Mają dosyć „Viktatora”
Na Węgrzech trwają antyrządowe demonstracje. Oburzeni obywatele wyszli na ulicę. Gniew społeczeństwa wywołała nowelizacja Kodeksu pracy, zwiększająca limit godzin nadliczbowych. Protestujący nazwali ją „ustawą niewolniczą”.
Manifestanci wznosili hasła: „Mamy dość!”, „Nie będziemy niewolnikami!”, „Orbán musi odejść!”, „Precz z Viktatorem!”. Policja użyła gazów łzawiących. Demonstranci rzucali kamienie i petardy. W Budapeszcie co najmniej 57 osób aresztowano.
W kwietniu br. narodowo-konserwatywna partia Fidesz premiera Viktora Orbána zdobyła w wyborach większość dwóch trzecich. Od tej pory rząd najwidoczniej uważa, że może sobie pozwolić na wszystko. „Ustawę niewolniczą” parlament przyjął 12 grudnia. Stało się to wśród burzliwych scen, deputowani opozycji próbowali blokować mównicę. Nowe przepisy zwiększyły limit nadgodzin z 250 do 400. Rozliczanie nadgodzin, czy to przez dodatkowe wynagrodzenie, czy też dni wolne, może nastąpić w okresie trzech lat, a nie, jak do tej pory, w ciągu jednego roku. Takie rozwiązanie wywołało ogromną irytację. Kto może zagwarantować, że firma przetrwa trzy lata i zapłaci za dodatkową harówkę?
Aktywiści opozycji, m.in. szef partii socjalistycznej Berthalan Tóth, twierdzą, że rząd Orbána wprowadził „ustawę niewolniczą” w wyniku tajnej umowy z niemieckimi koncernami samochodowymi, którym na Węgrzech brakuje rąk do pracy.
Portal Pester Lloyd napisał: „Orbán czyni to, czego potrzebuje od niego gospodarka – dostarcza tanią siłę roboczą, zapewnia spokój. System węgierskiego państwa stanowego bardzo sprzyja firmom Audi, Daimler, BMW i karawanie ich dostawców. W Europie Środkowej panują warunki prawie jak w Azji”.
12 grudnia parlament powołał także sądy administracyjne podporządkowa-