Korytarz bałkański
Pseudokibice stworzyli gang przemycający imigrantów.
Krakowscy pseudokibice stworzyli międzynarodowy gang przemycający nielegalnych imigrantów do Europy Zachodniej. Przez kilka lat zarobili na tym dziesiątki tysięcy euro.
12 lat więzienia – taka kara grozi czterem młodym Polakom, których krakowska prokuratura podejrzewa o stworzenie grupy przestępczej zarabiającej na przemycie ludzi przez Polskę. We wtorek 20 listopada w Raciborzu na Śląsku zatrzymała ich Straż Graniczna, a dwa dni później sąd aresztował ich na trzy miesiące. Śledztwo w ich sprawie ujawniło słabości organów ścigania, nieszczelność granic, wielki przemytniczy biznes i ogromne ludzkie dramaty.
Węgierski łącznik
Kluczowym ogniwem w tym procederze był obywatel Węgier pochodzenia arabskiego, działający w miejscowości Bicske na przedmieściach Budapesztu. To tam znajduje się największy na Węgrzech obóz dla uchodźców. Trafiają tam osoby zatrzymane za nielegalny pobyt w państwie nad Dunajem. Opisywany człowiek, który biegle posługiwał się językiem arabskim, nawiązywał kontakt z uchodźcami i obiecywał im możliwość bezpiecznego dotarcia do Niemiec pod warunkiem uiszczenia opłaty. Ta mieściła się w przedziale 200 – 500 euro, w zależności od tego, dokąd uchodźca chciał dotrzeć. Na jego ofertę szybko znajdowali się chętni.
Kogo stać było na tę usługę, ten o wskazanej godzinie wymykał się z obozu i w pobliżu, we wskazanym mu miejscu, znajdował Węgra. Ten upewniał się, czy uchodźca ma pieniądze, a jeśli tak było, to prowadził go kilkadziesiąt metrów dalej do samochodu dostawczego na polskich numerach rejestracyjnych. W części bagażowej mieściło się co najmniej kilkunastu imigrantów.
Zgodnie z przepisami
Kierowca odjeżdżał jak najprędzej i kierował się na drogę E-75 w stronę Bratysławy i Wiednia. Chciał jak najszybciej ukryć się w tłumie innych kierowców. Nie jest to trudne. Droga łącząca Budapeszt z dwoma stolicami słynie z dużego natężenia ruchu (odbywa się nią transport między Austrią a Węgrami). W dodatku polski kierowca jechał zgodnie z przepisami, aby nie ściągać na siebie uwagi policji. Zdawał sobie doskonale sprawę, że nawet podczas rutynowej kontroli funkcjonariusz będzie chciał zajrzeć do części bagażowej, a wówczas wyjdzie na jaw, że jadą tam nielegalni imigranci, a to skończy się natychmiastowym aresztowaniem.
Podróż do słowackiej granicy trwała ponad dwie godziny, przejazd przez Słowację – ponad trzy. Kierowca dojeżdżał do Brna i tam skręcał już w stronę Ołomuńca i Cieszyna, gdzie wjeżdżał na terytorium Polski. Potem trzeba już było dotrzeć do autostrady A-4 wiodącej do Niemiec, a i to najlepiej w tłumie innych samochodów, aby nie wpaść w ręce niemieckich strażników, którzy coraz uważniej patrolują drogi wjazdowe do ich kraju. Większość imigrantów wybierała Berlin jako cel podróży i tam też trafiała. – W ten sposób polska szajka przemyciła co najmniej 93 osoby – mówi funkcjonariusz Straży Granicznej, który brał udział w śledztwie. – Każdy (uchodźca – przyp. red.) płacił co najmniej 200 euro, a do samochodu dostawczego upychano za jednym razem kilkanaście osób. Wynika z tego, że jeden kurs z Bicske do Berlina przynosił około 3 tys. euro dochodu.
Międzynarodowa ośmiornica
Śledztwo ujawniło, że Polacy, którzy zorganizowali ten proceder, nawiązali wcześniej kontakty z przemytnikami ludzi w Syrii, Turcji, Pakistanie, Jemenie i krajach Afryki Północnej. Wszyscy kontaktowali się ze sobą przez komunikatory internetowe, aby utrudnić policjantom przechwycenie ich korespondencji. Polacy odpowiadali za to, aby zorganizować bezpieczny i pewny transport dla wskazanych osób. Ich koledzy w innych krajach znajdowali kandydatów na uchodźców, których stać było na to, aby zapłacić za podróż. Imigrant pierwszą część pieniędzy płacił, gdy zdecydował się na nielegalną podróż do zachodniej Europy. Gangsterzy wskazywali mu adresy osób, do których należy się zgłosić przed przekroczeniem każdej kolejnej granicy. Podawali też hasło rozpoznawcze, najczęściej było to arabskie pozdrowienie od krewnego mieszkającego w wiosce na Saharze. Uchodźca dostawał też adres „punktu przerzutowego” w południowych Węgrzech, skąd miał zostać zabrany przez Polaków w ostatni etap podróży. Nie wszystkim dopisywało szczęście. Ci, którzy wpadli w ręce strażników granicznych, trafiali do obozu w Bicske. I tam jednak pomoc oferował im członek szajki.
Skąd uchodźcy z biednych krajów mieli pieniądze na podróż? Jeden z nich zeznał, że na jego wyprawę zrzucili się wszyscy okoliczni mieszkańcy. On zaś, po przyjeździe do Niemiec, miał ubiegać się o azyl, otrzymać świadczenia socjalne, a potem znaleźć pracę. I wówczas miał swoim przyjaciołom oddać pożyczki, wysyłając je za pomocą międzynarodowej sieci przesyłu pieniędzy.
Przez cztery granice
Proceder wyszedł na jaw w 2017 roku, w najmniej oczekiwanym momencie. Oto jeden z kierowców furgonetki popełnił błąd i w trakcie przejazdu przez Słowację spowodował wypadek śmiertelny. Na miejsce szybko przyjechali policjanci i to oni odkryli nielegalnych imigrantów. Kierowca trafił do aresztu, a jego pasażerowie do ośrodka dla uchodźców. Jeden z nich – Syryjczyk Rahman A. – zdecydował się na współpracę i opowiedział słowackim śledczym o tym, w jaki sposób miał dotrzeć do Niemiec.
Jego historia to typowe losy uciekiniera szukającego lepszego życia w Europie Zachodniej. A. – pochodzący z przedmieść Aleppo w północnej Syrii – stracił część rodziny w wyniku wojny, która trawi ten kraj od 2011 roku. Zdecydował się więc na ucieczkę. Pierwszym etapem była sąsiednia Turcja. Dostanie się na jej terytorium nie jest łatwe. Rząd w Ankarze podjął decyzję o zbudowaniu muru wzdłuż granicy liczącej 822 kilometry, a zrobił to właśnie po to, aby powstrzymać uchodźców. Co więcej: wysłał wojsko, aby patrolowało przygraniczne regiony i wyłapywało wszystkich nieproszonych przybyszów. Niemal natychmiast po obu stronach granicy zaczęli działać zawodowi przemytnicy, którzy za pieniądze podejmowali się przeprowadzenia ludzi do drugiego państwa przez sobie tylko znane szlaki. Rahman A. skorzystał z ich usług. Za niecałe 100 euro przewodnik przeprowadził go nocą do Turcji całkowicie poza wiedzą strażników. Z przygranicznego miasta Gaziantep Rahman przejechał cały kraj przez Ankarę i Stambuł aż do granicy z Bułgarią. To państwo – również zmagające się z problemami wewnętrznymi i gospodarczymi – nie traktuje priorytetowo sprawy ochrony granic. A. ponownie skorzystał z pomocy przemytników i nocą nielegalnie znalazł się na terytorium Bułgarii. Stamtąd przedostał się, znowu nielegalnie, do Serbii i pojechał w stronę Węgier. Granicę próbował przekroczyć sam. I wówczas wpadł w ręce stróżów prawa i trafił do obozu w Bicske. Tam skorzystał z propozycji przemytników, aby za 300 euro dostać się do Niemiec. Jednak wypadek na Słowacji pokrzyżował jego plany.
Wielka mafia
Również niefortunny kierowca z Polski postanowił walczyć o złagodzenie kary i ujawnić stróżom prawa kulisy wielkiego przemytniczego biznesu. Opowiedział, że kursy z imigrantami realizował dla pieniędzy. Wskazał osoby, które mu to zlecały. Okazało się, że byli to pseudokibice, jeszcze kilka lat temu znani policji z chuligańskich wybryków na stadionach w Krakowie. Gdy dorośli, na boiskach wprowadzono nowe zasady bezpieczeństwa, a oni sami zaczęli potrzebować pieniędzy. Postanowili więc znaleźć dobre źródło dochodu, które jednak nie będzie wymagało nadmiaru pracy. Handel narkotykami – tak popularny wśród pseudokibiców – był jednak kontrolowany przez mafię, a wchodzenie jej w drogę było niebezpieczne. Pomysł pojawił się nagle: latem 2015 roku do Europy ruszyły tłumy imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Liczyli, że w bezpiecznych państwach Starego Kontynentu będą mogli rozpocząć nowe życie. Władze większości krajów nie chciały jednak przyjmować przybyszów. Zatrzymywano ich na granicach i odsyłano. Zdesperowani uchodźcy byli więc gotowi zapłacić, byle tylko dostać się do Niemiec i móc wystąpić tam o azyl. Czterej Polacy zdecydowali się więc pomagać im bezpiecznie dotrzeć do celu. Liczyli, że zarobią na tym wielkie pieniądze.
Zeznania kierowcy stały się podstawą do wszczęcia międzynarodowego śledztwa. Ujawniło ono funkcjonowanie wielkiej zorganizowanej grupy przestępczej, która przez Polskę przemycała do Niemiec obywateli krajów Afryki i Azji. Pierwszy etap śledztwa zakończył się 28 maja 2018. Krakowscy prokuratorzy wysłali do sądu akt oskarżenia przeciwko jedenastu gangsterom. Teraz dołączą do nich czterej pseudokibice zatrzymani 20 listopada. – Śledztwo ma charakter rozwojowy, prokuratorzy nie wykluczają dalszych zatrzymań w tej sprawie – mówi Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej.