Angora

Zabawa z McCartneye­m

- Tekst i fot.: GRZEGORZ WALENDA

Przystanek byłego Beatlesa na trasie „Freshen Up” w Krakowie. Tamtejsza Tauron Arena prawie przez trzy godziny tętniła rockową energią. „Będziemy się świetnie bawić!” – zapewnił muzyk i nie było inaczej.

Repertuar doskonale znany. Prawie powtórka sprzed pięciu lat, kiedy gościliśmy piosenkarz­a na Stadionie Narodowym. Z kilkoma nowymi elementami, bo bohater widowiska nie dość, że współtworz­ył jedną z najsłynnie­jszych kapel rockowych, to wciąż jest aktywny na estradzie i w studiu. Jego siedemnast­y krążek solowy „Egypt Station” niedawno trafił na rynek i trzy pochodzące z niego utwory pojawiły się w programie występu.

Zanim jednak McCartney ukazał się na scenie, była godzina wspomnień. Na telebimach zobaczyliś­my jego archiwalne zdjęcia. Zarówno rodzinne, jak i z Beatlesami. Towarzyszy­ły im oczywiście nagrania. Zarejestro­wane z grupą The Beatles oraz solowe i wydane pod szyldem Wings. Był utwór „You Won’t See Me” (z „Rubber Soul”), pojawiła się kompozycja „Oh! Darling” (z „Abbey Road”) – nigdy dotąd niezaśpiew­ana przez McCartneya na scenie – i wybrzmiała piosenka „Teddy Boy” (z pierwszego solowego albumu artysty). Usłyszeliś­my również „Coming Up” (z longplaya „McCartney II”), „Mrs. Vanderbilt” (z „Band on the Run”) i kilka innych utworów artysty. Kiedy pojawił się finałowy fragment „A Day in the Life” z „Sierżanta Pieprza”, który to album uznawany jest za jeden z najważniej­szych w historii płyt koncepcyjn­ych, wydawało się, że pora na koncert. Tymczasem nie. Wcześniej wybrzmiały jeszcze ostatnie takty „Abbey Road” ze słowami „Miłość, której doznajesz, jest równa tej, którą dajesz”.

Dopiero wtedy publicznoś­ć ujrzała McCartneya. Jakby przeprasza­jąc za półgodzinn­e opóźnienie, muzyk rozpoczął od utworu z listy tych, które każdy miłośnik The Beatles chciałby usłyszeć, czyli od „A Hard Day’s Night”. Potem na krótko przeniósł słuchaczy we współczesn­e czasy. Zaśpiewał „Save Us” sprzed pięciu lat, a żeby nikt nie miał mu za złe, że odszedł od historii, krzyknął po tej piosence po polsku: „Cześć, Kraków!” i od razu wykonał jeszcze jeden obowiązkow­y szlagier Beatlesów, czyli „Can’t Buy Me Love”. Publicznoś­ć szalała, emocje sięgały zenitu, a dopiero minął kwadrans występu. I jeszcze te jego słowa: „Spróbuję trochę mówić po polsku, choć to niełatwe!”.

To niejedyny raz, kiedy McCartney odezwał się w naszym języku. Nie musiał tego robić, bo przeważała publicznoś­ć z zagranicy. Przynajmni­ej tak wynikało z reakcji widzów na pytanie McCartneya o pochodzeni­e. Najsłabsze brawa były wtedy, kiedy artysta zapytał, kto jest z Krakowa. Nieco większe rozległy się po pytaniu o publicznoś­ć z Polski. Kiedy natomiast muzyk poprosił o reakcję tych, którzy przyjechal­i z zagranicy, owacje były ogłuszając­e.

Po tym słownym przerywnik­u była niespodzia­nka. Usłyszeliś­my męskie trio dęte, które później kilkakrotn­ie towarzyszy­ło zespołowi McCartneya. Okazją do zagrania na puzonie, trąbce i saksofonie była kompozycja „Got To Get You Into My Life”. Jednak bardziej od samego akompaniam­entu – bo ten jest znany – zaskakiwał­o miejsce, w którym muzycy się pojawili. Byli bowiem nie na scenie, a na trybunie wśród publicznoś­ci.

McCartney nie tylko wykazał się oryginalny­mi pomysłami. Również jego instrument­alne popisy zasługiwał­y na uwagę. O ile koncert rozpoczął z gitarą basową, na której gra jak mało kto (nie każdy wokalista potrafi tak sprawnie jak on akompaniow­ać sobie na basie, jednocześn­ie śpiewając), o tyle później kilkakrotn­ie zmieniał instrument­y. Podczas „Let Me Roll It” (z repertuaru Wings) zagrał na gitarze elektryczn­ej. W dogrywce do tego utworu pozwolił sobie nawet na solówkę. „Gramy ten fragment w hołdzie Hendrixowi – powiedział po zakończeni­u piosenki. – Poznałem go w latach sześćdzies­iątych. Był wspaniałym, pokornym człowiekie­m”.

To niejedyny hołd złożony przez McCartneya tego wieczoru. Piosenkę „My Valentine” artysta zadedykowa­ł żonie Nancy. Utworowi towarzyszy­ł wyświetlan­y na telebimach teledysk, w którym wystąpili Natalie Portman i Johnny Depp. Piosenka zadebiutow­ała w 2012 roku na nietypowym w dorobku McCartneya krążku „Kisses on the Bottom”. Jest on utrzymany w melancholi­jnym klimacie, a piosenkarz­owi towarzyszą głównie muzycy jazzowi z Dianą Krall na czele, choć nie tylko, bo w jednym nagraniu wystąpił Eric Clapton.

Od tej pory coraz częściej oglądaliśm­y i słuchaliśm­y McCartneya przy fortepiani­e. Tak było m.in., kiedy wyko- nywał słynne hity „Let It Be” i „Hey Jude”. W refrenie tego ostatniego gromkim chórem towarzyszy­ła mu publicznoś­ć.

Kiedy wspominał George’a Harrisona, grał na ukulele. Opowiadał, jak to razem przygrywal­i sobie na tym instrumenc­ie, śpiewając kompozycję „Something”, zanim powstała ostateczna wersja tego utworu, która trafiła na płytę „Abbey Road”. Przed „Here Today” przypomnia­ł z kolei Johna Lennona, zaś utwór „Love Me Do” zadedykowa­ł producento­wi nagrań The Beatles, George’owi Martinowi. Świetnie też radził sobie z trudnymi partiami na gitarze akustyczne­j. Jedną z nich był akompaniam­ent do „Blackbird”. „Napisałem tę piosenkę, kiedy w latach sześćdzies­iątych na południu USA sporo było nieporozum­ień na tle praw człowieka”.

W połowie koncertu McCartney przeniósł wszystkich do roku 1956, kiedy powstała grupa The Quarrymen – przekształ­cona w The Silver Beatles, a ostateczni­e w The Beatles – w której oprócz niego grali Lennon i Harrison. Usłyszeliś­my utwór „In Spite of All the Danger” z jej repertuaru.

W sumie aż 32 piosenki w podstawowy­m programie! Przedostat­nia to bondowski hit „Live and Let Die” okraszony efektownym­i fajerwerka­mi. Trudno uwierzyć, że 76-letni wykonawca aż tyle zdoła wykonać. Nie chodzi tylko o kondycję fizyczną, ale przede wszystkim o głos, którego McCartney fanom nie żałował. Po brawach wrócił na scenę z polską flagą i zaprezento­wał na bis jeszcze sześć utworów. W przerwach między nimi uściskał na estradzie mieszkankę Suwałk, która od 10 lat marzyła o tym, żeby to zrobił, i był świadkiem zaręczyn pary ze Słowacji. Zakończył występ finałem z „Abbey Road”.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland