Don Kichot polskiej energetyki
(Oko.press) Wszyscy odchodzą od węgla, tylko nie my.
Świat odchodzi od węgla i inwestuje w energię odnawialną. A rząd PiS planuje likwidować wiatraki na lądzie. Co w zamian? Mgliste plany na drogi atom i wiatraki na morzu. Antyekologiczni radykałowie w PiS zagonili ministra Krzysztofa Tchórzewskiego do narożnika, a ten ustąpił i jest teraz twarzą rządowej walki z wiatrakami.
Tydzień przed międzynarodowym szczytem klimatycznym COP24 w Katowicach Ministerstwo Energii zaprezentowało dokument „Polityka energetyczna Polski do 2040 roku” (PEP 2040).
We wstępie autorzy piszą, że dokument „stanowi odpowiedź na najważniejsze wyzwania stojące przed polską energetyką w najbliższych dziesięcioleciach oraz wyznacza kierunki rozwoju sektora energii z uwzględnieniem zadań niezbędnych do realizacji w perspektywie krótkookresowej”.
Wiatraki? Nie na polskiej ziemi
Z dokumentu można się dowiedzieć, jak Ministerstwo Energii wyobraża sobie zmiany w polskim sektorze energetycznym. Wiemy, że największym wyzwaniem, przed jakim stoi świat w tym zakresie, jest rezygnacja z węgla i przejście na odnawialne źródła energii, które nie zanieczyszczają naszego klimatu.
Co na to polski rząd? Zapowiada likwidację... elektrowni wiatrowych na lądzie, czyli jednego z najważniejszych odnawialnych źródeł energii.
OZE to nie tylko energia wiatrowa – to również energia wodna, słoneczna, biopaliwa, geotermia – wszystkie źródła energii, które nie wyczerpują się (tak jak ropa naftowa). A jednak najważniejszym w Polsce źródłem prądu z OZE są obecnie właśnie wiatraki.
Według danych GUS w 2016 były one odpowiedzialne za 55 proc. energii elektrycznej wyprodukowanej dzięki OZE. Geotermia, którą silnie promują ojciec Rydzyk i były minister środowiska Jan Szyszko, jest statystycznie niezauważalna.
Według „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku” wszystkie dziś istniejące turbiny wiatrowe mają zostać zlikwidowane do 2035 roku, a te, które są obecnie kontraktowane i powstaną w najbliższych latach – kilka lat później.
Na konferencji prasowej minister Krzysztof Tchórzewski powiedział: „Spadek produkcji z elektrowni wiatrowych wymuszony jest naszymi zobowiązaniami politycznymi”.
Chodzi o obietnice polityczne składane przez część posłów PiS.
Minister edukacji antywiatrakowej
Jedną z czołowych postaci PiS w walce z wiatrakami była obecna minister edukacji Anna Zalewska. W 2014 roku, gdy PiS był w opozycji, aktywnie walczyła o ograniczenie możliwości inwestowania w turbiny. Swój sprzeciw argumentowała dbałością o bezpieczeństwo: „Nie chcę, aby któregoś dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę”.
Zalewska od lat jest przeciwniczką stawiania farm wiatrowych. Jej sojusznikiem w obozie władzy jest dyrektor Departamentu Prawnego Ministerstwa Infrastruktury Marcin Przychodzki. Przychodzki był założycielem portalu stopwiatrakom.eu, gdzie ostro krytykuje wszelkie przejawy promowania OZE i odchodzenia od węgla.
Na portalu otwarcie pisze się o „religii klimatycznej” i zaprzecza zmianom klimatu.
Wobec opozycji w partii minister Tchórzewski musiał ustąpić i dziś firmuje pomysły, które mają ograniczyć rozwój elektrowni wiatrowych w Polsce.
Podczas gdy Europa Zachodnia inwestowała przez lata w tę technologię, aby obniżyć jej koszty i aby po usunięciu starych turbin zastąpić je dużo nowocześniejszymi oraz bardziej sprawnymi wiatrakami kolejnej generacji, Polska jest jedynym krajem na kontynencie, który zapowiada całkowitą eliminację tej technologii i spisanie na straty całej infrastruktury, która pozostanie po usuwanych turbinach.
Wiatr na morzu hula
Ministerstwo nie rezygnuje w stu procentach z energii wiatrowej. Co więcej, chce zwiększyć udział energii wiatrowej w miksie energetycznym. Jak chce to zrobić, skoro planuje zezłomować wszystkie dzisiejsze turbiny? RAJCZYK Kazuistyka alkoholowa. Rosyjska ustawa o sądach gminnych wydana w 1876 roku zawierała bogaty zestaw kar dla chłopów. Karę chłosty przewidywano dla tego, kto „przez znaczniejszą część roku bywa pijany”. Pijanego do utraty pamięci a znalezionego w miejscu publicznym karano jednym dniem robót przymusowych. Kto zaś upijał się w święta przed końcem nabożeństwa, podlegał karze aresztu. Pijących po nabożeństwie nie karano.
Plan opisany w dokumencie PEP 2040 zakłada, że turbiny na lądzie zostaną zastąpione wiatrakami na morzu. Wymiana ma się dokonać w ciągu kilkunastu lat. W 2016 roku, według danych Urzędu Regulacji Energetyki, polskie elektrownie wiatrowe dysponowały mocą zainstalowaną 5,8 tys. MW (megawatów). Plan zakłada początkowy wzrost. Według prognozy: w 2020 roku ma to być 6,4 tys. MW; w 2025 roku – 7 tys. MW; w 2030 roku mamy spadek dla elektrowni wiatrowych lądowych – 6 tys. MW i aż 4,6 tys. MW dla elektrowni wiatrowych na morzu;
w 2035 roku prognoza zakłada 2,1 tys. MW w elektrowniach lądowych i 6 tys. MW w morskich;
w 2040 ma już prawie nie być lądowych turbin (0,8 MW), a moc morskich ma wynieść 10,3 tys. MW.
Autorzy PEP 2040 zakładają, że ostatecznie daje to sporo więcej energii – na morzu wieje znacznie mocniej, więc elektrownie wiatrowe na morzu są bardziej skuteczne.
54 proc. energii z OZE w 2040 roku ma stanowić energia z elektrowni wiatrowych morskich. Z turbin umieszczonych na lądzie – tylko 2 proc.
Ambitne plany
Niestety, pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze, rząd ma problemy nawet z obecnymi deklaracjami. Na podstawie unijnej dyrektywy 2009/28/WE Polska powinna do 2020 roku uzyskiwać do 15 proc. energii elektrycznej z OZE. Jeszcze w lutym 2018 premier Morawiecki mówił, że jesteśmy na dobrej drodze, aby ten cel osiągnąć. Tymczasem według GUS w 2017 roku wskaźnik ten osiągnął zaledwie 11 proc. Co więcej, jest to spadek w stosunku do 2016 roku, kiedy to wynosił on 11,3 proc. (...).
Autorzy raportu Najwyższej Izby Kontroli o OZE piszą wprost, że osiągnięcie 15 proc. w 2020 roku jest poważnie zagrożone. Winny jest „brak konsekwentnej polityki państwa wobec odnawialnych źródeł energii, opóźnienia w wydawaniu przepisów wykonawczych oraz brak stabilnego i przyjaznego otoczenia prawnego, zapewniającego bezpieczeństwo i przewidywalność inwestycji w OZE, w szczególności w sektorze energii elektrycznej”.
Jeśli chodzi o „stabilne i przyjazne otoczenie prawne”, to w lipcu 2016 roku rząd PiS wprowadził ustawę, która przez zwolenników zielonej energii nazywana była „antywiatrakową”. Jednym z założeń ustawy jest to, że nowe instalacje mogą powstawać w określonej odległości od zabudowań. Jest to dziesięciokrotność wysokości wiatraka (jeżeli wiatrak ma 150 metrów wysokości, to musi być umiejscowiony ponad 1,5 kilometra od zabudowań). W gęsto zabudowanej Polsce to bardzo ogranicza możliwość stawiania nowych, wysokich wiatraków. Niestety, najnowocześniejsze wiatraki są wysokie.
Widać wyraźnie, że pomimo deklaracji i zobowiązań rządowi nie zależy na rozwoju elektrowni wiatrowych – najskuteczniejszego obecnie źródła odnawialnej energii.
Druga wątpliwa kwestia to plany budowy elektrowni wiatrowych na morzu. Jest to olbrzymi projekt. Założenia przedstawione w dokumencie Ministerstwa Energii to wybudowanie elektrowni wiatrowych o mocy 4,6 tys. MW między 2025 a 2030 rokiem.
Stąd obawa, że rozpisane założenia przejścia od turbin lądowych do morskich mają przede wszystkim dobrze wyglądać na papierze. W ten sposób ministerstwo przedstawia uzasadnienie dla wygaszania lądowych farm wiatrowych i odsuwa rozwiązanie problemu w czasie.
Rząd PiS jeszcze nie udowodnił nam, że dobrze radzi sobie z dużymi projektami infrastrukturalnymi. Mamy za to dowody na poparcie przeciwnej tezy – choćby w przypadku budowy autostrad i dróg ekspresowych. Od kilku lat tempo budowy nowoczesnych dróg wyraźnie spadło, a rząd PiS przeciąga rozstrzygnięcia przetargów.
Dlatego może skończyć się tak, że z powodu strachu minister Zalewskiej przed spadającymi śmigłami zostaniemy ostatecznie ze zrujnowanymi, przestarzałymi elektrowniami wiatrowymi i brakiem alternatywy czy dalszego planu (...).
Jak ministerstwo widzi transformację energetyczną polski w następnych 20 latach, skoro chce złomować wiatraki? Odpowiedzią ma być atom.
Plan zakłada wybudowanie elektrowni jądrowej w 2033 roku. W 2040 roku już ponad 40 proc. energii ma pochodzić z tego źródła. Niestety, atom jest drogi. Natomiast koszty energii z elektrowni wiatrowych regularnie spadają. Według portalu wysokienapięcie.pl najnowsze elektrownie wiatrowe produkują energię dwa razy taniej niż najnowsze elektrownie węglowe (...). (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)
PS W ubiegły piątek wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski stwierdził, że resortowi nie chodzi o hamowanie lądowej energetyki wiatrowej na rzecz morskiej i „budowanie drugiej nogi kosztem amputacji pierwszej”. I komu tu wierzyć – ministrowi czy jego zastępcy?