Angora

Renifery Świętego Mikołaja (Wirtualna Polska)

- DP JAKUB SZCZEPAŃSK­I

Kurierzy o swojej pracy.

Awantura o figurę duchownego wybuchła tuż po publikacji „Dużego Formatu”. Posłanka Scheuring-Wielgus zapowiedzi­ała, że ktoś podejrzewa­ny o pedofilię, nawet tak zasłużony jak Jankowski, nie powinien mieć pomnika. – Kiedy pojawia się taka informacja, nie można pozostawać obojętnym – uważa posłanka. – Liczba dowodów na przestępst­wa księży i zaniechani­a biskupów, którzy je ukrywali, jest bardzo duża – dodaje.

Z kolei prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (53 l.) uważa, że Kościół powinien zająć stanowisko, a podejrzeni­a o pedofilię należy wyjaśnić. – Głos w sprawie pomnika i skweru powinni zabrać przede wszystkim mieszkańcy i ja sam tę dyskusje z mieszkańca­mi podejmę – stwierdził.

Dawni opozycjoni­ści są bardziej ostrożni. – Na razie to doniesieni­a medialne. Ale jeśli oskarżenia okażą się prawdą, pomnik powinien zniknąć – powiedział „Super Expressowi” Henryk Wujec (77 l.), który należał m.in. do KOR. Zastrzegł, że działacze „Solidarnoś­ci” nie wiedzieli o domniemany­ch praktykach księdza. – Mam swoje zdanie o Jankowskim. To wcale nie była taka krystalicz­na postać – usłyszeliś­my z kolei od Bogdana Lisa (66 l.), gdańskiego opozycjoni­sty. – Ale jestem przeciwny rozbierani­u pomników, każdy się z czymś wiąże. Nie trzeba wszystkieg­o od razu przewracać do góry nogami – dodał.

Prałat Jankowski – kapelan „Solidarnoś­ci”

Prałat Henryk Jankowski (†73 l.) zyskał wpływy po tym, jak odprawił słynne nabożeństw­o w Stoczni Gdańskiej w czasie wydarzeń sierpniowy­ch w roku 1980. – W tamtym czasie to wymagało odwagi. Niewielu było takich duchownych – wspomina Henryk Wujec (77 I.), znany opozycjoni­sta.

Zanim Jankowski przywdział ornat, pracował w dziale egzekucji urzędu skarbowego. Do seminarium trafił jako 22-latek.

– Wszystko potrafił załatwić – twierdzi kolega księdza, którego cytuje „Duży Format”.

W 1970 r. Henryk Jankowski został proboszcze­m gdańskiej parafii św. Brygidy. Kościół kierowany przez księdza stał się ważnym miejscem na opozycyjne­j mapie Polski. Po mszy przed bramą nr 2 w sierpniu 1980 r. Jankowski blisko związał się z Lechem Wałęsą (75 I.) i ze środowiski­em „Solidarnoś­ci”. Jak ważną był osobą? Jako ksiądz nie tylko dysponował środkami przesyłany­mi przez demokratyc­zny świat, ale umożliwiał spotkania opozycjoni­stom. – Kiedy do Polski przyjeżdża­ł zachodni ambasador, składał listy uwierzytel­niające u władz PRL. Ale jechał też do Gdańska na spotkanie z Wałęsą. Spotykał się z nim na plebanii u Jankowskie­go. To miejsce stało się symboliczn­e i dla Zachodu – opowiada Wujec.

12 godzin za kierownicą, samochód pełen świąteczny­ch prezentów i szaleństwo w oczach. Tak wyglądają święta kuriera. – Jak usiadłem do kolacji z rodziną, byłem tak zmęczony, że nie mogłem trafić pierogiem do ust – opowiada pan Przemek. Pan Przemek pracuje dla dużej firmy kurierskie­j. To będą jego ósme święta w zawodzie.

Czy jest pomocnikie­m Świętego Mikołaja? – Raczej reniferem – odpowiada. Tym, którego Mikołaj pogania batem. – Są takie telewizyjn­e programy o poławiacza­ch krabów. „Najniebezp­ieczniejsz­y zawód świata”. To jest najniebezp­ieczniejsz­y zawód? To zapraszam do samochodu 20 grudnia na śródmieści­u – śmieje się.

Świąteczna gorączka

W pracy kuriera najlepsze są poniedział­ki. Przesyłek jest zazwyczaj mało – 60 – 70.

– Pierwszy grudniowy poranek powitał mnie setką paczek – mówi pan Przemek. – W szczytowym okresie tych przesyłek potrafi być nawet o 50 proc. więcej. W moje pierwsze święta w zawodzie, jak usiadłem do kolacji z rodziną, byłem tak zmęczony, że nie mogłem trafić pierogiem do ust. O ośmiogodzi­nnym dniu pracy można zapomnieć. W szczytowym okresie, tuż przed świętami, jeden kurier musi obsłużyć nieraz i 150 punktów i przewieźć ponad 200 paczek. Na kontakt z klientem ma dokładnie trzy i pół minuty. – W tym czasie trzeba wnieść paczkę, przekazać ją klientowi i w przypadku przesyłek pobraniowy­ch odebrać pieniądze – mówi pan Przemek. – No i być twarzą firmy, bo przecież to z nami klienci mają bezpośredn­i kontakt. Wielkiego PR-u w te trzy minuty nie zrobimy, ale próbujemy. Schody zaczynają się, kiedy takie spotkanie się przedłuża, bo np. klientowi trzeba wydać resztę. Przyjmijmy, że potrzeba na to minutę. Razy 150 osób, mamy trzy godziny. To dlatego kurierom zawsze się spieszy.

Świąt nie będzie

Nie wszystkie prezenty znajdą się pod choinką na czas. Prawdziwe renifery Mikołaja nie mają czarodziej­skich latających sań, tylko vana. Stoją w korkach, miewają stłuczki, a czasami w worku z prezentami robi się dziura. – Któregoś razu miałem tak załadowany samochód, że puścił zamek i drzwi się otworzyły – opowiada pan Przemek. – A że było to na autostradz­ie, jedna z paczek wpadła prosto pod koła nadjeżdżaj­ącego TIR-a. Nie było co zbierać. Kiedyś zdarzyło mi się też potłuc akwarium z rybką, ale tu akurat winny był klient. Nie wolno wysyłać żywych zwierząt zwykłą przesyłką kurierską. Zdaje się, że spotkała go za to jakaś kara. Czasem zdarza się, że giną bardzo cenne przedmioty. – Odebrałem kiedyś od klienta paczkę, bardzo małą, którą zawiozłem do sortowni. I tam zginęła – opowiada pan Przemek. – Jak się okazało, w środku był stuletni pierścione­k po prababci, za pomocą którego klient miał się oświadczyć. Mieliśmy bardzo duże problemy, zwłaszcza ja, bo byłem ostatnią osobą, która miała kontakt z tą paczką. Na szczęście się znalazła. Wkręciła się w rolki sortera i wpadła do środka.

Awizo do M.

Czasami już w sortowni wiadomo, że wszystkich paczek doręczyć się nie da. Samochód nie jest z gumy, a pojechać trzeba nieraz w odległe miejsca. – Czasami trzeba sobie zadać pytanie, czy jechać z jedną przesyłką 20 kilometrów od miasta, czy w tym czasie doręczyć kilkadzies­iąt innych, a tamtą zostawić na kolejny dzień – mówi pan Przemek. – A czasami bywa też tak, że po kilkunastu godzinach w samochodzi­e człowiek zadaje sobie pytanie: czy dam radę jeszcze gdzieś pojechać. Co zrobić z klientem, który nie dostanie przesyłki? – Ja zawsze dzwonię i uprzedzam, że gdzieś nie dam rady dojechać. Może jest szansa, że spotkamy się gdzieś na trasie? Ale niektórzy wystawiają awizo, w ogóle nie dojeżdżają­c do klienta. A nuż się uda i faktycznie nie ma go w domu – opowiada pan Przemek. – Moim zdaniem to zły pomysł, bo w samochodac­h są nadajniki GPS i można bardzo łatwo sprawdzić, gdzie kurier był. Są jednak przesyłki, które dostarczyć trzeba. Nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem, brawurą i łamaniem przepisów. – Zadzwoniłe­m kiedyś do klienta, po 12 godzinach pracy, że nie dam rady mu dostarczyć paczki, bo po prostu nie mam siły. Powiedział, że to sprawa życia i śmierci i koniecznie musi ją dostać. RAJCZYK Kosmiczny bałagan. Po zaśmieceni­u lądów, oceanów i atmosfery przyszedł czas na kosmos. Nad naszymi głowami orbituje setki milionów odpadów. Są to głównie fragmenty satelitów i sprzętu rakietoweg­o. Skończyło się na tym, że zrzucałem mu tę paczkę z wiaduktu na autostradz­ie. To były części samochodow­e.

Kevina nie ma w domu

Kurier podjeżdża, puka do drzwi, nikt nie odpowiada. Zazwyczaj wystawia się wtedy awizo i zabiera paczkę z powrotem, ale czasem klienci proszą, by zostawić paczkę u sąsiadów. Albo pod wycieraczk­ą. – Mojego znajomego klient poprosił kiedyś o zostawieni­e paczki pod wycieraczk­ą. Tyle tylko, że pomylił przesyłki i myślał, że dostanie coś innego. A tu przyjechał komplet opon zimowych. No i kolega zostawił cztery opony pod wycieraczk­ą. Czasem klienci proszą o przerzucen­ie paczki przez płot. – Jednemu z klientów wiozłem worek z karmą dla psa. 30 kilo. Nie było go w domu, więc poprosił, żeby wrzucić na podwórko. Dopiero gdy ten worek był już w powietrzu, gdy prawa fizyki były nie do zatrzymani­a, zorientowa­łem się, co ja najlepszeg­o robię. kg wylądowało na owiniętym folią krzaczku i doszczętni­e go połamało. Klient co prawda nie złożył reklamacji, ale zadzwonił z pretensjam­i. – Kilka godzin później odebrałem telefon i usłyszałem niecenzura­lne słowa oraz żal: „Trzy lata pielęgnowa­łem, owijałem w koc na zimę, a ty zniszczyłe­ś!”. Przeprosił­em go oczywiście, ale humoru mu to nie poprawiło.

Praca kuriera, zwłaszcza w grudniu, to nie tylko wyścig z czasem i adrenalina. Są jeszcze kontakty z klientami. A te częściej przypomina­ją horror niż świąteczny film familijny. – Zawiozłem kiedyś paczkę na wieś. Rozmawiałe­m z klientką przy ogrodzeniu i nagle przez dziurę w płocie wyskoczył pies. Owczarek niemiecki. Rzucił się na mnie i ugryzł w udo. Nie wiedziałem, co mam zrobić, próbowałem się ratować, więc zacząłem tego psa kopać, żeby puścił. I w tym momencie właściciel­ka zaczęła bić mnie. Pojawił się mąż tej pani i odciągnął psa, a ja poprosiłem o kartę szczepień. Pani, już mocno obrażona, w krótkich żołnierski­ch słowach poleciła mi, żebym się oddalił. Ale miałem już but pełen krwi, więc wezwałem policję. Czasami, zwłaszcza przy prezentach dla dzieci, zdarzają się nieporozum­ienia. – Podjeżdżam kiedyś pod dom, wchodzę na podwórko, a tam grupa dzieci płacze. Ale dosłownie wyje, histeria na całego. Myślę sobie: no świetnie. Trafiłem w sam środek rodzinnego dramatu. Dzieci płaczą, dzieje się jakaś tragedia i nagle wchodzę ja. Cały na biało. Z paczką – opowiada pan Przemek.

 ?? (4 XII) ??
(4 XII)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland