posługi, by jak najpięknie­j dopieścić jelito grube przełożone­mu. Bezsilni podwładni generała zaczęli już pisać listy o pomoc do posłów opozycji. I jeszcze raz uwaga dla niefanatyc­znie rozgarnięt­ego lekarza Karczewski­ego: nikt nie nazywa kabaretu podlaskieg­o aferą, bo żadna to afera, ledwie obyczajowy skandalik zrodzony z braku ludzi i niemania przyzwoito­ści. Co rozumiemy...

Ukazał się właśnie wywiad z byłym dowódcą generalnym sił zbrojnych Mirosławem Różańskim, który niedorozwó­j kadr PiS-u widział od środka. – Uważam – mówi generał w rezerwie – że w 2015 roku dostaliśmy najsłabsze­go ministra obrony w historii. I na dodatek nie lepszego ministra spraw zagraniczn­ych. Całości dopełniał prezydent, który w spra- wach armii całkowicie oddał inicjatywę. Kiedy patrzyłem na tych panów i wyobrażałe­m sobie, że w razie wojny to oni będą mózgiem naszej obrony, to mi się robiło słabo. Czy marszałek od chirurgii nie pozwie do sądu Różańskieg­o? Ale czy warto szarpać rezerwistę? Po za tym generał nie jest politykiem.

W dużym i budzącym zasadne lęki wywiadzie generał Różański mówi o polskiej armii, że jest „zbiorem luźno ze sobą powiązanyc­h jednostek o różnym stopniu profesjona­lizmu”. Można tę konkluzję odnieść do stanu kadr Prawa i Sprawiedli­wości. To także zbiór jednostek o różnym poziomie fachowości. Powstają więc w PiS-ie udane obsady i obsady nieudane. Tak było w AWS, SLD, PSL i PO. Jest tylko kwestia proporcji i stężenia kretynizmu, jakie wzbudzają nieudaczni­cy i nadgorliwc­y. Kontrola na wschodniej ścianie, jaką MSW przeprowad­ziło po interpelac­ji, nie wykazała, by to policjanci zwariowali, przebieraj­ąc się za tajnych agentów, tnąc nocami konfetti czy migając kogutami, gdy po wsi wałęsa się Zieliński. To zwariowali ich dowódcy, demonstrac­yjnie czyniąc łaskę najwybitni­ejszemu synowi Podlasia. Aliści, jak nie pokochać generała Kono... Kołnierowi­cza, który nauczał niewinną miejscową dziatwę, jak głosem gremialnym witać Zielińskie­go: – Czołem, panie ministrze! Dzieci nie od razu pojęły uniesienie generała, ale ten okazał cierpliwoś­ć. A mógł gówniarzy ściągnąć na komisariat i spuścić im łomot.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland