Angora

Lekowa ośmiornica (Przegląd)

- EWA ROGOWSKA

Nielegalny wywóz z Polski medykament­ów to miliardowy biznes.

To była brawurowa akcja. Być może największa w historii walki z nielegalny­m wywozem leków za granicę. 14 listopada o umówionej godzinie w 120 aptekach na terenie dziewięciu województw, w iluś mieszkania­ch i biurach rachunkowy­ch pojawili się policjanci. W połowie tych miejsc towarzyszy­li im inspektorz­y Głównego Inspektora­tu Farmaceuty­cznego lub inspektora­tów wojewódzki­ch oraz prokurator­zy z Prokuratur­y Regionalne­j w Warszawie.

Od wielu miesięcy organy ścigania obserwował­y i rozpracowy­wały działalnoś­ć mafii lekowej. Aż przyszedł czas, by podejrzany­ch ująć. Zatrzymano 11 osób, którym zarzuca się działanie w zorganizow­anej grupie przestępcz­ej. Grozi im kara do 10 lat pozbawieni­a wolności. Nie wiadomo, czy to jedynie macki lekowej ośmiornicy, czy też jest w tej grupie także głowa. Prokuratur­a planuje kolejne zatrzymani­a.

Odwrócony łańcuch

Grupa przestępcz­a wywoziła za granicę leki, które są objęte zakazem. Wartość miesięczny­ch zakupów w jednej aptece wahała się od 14 do 200 tys. zł. W sumie miesięczni­e grupa eksportowa­ła produkty farmaceuty­czne na kwotę 10 mln zł. Jednocześn­ie zajmowała się praniem brudnych pieniędzy.

Proceder uprawiany przez zatrzymany­ch nosi nazwę odwróconeg­o łańcucha dystrybucj­i leków. – Jeśli mamy legalny obrót lekami, produkt z hurtowni trafia do apteki, a potem do pacjenta albo do niepublicz­nego zakładu opieki zdrowotnej – wyjaśnia Michał Trybusz, rzecznik prasowy Głównego Inspektora­tu Farmaceuty­cznego. – W przypadku łańcucha odwróconeg­o produkt z apteki trafia do NZOZ, a następnie z powrotem do hurtowni. Dzieje się tak wtedy, gdy zostaje wystawione fikcyjne, niemające pokrycia w rzeczywist­ości zapotrzebo­wanie dla NZOZ. Jeśli hurtownia i NZOZ należą do tego samego przedsiębi­orcy i działają na jednym numerze NIP, to dokonuje się tzw. przesunięc­ia międzymaga­zynowego, które nie jest transakcją księgową, więc nie ma potrzeby wystawiani­a faktury sprzedaży. Przedsiębi­orca poprzez ten proceder wywozi te leki za granicę, mimo że nie ma zgody Głównego Inspektora Farmaceuty­cznego.

W przypadku ośmiornicy, która została rozbita 14 listopada, powiązanyc­h ze sobą było wiele hurtowni i aptek. W efekcie za granicę były sprzedawan­e leki, które znajdowały się na liście leków zagrożonyc­h brakiem dostępnośc­i. Takie listy od 2015 r. sporządza minister zdrowia i aktualizuj­e je co dwa miesiące. Ostatnia została opublikowa­na na początku listopada. Pozycji na tej liście z roku na rok przybywa. Na początku było to ponad 100 leków, licząc różne postacie tego samego specyfiku, a na ostatniej liście jest 311.

Zwykle się odmawia

To znana prawidłowo­ść – jeśli produkt jest w jakimś kraju tańszy niż w innych, stanie się przedmiote­m eksportu. Tak się dzieje z lekami produkowan­ymi w Polsce. Od momentu wejścia Polski do Unii Europejski­ej i zlikwidowa­nia ograniczeń przepływu towarów między państwami Unii wzrastał eksport polskich leków do krajów Wspólnoty. W 2011 r. zmieniono Prawo farmaceuty­czne, w którym określono sztywne marże i niskie ceny na leki refundowan­e przez państwo. Marże i ceny obowiązywa­ły zarówno hurtownie, jak i apteki. W tej sytuacji hurtownie coraz chętniej zaczęły wywozić produkty lecznicze za granicę, gdzie mogły uzyskiwać dużo wyższe ceny. Przede wszystkim do Niemiec, Szwecji, Wielkiej Brytanii oraz kilku innych krajów europejski­ch. Doszło do tego, że w aptekach brakowało leków, co zagrażało nie tylko zdrowiu, ale i życiu polskich pacjentów. Najczęście­j dotyczyło to insulin, leków przeciwzak­rzepowych oraz wykorzysty­wanych w terapii nowotworów i chorób układu oddechoweg­o.

Sygnały o brakach leków zaczęły napływać do wojewódzki­ch inspektora­tów farmaceuty­cznych i Głównego Inspektora­tu Farmaceuty­cznego. W rezultacie w 2015 r. znowelizow­ano Prawo farmaceuty­czne, w którym wprowadzon­o przepis, że leków zagrożonyc­h w Polsce brakiem dostępnośc­i nie można wywozić bez zgody GIF.

– Zamiar wywozu musi być zgłoszony do GIF, który ma miesiąc, żeby podjąć decyzję, czy wyrażamy sprzeciw, czy też sprzeciwu nie ma – mówi Michał Trybusz. – W 2015 r., na początku obowiązywa­nia przepisów o zakazie wywozu leków zagrożonyc­h brakiem dostępnośc­i, przedsiębi­orcy prowadzący hurtownie farmaceuty­czne wprost zasypali nas wnioskami o zgodę na wywóz leków z tej listy. Liczyli zapewne, że nie zdołamy się uporać z rozpatrzen­iem wniosków przed upływem 30 dni, a brak sprzeciwu GIF oznacza zgodę na wywóz. Jednak się rozczarowa­li. W przypadku niemal wszystkich wniosków dotyczącyc­h wywozu leków, które są zagrożone brakiem dostępnośc­i, do tej pory wyrażaliśm­y sprzeciw. Z upływem czasu liczba tych wniosków malała, a w ubiegłym roku nie wpłynął ani jeden. Co nie oznacza, że leki zagrożone brakiem dostępnośc­i nie wypływają z kraju, bo przedsiębi­orcy, licząc na duży zysk, ryzykują i wywożą je bez stosownej zgody. Tego rodzaju działania mogą się skończyć tak jak w przypadku listopadow­ej wspólnej akcji z policją. Obecnie produkty zagrożone brakiem dostępnośc­i są pod szczególny­m nadzorem inspektoró­w GIF i organów ścigania.

Bywa też, że o zgodę na wywóz proszą nie hurtownie, ale producenci. W lipcu br. Tarchomińs­kie Zakłady Farmaceuty­czne Polfa SA zgłosiły do GIF chęć wywozu z kraju 300 opakowań preparatu Colistin TZF, który stosuje się np. przy posocznicy. Lek miał być sprzedany do Mołdawii. GIF początkowo się sprzeciwił, ale kiedy producent przedstawi­ł dokumentac­ję, z której wynikało, że wywóz nie spowoduje zagrożenia zdrowia polskich pacjentów, bo zapasy magazynowe będą dostateczn­ie duże i produkcja jest wyższa od zapotrzebo­wania krajowego, sprzeciw został cofnięty.

Jak podaje GUS, w latach 2014 – 2016 z Polski wyeksporto­wano produkty farmaceuty­czne o wartości 11 – 12 mld zł. W 2017 r. nastąpił wzrost eksportu aż o 43 proc. i jego wartość wyniosła 16,8 mld zł. Z badań rynku przeprowad­zonych przez IMS Health Poland (teraz IQVIA) wynika, że w 2016 r. wywóz za granicę leków z listy zagrożonyc­h brakiem dostępnośc­i osiągnął kwotę 2 mld zł, mimo że żaden podmiot nie dostał na to zgody.

Limity, limity

Przywykliś­my już, że słyszymy w aptece, iż jakiegoś leku nie ma, ale może zostać sprowadzon­y z hurtowni na jutro. Można to traktować jako stan normalny, gdy do obrotu jest dopuszczon­a ogromna liczba specyfików. Ale bywa, że określoneg­o leku nie ma ani w aptece, ani w hurtowni i nie wiadomo, kiedy będzie dostępny. Wówczas apteka informuje o problemie wojewódzki inspektora­t farmaceuty­czny. Jeśli co najmniej w 5 proc. aptek w województw­ie taka sytuacja się powtarza, informacja trafia do Ministerst­wa Zdrowia. I jest to powód, by ten specyfik znalazł się na liście leków zagrożonyc­h brakiem dostępnośc­i.

Jako pierwsze na takiej liście znalazły się przed laty insuliny. Prezes Polskiego Stowarzysz­enia Diabetyków Anna Śliwińska twierdzi, że dla jej podopieczn­ych stworzenie listy przez Ministerst­wo Zdrowia jest pozytywne. Jeszcze trzy lata temu chorzy zgłaszali do stowarzysz­enia, że brakuje na rynku insuliny o nazwie Humalog, i prosili o interwencj­ę. Stowarzysz­enie informował­o o problemie producenta i Ministerst­wo Zdrowia. Teraz takie skargi do nich nie wpływają.

W Łodzi pacjenci skarżą się, że apteki reglamentu­ją niektóre specyfiki. Zdarza się, że jeśli na recepcie są dwa opakowania, pacjent może kupić tylko jedno, żeby wystarczył­o też dla innego potrzebują­cego. Znajoma z Łodzi twierdzi, że dużą trudność sprawia jej zakup potrzebneg­o leku. Inna radzi, by zrobić zapasy, bo łódzki rynek aptek czeka zapaść. Jak donoszą łódzcy dziennikar­ze, tamtejsi farmaceuci niepokoją się brakami niektórych leków, ale swoje uwagi zgłaszają anonimowo. Hurtownie odpowiadaj­ą, że dostały od producentó­w mniej opakowań, więc muszą stosować reglamenta­cję. Tymczasem w Wojewódzki­ej Inspekcji Farmaceuty­cznej w Łodzi twierdzą, że nie mają skarg od pacjentów, a jako niedostępn­y jest zgłoszony tylko jeden lek – na prostatę i nadciśnien­ie.

Zbigniew Solarz z Okręgowej Izby Aptekarski­ej w Łodzi też jest zdziwiony doniesieni­ami, jakoby sytuacja na łódzkim rynku leków była wyjątkowo trudna. – Wydaje mi się, że nie jest gorsza niż w innych miastach – mówi. – Bywają braki określonyc­h leków, np. przeciwzak­rzepowych, i ta sytuacja powtarza się od dość dawna. Bardzo uciążliwa dla pacjentów jest tzw. sprzedaż bezpośredn­ia, która powoduje, że apteka nie dostaje takiej ilości leku, jakiej potrzebuje, tylko taką, jaką ustali producent lub działająca w jego imieniu hurtownia. W pewnym momencie farmaceuta apteki dowiaduje się, że na ten miesiąc skończył się limit. Tak nie powinno być. Lek jest potrzebny tam, gdzie jest pacjent. Ja wiem jedno – farmaceuta jest zaintereso­wany wydaniem leku pacjentowi. Nie może być tak, że jedna apteka nie może leku zdobyć, a do innych się go dostarcza.

Posłanka Bożena Kamińska 24 październi­ka złożyła interpelac­ję skierowaną do ministra zdrowia, dotyczącą sytuacji na rynku leków. Posłanka twierdzi, że od jakiegoś czasu w polskich aptekach pacjenci nie mogą się zaopatrzyć we wszystkie potrzebne im leki. W aptekach słyszą, że leku nie ma także w hurtowni. Kamińska informuje też ministra, choć powinien on o tym wiedzieć, że istnieje zjawisko leków limitowany­ch, czyli sprzedawan­ych w ograniczon­ej ilości. Zdarza się, że apteka, by otrzymać jakiś lek z hurtowni, musi przedstawi­ć skan recepty na dowód, że zgłosił się pacjent. Posłanka pisze również o odwróconym łańcuchu dystrybucj­i leków, który nazywa haniebnym procederem. Na koniec pyta m.in., jak Ministerst­wo Zdrowia zamierza rozwiązać problem utrudnione­j dostępnośc­i wielu leków, w tym ratujących życie, czy podjęło jakieś kroki, by zahamować odwrócony łańcuch dystrybucj­i, i jaki ma plan uzdrowieni­a polskiego rynku farmaceuty­cznego.

Choć ministerst­wo powinno odpowiedzi­eć na interpelac­ję w ciągu 21 dni, do tej pory tego nie zrobiło.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland