Dla kogo Kona?
Hyundai prezentuje nowy model SUV-a.
Odważny, drapieżny wygląd, niezwykle bogate wyposażenie, napęd na cztery koła, dynamiczny silnik i pięcioletnia gwarancja bez limitu kilometrów. Tym wyróżnia się Hyundai Kona – koreański crossover, wobec którego nie sposób przejść obojętnie. Mały SUV Hyundaia ma też jednak swoje wady. Nie jest zbyt przestronny, ma spory apetyt na paliwo i kosztuje – w najbogatszej wersji wyposażenia – grubo ponad 100 tysięcy złotych.
Pod koniec ubiegłego roku do polskich salonów trafił Hyundai Kona. Koreańczycy długo czekali ze swoją propozycją w zyskującym z roku na rok coraz większą popularność segmencie miejskich crossoverów. W tej klasie aut od lat silną pozycję ugruntowały sobie takie modele jak Peugeot 2008, Opel Mokka, Renault Captur czy Citroen C4 Cactus. Okazuje się, że warto było poczekać na Konę, której z pewnością musi obawiać się europejska konkurencja. Na pierwszy rzut oka Hyundai imponuje nietuzinkową stylistyką. Zgrabne auto wyróżnia agresywnie zaprojektowany przód, z charakterystycznymi cienkimi ledowymi reflektorami i masywnym grillem. Efektu dopełniają proponowane żywe kolory nadwozia, połączone z czarnym dachem i czarnymi lusterkami. Bez wątpienia crossover Hyundaia może się podobać.
Dzięki uprzejmości łódzkiego salonu Marvel miałem okazję jeździć najbogatszą wersją Kony o nazwie Premium. Samochód w tej odmianie był
naszpikowany elektroniką
i zaskoczył mnie wyposażeniem, którego można by się spodziewać w przypadku aut ulokowanych kilka półek wyżej. 8-calowy dotykowy, multimedialny wyświetlacz odpowiedzialny za nawigację, telefon czy odtwarzanie muzyki poprzez Bluetooth, podgrzewana i skórzana kierownica, bezprzewodowa ładowarka indukcyjna do smartfonów, kamery cofania, wysokiej klasy system audio... Ponadto czuwający nad bezpieczeństwem asystenci monitorowania martwego pola i system utrzymywania toru jazdy. Zanim odwiedziłem salon Hyundaia, przejrzałem wiele zdjęć Kony i obawiałem się efektu „taniości” wewnątrz pojazdu. Na żywo było – co jest wielką rzadkością – całkiem odwrotnie! W rzeczywistości auto wypada zdecydowanie lepiej niż na fotkach. Owszem, w środku dominują twarde plastiki, ale są świetnie spasowane i trudno doszukać się jakiegokolwiek ich trzeszczenia. Po kilku chwilach spędzonych za sterem crossovera poczułem się w nim naprawdę komfortowo. W dużej mierze była to zasługa wygodnych, podgrzewanych, elektrycznie regulowanych półskórzanych foteli. Poza tym czarna podsufitka, schludne listewki w kolorze nadwozia, pasy bezpieczeństwa również w odcieniu lakieru dały elegancki i spójny efekt. Nie powalała liczba schowków (choć brawa należą się za praktyczną skrytkę na okulary w okolicach środkowego lusterka), brakowało także regulacji podłokietnika, który był jak dla mnie zainstalowany zbyt płytko.
Największą frajdę przyniosło mi samo
prowadzenie auta.
Kona z benzynowym silnikiem 1.6, o mocy 177 koni mechanicznych, może aspirować do miana miejskiej wyścigówki. Do „setki” rozpędza się w niecałe 8 sekund, a w dynamicznej jeździe pomaga 7-stopniowy nowoczesny automat, na którego pracę nie sposób narzekać. W przypadku tego motoru (w odwodzie pozostaje jeszcze słabsza, 120-konna benzyna) mamy do czynienia z napędem na cztery koła, dzięki czemu zimą nie musimy obawiać się niekontrolowanych poślizgów. Miejski Hyundai wręcz rwał się do szybkiej jazdy, a silnik ochoczo wkręcał się na wysokie obroty. Na autostradzie przy prędkości 160 km/godz. nie było wcale przesadnie głośno jak na tej klasy pojazd.
Dynamiczny motor
nie jest jednak zbyt ekonomiczną jednostką. – W mieście, gdzie sporo stoimy w korkach, musimy liczyć się ze spalaniem rzędu 11 litrów paliwa na 100 kilometrów. Znacznie lepiej jest już na trasie, lecz trzeba pamiętać, że Kona to przede wszystkim miejskie auto – mówił Błażej Ziętkowski, kierownik salonu Hyundai Marvel w Łodzi. – Mocny silnik, lubiący wysokie obroty, jest doceniany i chętnie wybierany przez naszych klientów. Większość decyduje się także na zakup najdroższej wersji wyposażenia – relacjonował Ziętkowski. I tu zaczynają się schody, bowiem za tak zestawioną Konę trzeba wyłożyć ponad 112 tysięcy złotych... Mimo
pomieści właściwie niewiele więcej prócz zakupów czy skromnych pakunków na weekendowy wypad (361 litrów pojemności). O ile z przodu można podróżować naprawdę wygodnie, to miejsca na tylnej kanapie jest już bardzo mało. Próbując usiąść z tyłu za wysokim kierowcą, będziemy uderzać kolanami w plastikowe obicie przedniego fotela. Dla kogo zatem jest Hyundai Kona? Czy faktycznie za jego kierownicą możemy zobaczyć głównie kobiety, które tak chętnie wybierają crossovery? – Wbrew pozorom to faceci świetnie odnajdują się w tym samochodzie. Miałem klientów, którzy kupowali to auto dla żony, po czym niechętnie się z nim rozstawali – przekonuje sprzedawca. I faktycznie, biorąc pod uwagę radość z jazdy, jaką daje Kona, można doszukać się prawdy w tej teorii.
Hyundai Kona jest z całą pewnością samochodem wartym uwagi. Futurystyczna linia nadwozia zgrabnie wkomponowuje się w miejską scenerię. Gorzej jest już z praktycznego punktu widzenia. Ci, którzy lubią narzekać na
brak przestrzeni
w kabinie, będą mieli spore pole do popisu. Jednak na całe szczęście względy praktyczne nie u każdego kierowcy są najważniejsze, dzięki czemu na drogach możemy cieszyć się pełną różnorodnością. Jeśli interesuje nas segment małych SUV-ów, na pewno powinniśmy przetestować i obejrzeć na własne oczy (nie kierując się wyłącznie zdjęciami!) Konę. W wypadku kiedy cena nowego auta i jego dalsza tania eksploatacja (mowa tu wyłącznie o kosztach paliwa, bowiem nie musimy martwić się usterkami, gdyż Hyundai oferuje pełną 5-letnią gwarancję) również nie są dla nas priorytetem, a bardziej zależy nam na oryginalnym i stosunkowo szybkim miejskim aucie, koreański crossover ma duże szanse, żeby przypaść do gustu. maciej.woldan@angora.com.pl