Współczesny latarnik (NaTemat.pl)
Za brak światła mógł kiedyś stracić głowę...
Za brak światła mógł kiedyś stracić głowę.
Jadąc trasą z Władysławowa w kierunku Karwi, mniej więcej w połowie drogi wjeżdżamy na brukowany trakt, a po prawej stronie zza drzew wyłaniają nam się dwie strzeliste budowle. To znak, że jesteśmy w Rozewiu, a wspomniane budynki to dwie latarnie morskie. Ciechanowskim, bo wszyscy tu blisko siebie mieszkaliśmy. A teraz pracuję z moim szwagrem. Mój ojciec przeszedł na emeryturę, pan Ciechanowski zresztą też, i co ciekawe – na jego miejsce przyszedł jego szwagier – opowiada latarnik. Wchodzimy do najniższego pomieszczenia. Łącznie przed nami jeszcze cztery. W każdym z nich jest wystawa dotycząca latarni. Tuż obok wejścia wisi tablica z nazwiskami latarników od samego początku jej istnienia do teraz. Łącznie 34 osoby. – Jest mało latarni w Polsce, to nie jest popularny zawód, żeby ludzie pchali się do niego drzwiami i oknami. Tu trzeba liczyć się z tym, że to służba w ściśle określonym trybie: dzień, noc, dwa dni wolnego i znowu dzień, noc itd. Nie wszystkim to odpowiada. Ja wiem, że w tym roku mam sylwestra w pracy. Czasami nie wiem, jaki mamy dzień tygodnia, tylko to, że jestem przed służbą albo po służbie – mówi pan Artur. – Często ludzie się dziwią, jak im mówię, że z zawodu jestem latarnikiem. „Latarnik? Jaki latarnik?”. Nie mogą dopasować, o jaką latarnię chodzi: uliczną, miejską? Mylą mnie z osobą, która kiedyś zapalała i gasiła w miastach latarnie gazowe na ulicach. A służba w latarni morskiej to zupełnie co innego – śmieje się mężczyzna.
Podróż w górę
Pierwsze kroki w latarni stawiamy w ceglanej podstawie latarni. W środku jest ciemno, bo światło słoneczne zabierają rosnące dookoła drzewa. – Przez nie trzeba było przebudować latarnię i podnieść ją ponad ich korony – wyjaśnia latarnik. – Ta część, w której teraz jesteśmy, została wybudowana w 1822 roku. Najpierw rozpalano na niej ogień, potem palenisko zastąpiono lampą naftową. W 1910 roku została ona podwyższona i zmodernizowana. Zamontowano na niej już lampę elektryczną, a obok wybudowano elektrownię z maszyną parową – mówi.
– Wtedy też wygaszono latarnię, która znajduje się obok nas. A w 1978 roku naszą latarnię podwyższono drugi raz. Wszystko przez wspomniane drzewa. Ostatnią służbę w starej, niezmodernizowanej latarni pełnił mój ojciec. Miał wtedy służbę nocną. Latarnia świeciła bez dachu i bez szyb, bo wszystko zdemontowano. Rano wyłączono latarnię, zdemontowano optykę i nałożono stalową nadbudowę – wspomina Krężałek.
W drodze w górę na metalowych, kręconych schodach mijamy turystów. Przyglądają się z zainteresowaniem