Salonowe burze – Nie uczyłem się śpiewać
...mówi Marcin Sójka, zwycięzca „The Voice of Poland” 2018.
Właśnie on spośród czwórki finalistów został uznany za najlepszy głos w Polsce. Wygrał czek na 50 tysięcy złotych, podpisze kontrakt na wydanie pierwszej debiutanckiej płyty z Universal Music Poland. Mieszka w Siedlcach i tam śpiewa od najmłodszych lat. Pracuje w Centrum Kultury i Sztuki na stanowisku realizatora dźwięku. Współpracuje z Siedlecką Orkiestrą Wojskową. Muzycznie nie wzoruje się na nikim. Szuka swojego brzmienia i barwy. Muzyka jest jego całym życiem.
– Czytam, że jest pan reprezentantem starej szkoły śpiewu. Kto uczył pana śpiewać?
– Najlepsza profesor od muzyki – intuicja! To ona od moich najmłodszych lat prowadziła mnie przez meandry dźwięków, dyskretnie podpowiadając, jak zinterpretować wybrany utwór. Nie uczyłem się śpiewać. Za to zawsze sporo słuchałem różnych wykonawców i przeróżnych gatunków muzyki. Niektóre piosenki utkwiły mi głęboko w sercu i mimo upływającego czasu są ze mną do dziś. Jedną z takich kompozycji jest „Lubię wracać” przepięknie zaśpiewana przez Zbigniewa Wodeckiego, którego bardzo cenię. Ponoć to Tołstoj powiedział, że muzyka jest stenotypią uczuć i ja się pod tym podpisuję w 100 proc. W muzyce najważniejsze są dla mnie nie produkcja, lecz melodia, harmonia i przede wszystkim emocje. Może dlatego czyta pan, że reprezentuję starą szkołę śpiewu.
– Mówi pan, że śpiewa od najmłodszych lat. Dokładnie od kiedy?
– Przygodę ze śpiewaniem rozpocząłem, gdy miałem 8 lat w Klubie Piosenki w Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach. Chwilę później usłyszeli mnie Janusz Stokłosa i Janusz Józefowicz, którzy szukali małoletniego wokalisty do głównej roli w musicalu „Piotruś Pan”. Z przyjemnością występowałem w tym musicalu wg libretta Jeremiego Przybory w Teatrze Roma w Warszawie u boku Edyty Geppert i Wiktora Zborowskiego. To była niezwykła przygoda, ale też najwspanialsza lekcja tego zawodu.
– Ale zawodowo nie związał się pan ze śpiewaniem od samego początku, nie poszedł do szkoły muzycznej do klasy śpiewu. Dlaczego?
– Rodzice bardzo mnie namawiali, bym poszedł do szkoły muzycznej, ale życie napisało dla mnie inny scenariusz. Kto wie, czy nie lepszy!
– Może, bo różne są opinie o naszych szkołach wokalnych. Na wyższe studia w tym zakresie też pan nie poszedł. Czyżby, mimo zainteresowań, nie wiązał pan ze śpiewaniem poważnych planów?
– Ponieważ śpiew towarzyszył mi od dziecka, myślałem o nim poważnie, ale zdarzało mi się robić przeróżne rzeczy niezwiązane ze sceną. Muzyka jednak tkwiła przy mnie jak najlepszy przyjaciel, na dobre i na złe, aż w końcu zdecydowałem się zmierzyć z przeznaczeniem w „The Voice of Poland” i poddać ocenie szerszej publiczności.
– Wróćmy jeszcze do przeszłości. Co dała panu współpraca z Siedlecką Orkiestrą Wojskową?
– Dużo przyjaciół z różnych miast, bo chociaż orkiestra jest z Siedlec, to współpracujemy z wokalistami z Rzeszowa, z Poznania, mamy szerokie kontakty. Występowanie z orkiestrą wojskową, z dużym 30-osobowym bandem, robi wielkie wrażenie. To jest inny rodzaj przeżycia. Aranżacje są bardzo nowoczesne. Dla mnie jest to bardzo fajna przygoda. – Był pan solistą tej orkiestry? – Tak, jednym z szóstki. – Jakie piosenki pan wtedy śpiewał?
– Graliśmy różnorodny repertuar, od piosenek zespołu Queen po Andrzeja Zauchę. Przeważnie była to muzyka rozrywkowa. Śpiewaliśmy utwory Budki Suflera podzielone na sześciu solistów; ciekawe, nietypowe wersje bardzo znanych utworów.
– Musiał pan aktywnie działać w siedleckiej kulturze, bo ma nagrodę od prezydenta miasta.
– Wawrzyn Siedlecki to symboliczne uhonorowanie mojej działalności kulturalnej w mieście. Ucieszyłem się, że doceniono to, co robię.
– Jak zamierzał pan wyrwać się z lokalnego terenu, aby zaistnieć poza nim?
– Mój pomysł kiełkował dość długo, ale ponieważ z natury jestem stoikiem, uważam, że trzeba dorosnąć do pewnych rzeczy, aby się odnaleźć w nowej sytuacji, nowym środowisku. Nie wiem, jaki byłby rezultat moich wokalnych zmagań, gdybym poszedł na casting „The Voice of Poland” np. 5 lat temu. Być może nie byłoby aż tak dobrze.
– Długo to trwało, skoro dopiero teraz, gdy ma pan 32 lata, zauważono pana talent.
– Nie odmierzam życia żadną perspektywą, niczego bym w nim nie przyśpieszył i niczego nie żałuję. Dla mnie nie istnieje „długo to trwało”. Są tylko właściwe albo niewłaściwe momenty w życiu. Przez wiele lat byłem namawiany przez rodzinę i znajomych, aby pokazać się szerzej. W 2019 roku będę miał 33 lata, wiek symboliczny w naszej kulturze. Wielu ludzi mówi, że to najlepszy rok życia. Wszystko wskazuje na to, że w wieku 33 lat wydam swój album, więc uznaję, że to będzie najwłaściwszy moment na debiut.
– Jak potoczyłaby się pana kariera piosenkarska, gdyby nie było takiego programu jak „The Voice of Poland”?
– Myślę, że dalej koncertowałbym w Siedlcach i całej Polsce jak do tej pory. I na pewno nadal pracowałbym jako realizator dźwięku w CKiS z ludźmi, z którymi się bardzo lubimy towarzysko i rozumiemy bez słów zawodowo.
– Wcześniej były inne programy tego typu. Czy nie próbował pan w nich startować?
– Dawno temu odważyłem się zgłosić do drugiej edycji „Idola”, którą wygrał Krzysztof „Zalef” Zalewski, dziś znakomity wokalista, muzyk, autor tekstów, frontman, artysta pełną gębą. Byłem wtedy bardzo młody i nie potrafiłem się tam odnaleźć. Mój udział w tym programie skończył się szybciej, niż się rozpoczął.
– Ale zapewne oglądał pan inne programy typu talent show i co wtedy pan myślał?
– Tu pana zaskoczę. Rzadko zdarzało mi się oglądać któryś z formatów muzycznych, a jeśli już, to pobieżnie.
– Lubi pan rywalizację, czy też stara się jej unikać i robić swoje?
– Rywalizacja jest dobra, kiedy jest zdrowa, jeżeli zaczyna się źle dziać w grupie ludzi, wtedy nie jest to nic przyjemnego. Całe szczęście, że w 9. edycji „The Voice of Poland” wzięli udział wspaniali ludzie, więc między nami nie było żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Zaprzyjaźniliśmy
się ze sobą, a także z ekipą produkcyjną programu i utrzymujemy serdeczne kontakty do dzisiaj.
– Jak wyglądały eliminacje, w których wziął pan udział i dzięki którym znalazł się w programie?
– Najpierw był casting internetowy, później drugi w telewizji na ul. Woronicza, wtedy zostałem zaproszony do przesłuchań w ciemno. Od przesłuchań w ciemno, podczas których zaśpiewałem „Czas nas uczy pogody” z repertuaru Grażyny Łobaszewskiej, byłem już w drużynie Patrycji Markowskiej, z którą przeszedłem przez etapy nokautów i live’ów, i która doprowadziła mnie aż do finału. Ale to wszystko widzowie śledzili już na bieżąco na antenie TVP.
– Znał pan dorobek trenerów tego programu?
– Znałem dorobek Piotra Cugowskiego, kilka piosenek Grzegorza Hyżego, twórczość Patrycji Markowskiej też nie jest mi bynajmniej obca.
– Od razu chciał pan znaleźć się w drużynie Patrycji Markowskiej?
– Nie zastanawiałem się wcześniej, do kogo będę chciał pójść, starałem się skupić na tym, żeby mój występ był udany. To, że znalazłem się u Patrycji, było impulsem. Zawsze ufam intuicji. Tym razem też mnie nie zawiodła. Trafiłem do wymarzonej trenerki, lepiej być nie mogło.
– Jak wyglądała konfrontacja piosenkarki Patrycji Markowskiej znanej z płyt, z estrady, z telewizji z tą osobą, którą poznał pan w programie?
– Patrycja zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie. Okazała się bardzo ciepłą, empatyczną osobą, zawsze uśmiechniętą i dającą wsparcie, pozytywną energię i szczere uwagi. Gdybym po raz drugi miał wybierać trenera, to na sto procent wybrałbym właśnie ją. Przy tym wszystkim jest niezwykle wrażliwym, czujnym i czułym Człowiekiem, przez duże C. Takie cechy wynosi się z rodzinnego domu. Od Państwa Markowskich też usłyszałem wiele przemiłych słów. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: jest poranek po finale, wciąż trzymają mnie emocje, w słuchawce telefonu słyszę głos pana Grzegorza Markowskiego, który składa mi gratulacje. Bezcenne! Chciałbym Państwu Markowskim z tego miejsca raz jeszcze podziękować za ten niezwykły gest. – Jaki to rodzaj trenera? – Patrycja stoi murem za swoimi podopiecznymi, była ze mną na wszystkich próbach, sugerowała, zachęcała, podszeptywała cenne wskazówki odnośnie do interpretacji utworu. Dla mnie udział w programie był bardzo stresujący, a ona dawała fajnego kopa, motywowała, żeby stanąć i pokazać, na co nas stać. Była ze mną przez cały czas, co jest dużym wsparciem dla każdego uczestnika.
– Czego nauczyła pana na zajęciach wokalnych?
– Kiedyś powiedziała do mnie: „Pamiętaj, im mniej, tym lepiej. Nie zaśpiewuj się Bóg wie jak, tylko stosuj proste i jasne dźwięki wychodzące z serca, bo to wtedy działa”. Starałem się tego trzymać i jak widać, udało się.
– Czy to Patrycja dobierała panu repertuar?
– Dobieraliśmy go wspólnie, mamy podobny gust muzyczny, co zaowocowało – moim zdaniem – bardzo dobrymi, trafionymi wyborami.
– Wiem, że bardzo lubi i ceni pan Zbigniewa Wodeckiego. Poznaliście się?
– Tak, fascynowała mnie jego lekkość gry na trąbce czy skrzypcach, swoboda śpiewu. Jego twórczość gra we mnie do dzisiaj. Prywatnie też zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
– Co najbardziej podoba się panu w jego śpiewie?
– Jego głos ma piękną, okrągłą barwę. Pan Zbigniew był mistrzem w modulowaniu wokalu. To wszystko razem było urzekające!
– Kogo jaszcze z polskich piosenkarzy lubi pan słuchać?
– Piotra Cugowskiego, Dawida Podsiadły, Kuby Badacha, Patrycji Markowskiej, Basi Trzetrzelewskiej i wielu, wielu świetnych artystów starszego i młodszego pokolenia. – A z zagranicznych? – Najbardziej klasyki jazzowo-swingującej, bo mnie wycisza, więc po całym dniu najchętniej wsłuchuję się w repertuar Raya Charlesa, Franka Sinatry, Nata Kinga Cole’a, Michaela Bublé, Matta Duska. – Ma pan dużą płytotekę? – Niestety nie, bo zastąpił ją internet z szeroką paletą nagrań z całego świata.
– W internecie zastanawiają się, czy będzie się pan ubiegał o udział w polskich preselekcjach do Konkursu Piosenki Eurowizji w Tel Awiwie?
– Powiem szczerze, trzy tygodnie po finale „The Voice of Poland” ogromnie ciężko zastanawiać się nad udziałem w jakimkolwiek konkursie czy festiwalu, bo to jeszcze odległa przyszłość. Priorytetem jest dla mnie praca nad dobrym repertuarem na mój debiutancki album i na tym będę się teraz koncentrował. A internautom mogę na razie powiedzieć tyle, że na muzycznej mapie zawężonej do Europy bliżej mi do rodzimego Męskiego Grania niż festiwalu Eurowizja.
– Czy oglądał pan ten konkurs w telewizji?
– Raz, bardzo dawno temu, kiedy Polskę reprezentowała Edyta Górniak. Nie bardzo mam czas na oglądanie telewizji, bo mam dwójkę dzieci. Bajki lecą na śniadanie, na obiad i na kolację.
– Chciałby pan wystąpić na KFPP w Opolu?
– Amfiteatr w Opolu to legendarna scena, kto by nie chciał zaśpiewać na tych samych deskach co Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Wojciech Młynarski, Maryla Rodowicz, Anna Jantar, Zbigniew Wodecki, Maanam, Republika, Perfect, Edyta Bartosiewicz, Kayah, Wilki, Patrycja Markowska, Piotr Cugowski, Brodka, Natalia Przybysz, Daria Zawiałow, Krzysztof Zalewski i cała plejada znakomitych polskich wokalistów. Pewnie, że chciałbym wystąpić w opolskich „Debiutach”!
– Z nową piosenką czy z „Zaskakuj mnie”, którą świetnie zaśpiewał pan w finale „The Voice of Poland”?
– Bardzo dziękuję za miłe słowa. Świetnie, bo to świetny przykład piosenki, która jest o mnie, w której jestem prawdziwy. Juliusz Kamil i Michał Pietrzak pomogli mi stworzyć utwór w klimacie, w którym dobrze się czuję, ze słowami, z którymi się całkowicie identyfikuję. Kiedy rozmawiamy, klip do singla „Zaskakuj mnie” ma już prawie 2 mln wyświetleń, co świadczy o tym, że innym moje credo życiowe też jest bliskie. Nie wiem, czy regulamin opolskich „Debiutów” dopuszcza utwór zaistniały w poprzednim roku, jeśli nie, chciałbym tam wykonać piosenkę równie osobistą, autorską i bliską mojej filozofii życia.
– Jest pan pod opieką Universal Music Polska?
– Tak, możliwość podpisania kontraktu płytowego z Universal Music Polska jest konsekwencją decyzji o udziale w programie „The Voice of Poland”. Jestem pod wrażeniem, jak szybko w studiach tej firmy fonograficznej udało nam się wszystkim stworzyć debiutanckie single i równie błyskawicznie nakręcić klipy do nich.
– Powiedział pan, że lubi i umie gotować. Co najlepiej panu wychodzi?
– Bardzo lubię zupy i najczęściej je gotuję. Najfajniejsze jest to, że ci, którzy je jedzą, mówią, że moje zupy im bardzo smakują. A najważniejsze dla mnie jest to, że moim dzieciom smakuje to, co im ugotuję. One są bardzo wymagającymi smakoszami. Najlepiej robię pomidorówkę.
– Co w tym roku przygotowuje pan na świąteczny stół w swoim domu?
– Ponieważ na święta Bożego Narodzenia zawsze spotykamy się u rodziców, bo mam jeszcze dwójkę rodzeństwa, które mieszka w różnych zakątkach Polski, to jest to okazja, żeby rodzinnie spędzić te dni razem. W związku z czym mam urlop od gotowania i w święta lodówka jest pusta.
– Naprawdę? To rzadko spotykane w Polsce? Nawet karpia w galarecie?
– Jest u rodziców. Tam też jest kapusta wigilijna według receptury mojej mamy.
– Jak stara wychowywać swoich dzieci?
–W taki sposób, żeby ceniły to, co mają, żeby szanowały drugiego człowieka, bo każdy człowiek jest indywidualny, ma swój charakter. się pan dwójkę
– Sądzi pan, że synek będzie piosenkarzem?
– Oboje wykazują zdolności do muzykowania i śpiewania. Widzę, że mają poczucie rytmu; jak śpiewają piosenkę dziecięcą, trzymają tonację. Jest więc szansa, że będą śpiewać.
– Jak reagowały na to wszystko, co ostatnio działo się wokół pana?
– Córeczka nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje. Synek bardzo emocjonalnie podchodzi do tematu i to do tego stopnia, że jak oglądaliśmy „The Voice of Poland” w telewizji, tak bardzo wszystko przeżywał, że rozpłakał się i zamknął w pokoju. Córeczka tańczyła przed telewizorem.
– Pana żona też była na tych przesłuchaniach? – Tak, byliśmy we czwórkę. – Na co wyda pan 50 tysięcy złotych nagrody?
– Jeszcze nie miałem czasu się nad tym zastanowić, tyle się wciąż dzieje. Minęły zaledwie 3 tygodnie od mojego małego, życiowego zwycięstwa, a moją piosenkę grają wszystkie rozgłośnie w Polsce. „Zaskakuj mnie” wchodzi na playlisty, a ja goszczę w radiu i telewizji, udzielam wywiadów prasowych. Korzystając z okazji, składam Czytelnikom i całej Redakcji najlepsze życzenia udanych Świąt i samych sukcesów w 2019 roku. Niech świat Państwa zaskakuje wyłącznie pozytywnie!
– Zajmie się pan teraz tylko śpiewaniem i zrezygnuje z pracy realizatora dźwięku?
– Z Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach jestem związany od najmłodszych lat. Czuję się tutaj jak w domu. Nie chciałbym rezygnować do końca z pracy, bo jest mi bardzo, bardzo bliska. To przecież praca związana z muzyką, jak całe moje życie! A z muzyki na pewno nigdy nie zrezygnuję!