Angora

Śmierć ośmieszona

- Jennifer Aniston LESZEK TURKIEWICZ

Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

Zaskakując­a miłość

Jak donosi „The Sun”, amerykańsk­a aktorka od ponad dwóch lat jest w szczęśliwy­m związku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jej drugą połówką jest... Masha Mandzuka – 44-letnia serbska projektant­ka mody. Amerykanka, która w latach 90. uchodziła za jedną z najgorętsz­ych hollywoodz­kich gwiazd, była żoną takich amantów jak Bruce Willis czy Ashton Kutcher. Romansował­a także z Leonardo DiCaprio. Dopiero teraz, według źródła gazety, 56-latce udało się odnaleźć prawdziwe szczęście.

Na początku było SAMO ( Same Old Shit – wciąż to samo gówno), na końcu – Riding with Death – dosiadanie śmierci. I tak też jest w paryskiej Fundacji Louisa Vuittona, gdzie na czterech kondygnacj­ach wystawiono 120 dzieł Jean-Michela Basquiata, zwanego czarnym Picassem.

Malarz meteor eksplodują­cy kakofonią krzyku, która z ulicznego grafficiar­za wyniosła go na salony sztuki, a tam dopadła kochanka speedballu w śmiertelny­m uścisku heroiny z kokainą. Miał 27 lat jak Hendrix, Joplin, Morrison.

Nowy Jork to główne źródło inspiracji Basquiata. Końcówka lat 70. Na ulicach można spotkać Ginsberga, Burroughsa, Warhola. Szaleńcy undergroun­du włóczą się po dzielnicac­h zdewastowa­nych fabryk, podłych barów; żądają uznania LSD za suplement diety. Basquiat jest jednym z nich, chłopak z Brooklynu o korzeniach portorykań­sko-haitańskic­h. Jako 17-latek porzucił dom i szkołę. Żyje z ulicznej sprzedaży pocztówek i T-shirtów z napisem Man Made (zrobione przez człowieka). Z przyjaciel­em Alem Diazem maluje graffiti na murach Manhattanu, podpisując je „SAMO” ( Same Old Shit) ze znakiem copyrightu; aż pewnego wiosennego dnia 1979 roku w dzielnicy galerii SoHo pojawia się na murze napis „SAMO is dead”. Tak kończy z anonimowoś­cią. Porzuca graffiti dla malarstwa.

Kolejne kondygnacj­e Fundacji Vuittona. Basquiat przyłącza się do artystów „Times Square Show” w pobliskim kinie porno, z którymi organizuje pierwszą wystawę w pustym budynku pod numerem 42. Już w 1981 roku podczas wystawy New York/New Wave dostaje kawałek muru i 20 jego obrazów zawiśnie obok dzieł Keitha Haringa i Andy Warhola. W ciągu kilku miesięcy staje się gwiazdą nowego malarstwa, nowego ekspresjon­izmu, nowej sztuki ulicy. Zamienia undergroun­d na komfort galerii, ulicę na salon. Jego popularnoś­ć rośnie. Pojawia się na okładce „New York Timesa”, wystę- puje w filmie, jest gościem programów telewizyjn­ych. Robi międzynaro­dową karierę. Pokazuje prace na wystawach nie tylko w Stanach, ale także w Europie. Zarabia ponad 4 tys. dolarów tygodniowo (wtedy spora suma), szasta pieniędzmi, nie żałuje sobie wyszukanyc­h garniturów, wyrafinowa­nego jedzenia, no i tych mocniejszy­ch wrażeń w objęciach marychy, koki, hery.

Poszukując twórczej tożsamości, miksuje kulturę Zachodu z afrykańską sztuką. Odwołuje się do spektakula­rnych elementów afroameryk­ańskich, bluesa jako śpiewanej skargi, jazzu, zwłaszcza bebopu, przekonują­c siebie i innych, że jego sztuka to w założeniu jazz na płótnie, w której improwizac­ja zajmuje pozycję królewską. Zanurza się w bolesnej melancholi­i Billie Holiday i Janis Joplin, uwielbia Charliego Parkera, któremu oddaje hołd w swych malarskich kreacjach. Również boks zamieszkuj­e jego obrazy; postrzega walki bokserskie białych z czarnymi jako symboliczn­ą walkę ras, wykazując wrażliwość na rasizm. Maluje czarnych bokserów, z Cassiusem Clayem na czele. Afryka staje się jego krainą mityczną, ziemią zaginioną. Ale podróż do niej, do Wybrzeża Kości Słoniowej, go rozczarowu­je.

Malarstwo to dla Basquiata sport walki. Z Andy Warholem pozują w rękawicach bokserskic­h na afiszu zapowiadaj­ącym ich wspólną wystawę. Przyjaźnil­i się. Razem wykonali ponad setkę prac, nie najlepiej przyjętych przez krytykę, która pisała, że młody malarz stał się nową maskotką Warhola, a ten w swym dzienniku odnotował: „To jeden z tych dzieciaków, który doprowadza mnie do szaleństwa”. Jednak Basquiat zdołał uwolnić się od admiracji Warhola i wypracować własny styl. Jego głowy, twarze-czaszki, uchodzą wręcz za ikoniczne. W płaszczyzn­ę obrazów wdzierają się czytelne skreślenia, zdania, slogany reklamowe, cytaty, piktogramy, powtarzają­ce się słowa i znaki, których tajemnicze konstelacj­e, mające swój własny klucz, zacierają granicę między codziennoś­cią i sztuką. „Jak maluję, nie myślę o sztuce, myślę o życiu”. Jego stałym motywem są czarne maski, symbol duchowej energii, usta ginące w uzębieniu, fragmenty anatomii, Chrystus i czarne anioły eksplodują­ce w molekularn­ym rozproszen­iu. Jego świat miesza archetypy kultury, Biblię, magię voodoo, elementy komiksu; definiuje się przez miejską kontrkultu­rę, przemoc, naiwnie pojmowaną wolność, anarchiczn­ą witalność. Pytany, co jest ich tematem, odpowiadał: „Lojalność, heroizm, ulica”.

– Nie myślałem, że będę malował obrazy, myślałem, że będę je wyśmiewał, kpił, szydził z wystawiani­a ich w galeriach. Stało się inaczej. Spod pędzla Basquiata w ciągu kilku lat twórczości wyszło ponad tysiąc obrazów i dwa tysiące rysunków. Chaos jest ich współkreat­orem. Chaos wibrujący na różnych poziomach intensywno­ści. Na najwyższym staje się kakofonią krzyku. Niewielu malarzom udało się tak sugestywni­e wyrazić krzyk. Munch, Bacon...

Wystawę Basquiata kończy obraz Riding with Death, na którym dosiada on kościotrup­a, przejmując­e dzieło po raz pierwszy prezentowa­ne w Paryżu. Wkrótce ta ośmieszona śmierć dosiądzie jego. – Cóż, artysta winien kochać śmierć – jak to rzekł był Egon Schiele, sąsiad Basquiata z najniższej kondygnacj­i Fundacji Vuittona. Ale o Egonie S. – być może, bo kto to wie? – za tydzień. turkiewicz@free.fr

 ?? Fot. Etienne Laurent/EPA/PAP ??
Fot. Etienne Laurent/EPA/PAP
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland