Nie przestrzegał znaków, których... nie było
Mandat w wysokości 250 złotych i 5 punktów – taką karę konińscy policjanci nałożyli na kierowcę, który nie przestrzegał znaków drogowych przy ulicy Kleczewskiej. – Wszystko w porządku, tylko że na tym odcinku żadnych znaków... nie ma! – komentuje pan Damian.
Pan Damian mieszka w Kole. Kilka dni temu przyjechał do Konina załatwić prywatne sprawy. Podróżował Kleczewską w stronę ronda przy Zakładowej. Przyznaje, że trzymał się prawego pasa, bo wydawało mu się, że tak będzie bezpieczniej. – Gdy skręcałem w lewo do trzeciego zjazdu z ronda, uderzył we mnie samochód kierowany przez kobietę, która jechała lewym pasem. Później tłumaczyła, że była przekonana, że skręcę w prawo, bo przecież jechałem prawym pasem – opowiada kierowca.
Na miejsce przyjechała policja. Pani jako sprawczyni kolizji dostała mandat w wysokości 450 złotych. – Co ciekawe, ja również zostałem ukarany – mówi kierowca. – Policjanci stwierdzili, że jestem współwinny, bo nie zastosowałem się do znaków nakazujących kierunek jazdy.
Mężczyzna mandat przyjął, ale wątpliwości narastały. Postanowił sprawdzić, gdzie znajdowały się znaki, których nie zauważył. – Przejechałem tę trasę od wiaduktu do ronda jeszcze raz – przyznaje. – Nagrałem nawet film, na którym widać, jak kierowca skręca z prawego pasa w lewo. Najważniejsze jednak jest to, że nigdzie nie zauważyłem żadnej tablicy!
O sprawdzenie zasadności mandatu poprosiliśmy Marcina Jankowskiego, rzecznika prasowego Komendy Miejskiej Policji w Koninie. – Rzeczywiście, funkcjonariusze zadziałali trochę „na pamięć” – przyznał rzecznik. – Nie oznacza to jednak, że kierowca nie złamał przepisów. Jak zamierzał skręcać w lewo, powinien się trzymać lewej krawędzi jezdni. Z prawego pasa można skręcić albo w prawo, albo jechać prosto.
Prawdopodobnie mandat za nieprzestrzeganie znaków zostanie anulowany, jednak kierowca nie zdaniem osoba wykonująca przegląd nie miała nie tylko uprawnień, ale również stroju. – Widział pan kiedyś kominiarza bez stroju? – pyta.
– Po mojej interwencji ten pseudokominiarz opuścił budynek. O sprawie zawiadomiliśmy prokuraturę – dodaje Czesław Wojtas.
Ta interwencja to również pokłosie kominiarskiego sporu. Okazuje się, że organizowany przez Zakopiańską Spółdzielnię Mieszkaniową przetarg na usługi kominiarskie w sierpniu wygrała firma z Katowic. Wcześniej wykonywała je firma pana Wojtasa. – Wygrała po prostu tańsza oferta. Ze względów ekonomicznych nie mogliśmy wybrać droższej propozycji. Każda firma startująca w przetargu musi przedstawić odpowiednie dokumenty. Zresztą kominiarz przeprowadzający przegląd podpisuje protokół. Gdyby nie miał do tego uprawnień, poświadczyłby nieprawdę, a to już byłaby sprawa dla policji – twierdzi Roland Szczygieł, prezes Zakopiańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Przedstawiciel firmy z Katowic, która wygrała przetarg na obsługę spółdzielni, twierdzi, że jej pracownicy mają wszystkie wymagane prawem pozwolenia i certyfikaty. – Rzeczywiście, na ulicy Piaseckiego miała miejsce sytuacja, że jeden z mieszkańców może liczyć na bezkarność. Za złamanie przepisu zakazującego skrętu z prawego pasa w lewo zapłaci mniej o sto złotych. Plusem jest też to, że nie zostanie ukarany punktami karnymi.
Zdaniem rzecznika, problemów by nie było, gdyby na Kleczewskiej stały znaki. – Uważam, że powinny być w tym miejscu, ale to zależy od decyzji zarządcy drogi – dodaje Marcin Jankowski.
Dlaczego znaków nie ma i czy w tym miejscu być powinny? – Jeżeli nie ma oznakowania pionowego, to należy stosować ogólne przepisy Prawa o ruchu drogowym – komentuje krótko Grzegorz Pająk, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Koninie. nie chciał wypuścić naszego pracownika. Były nawet groźby pod jego adresem, ale nie będziemy tego nigdzie zgłaszać – mówi kominiarz z Katowic i dodaje, że pracownicy tej firmy mają uprawnienia również do sprawdzania instalacji gazowych i nie muszą chodzić w strojach kominiarskich.
Teraz to, czy reprezentujący ją kominiarz miał uprawnienia do wykonania przeglądu, czy powinien być w stroju służbowym, rozstrzygać będzie prokuratura.
Te wszystkie incydenty, wzajemne oskarżenia, pomówienia mogą mieć bardzo groźne konsekwencje. W ostatnich tygodniach na Podhalu było już kilka pożarów sadzy, a przyczyną były właśnie źle utrzymywane przewody kominowe. – Dokonywanie przeglądów kominowych przez uprawnionego do tego kominiarza to jedna z najważniejszych czynności, które mogą nas ustrzec przed pożarem czy zatruciem czadem. Tu nie ma żartów – podsumowuje Andrzej Król-Łęgowski, rzecznik prasowy zakopiańskiej straży pożarnej. Taki obowiązek nakłada na nas prawo. Rzecznik straży radzi, aby każdego kominiarza prosić o pokazanie legitymacji służbowej.