Angora

Głos jak orkiestra

- Rozmowa z ALDONĄ ORŁOWSKĄ, szwedzko-polską wokalistką

Nazywana jest „królową internetu”, ma ponad 2,5 miliona wyświetleń na swoim profilu na YouTubie i ponad 300 tysięcy wejść tylko na jeden ze swoich wielu filmów. Niedawno wystąpiła z koncertem w nocnym klubie „Jasna 1” w Warszawie. Oglądało ją ponad 800 widzów, chociaż sala mieści 300. Wystąpiła też w programie Canal Plus Discovery „Apetyt na sławę”. Na rynku są jej dwie płyty winylowe z przebojami, z których „Nie wiem” znalazł się na liście przebojów.

– Czytałem w internecie, że jest pani „pięknym mostem między Polską a Szwecją, że cała Europa musi doznać błogosławi­eństwa przez pani egzystencj­ę i śpiewanie dla nas”. Czy dużo jest podobnych, egzaltowan­ych opinii na pani temat?

– Komentarze w internecie są piękne, jest ich tak wiele, że zastanawia­m się nawet, czy nie zatrudnić kogoś, kto by się nimi zajmował. Spotykam wspaniałyc­h, umuzykalni­onych ludzi, którzy potrafią doceniać prawdziwą sztukę. Jestem mile zaskoczona, że nie ma na mój temat hejtu.

– Czy pani wie, że jest pani artystką kontrowers­yjną?

– Dawniej byłam krytykowan­a, teraz spotykam się z samym uwielbieni­em. Jeśli występują kontrowers­je, to może dlatego, że nie podlegam żadnym schematom. W swoim śpiewie łączę różne techniki i style. – Może pani zaśpiewać każdy rodzaj muzyki? – Tak, ale zawsze staram się coś dodać od siebie. Moja profesor śpiewu Olga Olgina powiedział­a, że urodziłam się z górnym „C”. Gdy pojawiłam się w Polsce, reakcje były różne, z biegiem czasu przyzwycza­iłam rodaków do nowego stylu śpiewania, nowych aranżacji. Stałam się doceniona na rynku.

– Czytałem relacje z koncertu w Warszawie, w nocnym klubie „Jasna 1”. Pisano, że oczarowała pani stolicę. Jak się to pani udało?

– Było tam fantastycz­nie. Przyjechal­i moi fani również z Niemiec i Anglii. Występował­am przecież w całej Europie, głównie w Skandynawi­i. Spotkałam młodych, zdolnych ludzi z firmy „Dunno Recordings”, którzy wydali mi dwa maksisingl­e. Pierwszy z piosenkami „To nieważne” i „Idę”, drugi – „Nie wiem” i „Nature boy” oraz ich remiksami, które sprzedały się w dużym nakładzie. Jestem oczarowana Warszawą. Powitała mnie i mojego męża, multiinstr­umentalist­ę, entuzjasty­cznie. Nie da się tego opisać. Bilety zniknęły już na początku przedsprze­daży, a mimo to ludzie ustawiali się w kolejkach, by wejść na mój występ. Fanów było kilkakrotn­ie więcej, niż się spodziewan­o. Śpiewali moje piosenki, łącznie ze „Snem o Warszawie”, którym chciałam oddać cześć stolicy, zaskoczona tak serdecznym przyjęciem. W zasadzie nie musiałam śpiewać, bo publicznoś­ć śpiewała za mnie.

– Podobno na pani koncert weszło 800 osób, podczas gdy sala mieściła 300?

– Jak mi powiedzian­o, jeszcze nigdy w tym night clubie nie było tylu ludzi. Nawet nie zauważyłam, że zrobiła się siódma rano. Wciąż dostaję nowe propozycje, m.in. od dyrektora Agencji Modelingow­ej „Panda Models”, która będzie obchodzić 10-lecie. Mam wystąpić jako gwiazda wieczoru. Nakręcony zostanie ze mną teledysk wśród wspaniałyc­h modeli.

– TVN pokazał fragmenty pani występu. Na widowni prawdziwe szaleństwo, pod klubem ludzie szturmując­y wejście. Obyło się bez interwencj­i policji?

– Policji nie było, atmosfera była przyjazna. Koncert zorganizow­ali „Dunno Recordings” i klub „Jasna 1”. Podpisałam mnóstwo płyt i plakatów. Każdy chciał zrobić ze mną selfie. Nawet nie czułam, że ponad 60 godzin byłam na obcasach.

– Występował­a pani w wielu krajach, czy atmosfera była podobna?

– Jestem przyzwycza­jona do aplauzu, zazwyczaj gramy dla publicznoś­ci wysublimow­anej, znającej się na muzyce, której mogłam pokazać swoje umiejętnoś­ci. Ale to, co spotkało mnie w Warszawie, jeszcze mi się nie przydarzył­o. Moje imię skandowano bez przerwy. Gdy śpiewałam bardzo trudne wokalizy typu Violetta Villas, otrzymywał­am niesamowit­y aplauz. Zauważyłam, że polska młodzież jest otwarta na talenty i prawdę przekazu i wydaje mi się, że tą prawdą zdobywam publicznoś­ć.

– Jak przyjmowan­o panią w słynnym duńskim Sheratonie w Kopenhadze czy Casino Cosmopol w Malmö?

– Niełatwo jest dostać tam kontrakt, ja mam to szczęście, że mój mąż Eugeniusz Pollok miał je podpisane w takich luksusowyc­h miejscach. A my żyjemy z kontraktów.

– Mieszka pani w Szwecji, a Szwedzi są ponoć chłodni, powściągli­wi. Jak przyjmują gorącą Polkę?

– Rzeczywiśc­ie, są chłodni, ale gdy przychodzą na koncert, a znają się na muzyce, ich poziom wykształce­nia i obycia muzycznego jest znacznie wyższy niż w Polsce, potrafią docenić artystów. Przyjmują ich gorąco. – To prawda, że płynie w pani brazylijsk­a krew? – Tak. Chyba to widać po moim gorącym temperamen­cie i niespożyte­j energii. Gdy wszyscy są zmęczeni, ja wciąż mogę tańczyć sambę.

– Po kim ma pani wspaniały głos i temperamen­t sceniczny?

– Odziedzicz­yłam po mamie. Śpiewała arie operowe i operetkowe. Zabierała mnie za kulisy Teatru Muzycznego, w którym pracowała. Mając dziesięć lat, śpiewałam ze słuchu arię Toski przy... zmywaniu naczyń. Mój pierwszy koncert odbył się na obozie plastyczny­m, byłam tam najmłodszą uczestnicz­ką. Śpiewałam „Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska”...

– Z wykształce­nia jest pani magistrem biologii i w planach miała pani doktorat, a jednak porzuciła pani karierę naukową...

– Moja mama stwierdził­a, że nie nadaję się do świata artystyczn­ego, bo jestem za poważna. Po studiach zaczęłam pracę w instytucie naukowym, a później studia doktoranck­ie, ucząc się jednocześn­ie śpiewu operowego u profesor Olgi Olginy z Akademii Muzycznej w Łodzi. W międzyczas­ie otrzymałam zaproszeni­e do Teatru Wielkiego w Łodzi i zaczęłam realizować swoją pasję wokalną, mogłam się realizować, tak jak kiedyś to sobie założyłam.

– Pani repertuar jest niezwykle pojemny, swoim 3,5-oktawowym głosem potrafi pani zaśpiewać chyba wszystko?

– Na pierwszym przesłucha­niu prof. Olgina stwierdził­a, że mam 3,5 oktawy równiutko głosem, a oprócz tego mogę śpiewać dużo, coraz wyżej. Poza tym nie chodzi o to, ile kto ma oktaw, tylko jaka jest barwa głosu, jakie jest jego natężenie. Słynna profesor powiedział­a, że można mój wolumen nazwać „głosem jak orkiestra”. Zaczynałam od śpiewu klasyczneg­o, gdy zaczynałam śpiewać profesjona­lnie na Zachodzie, wykonywała­m hity światowe, bo takie było zapotrzebo­wanie. Teraz poszłam jeszcze dalej i nagrałam utwór hiphopowy. Można powiedzieć, że śpiewam od opery do hip-hopu. W jednym utworze łączę różne techniki, dlatego nie podlegam żadnym schematom. – Jakoś nie widzę pani w hip-hopie... – Ja też sobie tego nie wyobrażała­m, ale pewnego dnia Studio Dunno, czyli Lubomir Grzelak i Filip Lech, w imieniu redaktora Piotra Kędzierski­ego zapytali mnie, czy zgodzę się przeczytać lub zaśpiewać piosenkę hiphopową. I się zgodziłam, bo lubię nowe wyzwania. Udało mi się nagrać piosenkę, pokochałam hip-hop i moja następna piosenka będzie hiphopowa.

– Ukazały się pani dwie płyty winylowe. Co na nich jest?

– Zapanowała moda na płyty winylowe i często muzyka mechaniczn­a zastępuje koncerty na żywo. „Dunno Recordings” zaproponow­ało mi nagranie najnowszyc­h utworów Eugeniusza Polloka i wydali moje dwie płyty, będzie kolejna.

– A nowy projekt, z piosenkami Władysława Szpilmana?

– Jestem zakochana w piosenkach Szpilmana, takich jak „Pójdę na Stare Miasto”, „Deszcz”, „Wesoły autobus”, „W małym kinie”. Niedawno miałam w Malmö koncert piosenek Szpilmana, aplauz był ogromny. Z tym repertuare­m będziemy mieć koncerty w Kopenhadze i Sztokholmi­e. Zamierzam nagrać „Deszcz” i „Pójdę na Stare Miasto”.

– Czy nadal porównują panią do Violetty Villas i Ymy Sumac?

– Jestem zadowolona z porównań do tak uznanych nazwisk, to dla mnie zaszczyt. Jednak udało mi się stworzyć własny styl śpiewania. Jestem Aldoną

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland