Ta książka nie jest tylko o świętach (Wirtualna Polska)
Rozmowa z autorkami „Dwunastu życzeń”.
„Zderzenie cywilizacji” Samuela Huntingtona opublikowano po raz pierwszy jako artykuł w dwumiesięczniku „Foreign Policy” w 1993 roku. Trzy lata później idee zawarte w tym tekście autor rozwinął w książce, która stała się jedną z najbardziej krytykowanych prac z dziedziny politologii. Huntington twierdził, że wraz z zakończeniem zimnej wojny politykę zdominują konflikty, nie jak dotychczas, pomiędzy państwami, lecz między cywilizacjami różniącymi się kulturą i religią.
Uważam ją za fascynującą i pełną wyzwań, nawet jeśli nie w pełni przekonuje mnie swoimi argumentami. Z upływem lat Huntington coraz bardziej wygląda na proroka.
Seeker (West Midlands, Wielka Brytania) Nie mogę uwierzyć, że ta książka została napisana ponad 20 lat temu. Huntington właściwie przewidział, z niewielkimi wyjątkami, to, co dzieje się dziś, w 2018 roku.
Mike (Stamford, USA) Teza Huntingtona głosi, że kultura jest najważniejszą cechą obecnego momentu geopolitycznego. Gdy ją opublikował, wywołał burzę kontrowersji, ale moc predykcyjna jego tezy była niezwykła. Huntington ogranicza swoje rozważania do obecnej fazy historii, ale uważam, że można zastosować je do całych dziejów. Kultura, jako przyczyna napięć, pozwala nam zrozumieć wiele konfliktów. Oczywiście nie wyjaśnia wszystkich, a w niektórych epokach odgrywa mniejszą rolę, lecz Huntington ujawnił oczywisty problem, o którym się nie mówiło, i należy go za to pochwalić.
Will Riddle (Cincinnati, USA) Kładzie zbyt duży nacisk na podziały religijne oraz na to, w jaki sposób historia i rozwój religii umiejscowiły różne cywilizacje tam, gdzie są dzisiaj. Autor ignoruje oczywistą możliwość, że sama religia może być skutkiem, a nie przyczyną (...). Najbardziej problematyczną częścią książki, w której autor najwyraźniej porzucił zdrowy rozsądek, jaki wcześniej wykazywał, był rozdział wyjaśniający związek pomiędzy islamem a terroryzmem. Jego próba kwantyfikacji i naukowego udowodnienia tego związku za pomocą liczb była jeszcze bardziej zadziwiająca. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w ubiegłym stuleciu doszło do masowego niszczenia życia ludzkiego w konwulsjach globalnych wojen wywołanych przez różne narody należące do zachodniego klubu.
Alaturka (Northport, USA) Jestem pewien, że z biegiem czasu ta książka zostanie uznana za jedną z najważniejszych w historii ludzkości. Wyjaśnia pewne uniwersalne i bezdyskusyjne prawa dotyczące funkcjonowania ludzkiego społeczeństwa. Jest równie ważna dla zrozumienia dróg, jakimi podążają państwa i narody, jak „Kapitał” Marksa dla zrozumienia ekonomii.
Nemi To jedna z tych książek, które każdy powinien przeczytać i zastanowić się nad przyszłością. Teza Huntingtona jest potężna i obawiam się, że zawiera wiele prawdy. Nie oznacza to, że zachodni liberałowie powinni się poddać, ale autor pokazuje, iż droga do przyszłego pokojowego świata będzie trudna. Chris West (Wielka Brytania)
Wybrała i oprac. E.W. Na podst.: amazon.com, amazon.co.uk SAMUEL P. HUNTINGTON. ZDERZENIE CYWILIZACJI I NOWY KSZTAŁT ŁADU ŚWIATOWEGO (THE CLASH OF CIVILIZATIONS AND THE REMAKING OF WORLD ORDER). Przeł. Hanna Jankowska. Wydawnictwo ZYSK I S-KA, Poznań 2018. Cena 49 zł.
Za dwa tygodnie: Michelle McNamara. „Obsesja zbrodni. Prawdziwa historia najbardziej poszukiwanego seryjnego mordercy w USA”.
– Co zazwyczaj robicie 23 grudnia? Pamiętacie, co robiłyście tego dnia rok temu?
KAROLINA GŁOGOWSKA: – (śmiech) Ja na pewno byłam bezrobotna, ale byłam też w trakcie pisania naszej kolejnej wspólnej książki, która ukaże się już 30 stycznia pt. „Inna kobieta”. A dzień przed Wigilią? Pewnie kończyłam przygotowywać jakieś przysmaki na święta, ale nie za dużo, bo nie jestem fanką „urabiania się po łokcie” w tym czasie.
KATARZYNA TROSZCZYŃSKA: – Byłam już na Warmii z mężem i synem, u mojej teściowej i szwagierki. Nasze dzieci szalały, a ja próbowałam dorwać się chociaż do zmywania naczyń, choć to nie jest łatwe, bo teściowa lubi robić wszystko sama. Ale było cudownie jak zawsze. Zapach ciasta i wigilijnych potraw, śmiech, rozmowy. Sama jestem jedynaczką, dlatego uwielbiam spędzać święta na Warmii, bo są wesołe i pełno podczas nich ludzi.
– Historie sześciu kobiet miały swój początek przed świętami?
K.G.: – Pomysł na „Dwanaście życzeń” narodził się wiosną, a książkę pisałyśmy latem. To było trochę surrealistyczne, bo panowały straszne upały, a my musiałyśmy opiewać zimową aurę. W dodatku Kasia pisała część książki na urlopie w Tajlandii. Trochę bardziej klimatycznie zrobiło się pod koniec, bo spotkałyśmy się we dwie, żeby spiąć wszystkie wątki w domku na Kaszubach. Nocą było chłodno, więc dogrzewałyśmy się kominkiem.
K.T.: – Moja rodzina nurkowała z rekinami na Koh Tao w Tajlandii, a ja siedziałam w bungalowie z widokiem na ocean i przeglądałam przepisy świąteczne, żeby choć trochę poczuć magię świąt. Resztę książki napisałam na Kaszubach. Siedziałam tam sama i marzłam, bo – jak to niedaleko Trójmiasta – za gorąco nie było. A potem przyjechała Karolina i właściwie żyłyśmy już na całego naszą świąteczną akcją w książce.
– „Dwanaście życzeń” trudno uznać za typową książkę świąteczną.
K.G.: – Tak, niektóre czytelniczki mają nam za złe, że za mało tu lukru i słodyczy, dosłownie i w przenośni. Ale nam nie chodziło o napisanie bajki, tylko opisanie prawdziwego życia, prawdziwych problemów, które często przed świętami się piętrzą, zwłaszcza jeśli mamy niepoukładane życie i relacje rodzinne. Są też opinie, że ta historia mogłaby się przydarzyć każdego innego dnia, ale o to właśnie nam chodziło. Święta są pretekstem do jej opowiedzenia, ale też w święta najczęściej spotykamy się z rodziną i właśnie wtedy najtrudniej zatuszować różne nieporozumienia, a z drugiej strony wtedy też najłatwiej je sobie wybaczyć.
K.T.: – Wolę trzymać się recenzji, że to właśnie jest dobre, bo prawdziwe. Mam sama raczej szczęśliwe życie, poukładane relacje rodzinne, ale to dlatego, że stawiam zawsze na konfrontację, a nie zamiatanie pod dywan. Zresztą byłam dziennikarką, nieraz pisałam o konfliktach świątecznych i wiem, że gdy jest kolorowo i bezboleśnie, w końcu i tak gdzieś wybuchnie jakaś bomba.
– Zaczyna się od gorzkiego wstępu dziennikarki Dagny, która rozpaczliwie szuka miłości i wstydzi się własnej rodziny. Myślicie, że to coś uniwersalnego?
K.G.: – Myślę, że jest mnóstwo takich kobiet. A historię Dagny znam z rzeczywistości. Z pozoru mamy tu niewdzięczną dziewczynę, karierowiczkę, która nie chce wracać do domu na święta, chce odciąć się od rodziny. Współczujemy jej matce, której jedynym życzeniem jest spędzić Wigilię z córką. O takich dzieciach mówimy „wyrodne”. Ale czy zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje? Matka Dagny jest nadopiekuńcza i opresyjna, ma dla córki własną wizję szczęścia, nie interesuje jej, czego ona sama sobie życzy. Sądzę, że to bardzo częste.
K.T.: – Dla mnie Dagna była ciekawym pomysłem Karoli. Dziewczyna, która wstydzi się miejsca, z którego pochodzi. Sama znam inne historie, gdy ludzie pielęgnują i kochają miejsce, gdzie się urodzili. Czasem nawet myślałam: „Dagna, nie bądź taka wyrodna! Rodzice cię kochają”. Jednocześnie myślę, że sporo kobiet żyje jak Dagna. W lodówce mają pusto, do domu przychodzą tylko spać, a na Tinderze szukają seksu lub miłości.
– Generalnie bohaterki waszej książki przed świętami mają raczej pod górkę. Dopada je dość smutna refleksja na temat własnego życia. To znak czasów? Kiedyś było inaczej?
K.G.: – Byłyśmy bezlitosne dla naszych bohaterek i zafundowałyśmy im największe tarapaty tuż przed świętami. Ale chciałyśmy w ten sposób pokazać, że to trochę ich wina, bo zaniedbały problemy, które piętrzyły się latami. A problemu nie da się zamieść pod dywan. Jeśli się nim nie zajmiemy, uderzy w nas prędzej czy później. Tak było zawsze i zawsze tak będzie. A jeśli chodzi o czasy... kiedyś na pewno była większa presja na rodzinne spędzanie świąt.
Nawet jeśli, dajmy na to, teściowa z synową za sobą nie przepadały, to nie mówiło się o tym. Po prostu udawało się, że wszystko jest w porządku i dzieliło opłatkiem. Moja babcia zawsze mówiła, że przed świętami trzeba się ze wszystkimi pogodzić, nawet z najgorszym wrogiem, i wybaczyć to, co złe. Jednak żeby takie wybaczenie spełniło swoją funkcję, trzeba najpierw skonfrontować się z problemem, a nie udawać, że go nie ma. My tę konfrontację naszym bohaterkom z premedytacją zapewniłyśmy, ale właśnie dzięki temu przeszły oczyszczenie.
K.T.: – Chyba nigdy nie było inaczej. Ludzie tylko mniej walczyli o własne szczęście, częściej udawali dla dobra innych.
– O smutkach i bolączkach nie mówi się wprost. Zwłaszcza nie mówią kobiety, i to przed świętami. Jak myślicie, dlaczego?
K.G.: – Właśnie przez to, o czym mówiłam wcześniej. Łatwiej udawać, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku. Szczególnie w święta, które przecież muszą być idealne jak w telewizyjnej reklamie. Bo inaczej jest się złą panią domu, żoną, matką. Niektóre z nas przed świętami wpadają w amok: prezenty, sprzątanie, gotowanie – strach wejść takiej gospodyni w paradę. W naszej książce jest taksówkarz, który woli jeździć w Wigilię po mieście, niż wrócić do domu i patrzeć, jak jego matka