Szukamy ciągu dalszego – Jestem osobą analogową
Renata Dancewicz – feministka, brydżystka, a przede wszystkim aktorka.
Nigdy nie marzyła o aktorstwie. Wyrzucona z łódzkiej Filmówki pracowała w Norwegii, potem była listonoszką. A jednak została aktorką. Zagrała w kilkudziesięciu filmach i serialach oraz wielu spektaklach teatralnych. Bardzo kobieca, przez niektórych uważana za symbol seksu. Za rolę Krysi w filmie „Pułkownik Kwiatkowski” nominowana do nagrody Złotej Kaczki. Lubiana i popularna. Ostatnio rzadko pojawia się na wielkim ekranie. Obecna jest w serialu „Na Wspólnej”. Pochłania ją teatr. Tam się realizuje.
Spotykamy się na stołecznym Powiślu. Wygląda doskonale, jakby miała pakt z diabłem. Czas dla niej się zatrzymał. Kwitnąca, radosna, pełna dobrej energii. Na spotkanie przychodzi z psiakiem. Znajdą. Wszędzie z nim chodzi. – Wabi się Myszkin. Trochę książę, trochę idiota. Znaleziony na parkingu pod Radomiem ponad dwa lata temu. Z tego, co powiedział weterynarz, ma teraz ok. 4,5 roku. Uroczy kundelek. Tłumaczy, że to, iż Myszkin wszędzie z nią chodzi, nie jest wcale przesadą. – To już nie miłość, ale uzależnienie – śmieje się. – Obejrzał ze mną 40 filmów. Chodzimy razem do kina. Na plan filmowy „Na Wspólnej” też ze mną jeździ. Teraz dostał nawet rolę i gra, wcześniej musiał grzecznie przyglądać się zza kamery.
Nie narzeka na brak zajęć. – Od piętnastu lat występuję w tym serialu. I w teatrach. U Krystyny Jandy w Polonii w spektaklu „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Jerzego Stuhra, w Teatrze IMKA w sztuce Marca Fayeta „Ludzie inteligentni” wyreżyserowanej przez Olafa Lubaszenkę, a także na scenie Teatru Capitol w komedii kryminalnej Erica Chappella „Złodziej” w reżyserii Cezarego Żaka. Z tym przedstawieniem jeździmy ostatnio sporo po całej Polsce. Przyjeżdżam do domu, aby tylko się przepakować. Właściwie żyję na walizkach. Teraz wróciłam właśnie z Krakowa i Oświęcimia, a wybieramy się zaraz do Lublina. Jestem zapracowana. Z wiekiem czas się kurczy. I człowiek ma go coraz mniej. Wiem, co to przemijanie, i nie mam z tym problemów, ale mankamentem jest krótka doba.
Wprawdzie ostatnio poświęca więcej czasu teatrowi, ale jej udział w serialu „Na Wspólnej” też jest istotny. – W końcu na planie tego filmu spędziłam kawał życia. Kiedy rozpoczynałam pracę, nie przypuszczałam, że wytrzymam tam więcej niż rok. Ma to też swoje plusy, daje bowiem stabilizację finansową. Z drugiej jednak strony usypia i demotywuje taką osobę jak ja.
Mówi, że są w życiu chwile, kiedy człowiek musi dokonać wyboru. – Kiedyś mieliśmy w telewizji wyłącznie dwa programy, a dziś świat się rozwinął. Jak przed laty zagrało się w jednym filmie, to było się znanym na całą Polskę. Jestem osobą analogową, nie mam nawet smartfona, Facebooka ani Instagrama. I cenię sobie prywatność. Nie lubię się nią dzielić. Wiem, dziś jest trend, że ludzie dzielą się wszystkim. I to nic złego, ale ja widocznie jeszcze do tego nie dojrzałam. Zawsze długo dojrzewałam. I wybrałam, że nie będę obnażać się z moim życiem prywatnym przed wszystkimi. Nie zarzekam się, że nigdy tego nie zrobię. Bo może będę aktywna internetowo i tak się stanie, lecz na razie jest inaczej i być może to też trochę człowieka „outuje” ze sfery publicznej.
Zapewnia, że dobrze jej się żyje. – Jestem zajęta swoim życiem. Bardzo to lubię. I te podróże, które odbywam, dają mi wiele przyjemności. Przebywam z fajnymi koleżankami i kolegami. Przez ostatnie dwa dni z Izą Kuną i Rafałem Królikowskim przemieszczaliśmy się ze spektakli pekaesowskim busem i zahaczyliśmy o kilka ciekawych miejsc. Wyobrażam sobie, że takie podróżowanie w towarzystwie niefajnych ludzi musi być bardzo męczące. Mnie zmiana miejsc, stan bycia w podróży, życie w ciągłym zawieszeniu daje dużo przyjemności.
Urodziła się w Lesznie. – Mama była akurat u babci. I tam przyszłam na świat. Ale oprócz tego, że mam tam rodzinę i przygotowywałam się tam do matury, to nic więcej mnie z tym miastem nie łączy. Rodzice mieszkali w Lubinie, dziadkowie pochodzą ze Wschodu. Przyjechali po wojnie na Ziemie Odzyskane. Mieszkałam w tym mieście do ukończenia ogólniaka i zdania matury. Wspomina, że w I Liceum Ogólnokształcącym im. Kopernika profesor języka polskiego prowadziła kółko teatralne. – Grałam Klarę w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry. I nie tylko grałam, bo także reżyserowałam to przedstawienie. I choć nigdy nie myślałam, nie marzyłam o aktorstwie, bardzo mi się spodobało. Dlatego uznałam, że spróbuję zdawać do Akademii Teatralnej w Warszawie. Niestety, odpadła podczas drugiego etapu egzaminów. – Nie rozpaczałam. I poszła na prawo na UW, aby, jak to określa, zrobić przyjemność tacie. – Spędziłam na studiach uroczy rok. Bardzo fajny okres, do dziś mam przyjaciół z tamtego czasu. Poznałam mojego późniejszego narzeczonego, który już coś wtedy reżyserował, i to on zaczął mnie namawiać, abym wystartowała do łódzkiej Filmówki. I pojechałam. Spóźniłam się na egzamin, ale się udało.
Zrezygnowała ze studiowania prawa w stolicy i rozpoczęła edukację w Łodzi. Jednak na II roku została dyscyplinarnie wyrzucona. – Zdecydował o tym dziekan Jan Machulski. Nigdy nie przykładałam się do nauki. Bywały różne afery. Podpadłam. Ale ja nie zwracałam uwagi na wiele spraw. Zawaliłam egzaminy. Z ważnych przedmiotów, bo z prozy i z wiersza.
Podkreśla, że zawsze była niezależna. – Jak miewałam chandry, to jechałam sobie gdzieś na tydzień, nie przejmując się brakiem zwolnienia. Byłam niesubordynowana. Żyłam na luzie, interesowałam się różnymi rzeczami. Studia były przy okazji.
Zastanawiała się, co robić. – Jeździłam trochę po Polsce, grałam u znajomych w etiudach szkolnych. U reżyserów występowałam przynajmniej za pieniądze, bo studentkom nie płacili. Gdyby Jan Machulski mnie nie wyrzucił, nie zostałabym aktorką. Bo zapewne po zakończeniu szkoły nie chodziłabym na castingi, nie zabiegałabym, aby gdziekolwiek występować. Ale ja mam w sobie motywację negatywną. Zawsze wolałam iść pod prąd. Kiedy więc mnie wyrzucili, to grałam.
Pojechała z kolegami do Norwegii. – Myłam sufity staruszkowi z Wehrmachtu. Sprzątałam domy, kosiłam trawniki, ale mi to nie wychodziło. Imałam się różnych zajęć. I tak przez dwa miesiące. Pieniędzy też nie udało mi się odłożyć, bo co zarobiłam, wydałam. Po powrocie zatrudniła się jako listonoszka. – Chodziłam z ciężką torbą. I nosiłam nie tylko listy, ale i przekazy pieniężne. Zarabiałam dwa razy więcej z napiwków niż z pensji. To też około dwóch miesięcy. To, co zebrałam, wydałam na wyjazd nad morze.
Kiedy tak podróżowała, dowiedziała się, że w teatrze w Wałbrzychu dyrektorem jest znany scenograf, aktor, a także reżyser Wowo Bielicki. Że jest otwarty i przyjmuje do pracy. – Pojechałam autostopem. Dyrektor mnie przyjął. Na deskach Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego występowałam przez kilka sezonów. Dużo grała. Były to zarówno role pierwszoplanowe, jak w „Dwoje na huśtawce” Williama Gibsona, jak i epizodyczne. – To był świetny poligon. Wielu młodych tam pracowało. A potem przypomniał sobie o mnie Feliks Falk. Wcześniej grałam w etiudach, którymi się opiekował. I zaprosił mnie do swojej „Samowolki”. To był jej filmowy debiut. Wystąpiła w małej roli Ani, dziewczyny głównego bohatera. – Później Jurek Gudejko zaczął mnie zapraszać na zdjęcia próbne. I tak podróżowałam między Wałbrzychem i Warszawą.
Zaczęła grać coraz częściej. Wystąpiła m.in. w popularnym serialu „Radio romans”, w filmie i spektaklu telewizyjnym Janusza Majewskiego – to był jej debiut w Teatrze Telewizji, a także w obrazach innych znanych reżyserów, np. Andrzeja Titkowa „Wynajmę pokój” czy w „Oczy niebieskie” Waldemara Szarka. To były dobre role. – Ciepło też wspominam występ w spektaklu telewizyjnym Ireneusza Englera „Książę ciemności”, gdzie zagrałam u boku m.in. Jurka Schejbala. Cieszyłam się, że mam pracę, że mam co robić... Przełomem, była „Diabelska edukacja” w reżyserii Janusza Majewskiego. Bo potem zaczęłam otrzymywać więcej zaproszeń i grać główne postaci. Obraz Majewskiego był filmem erotycznym. Wystąpiła w nim, kreując wiodącą postać obok Marka Kondrata. Potem została zaproszona na spotkanie przez Wojciecha Wójcika, który przygotowywał się do realizacji serialu kryminalnego „Ekstradycja”. – Do zdjęć próbnych musiałam się postarzeć, aby widz nie pomyślał, że komisarz Halski jest pedofilem.
Po „Ekstradycji” na rozmowę zaprosił ją Kazimierz Kutz. Dostała główną rolę kobiecą (Krysi) w komedii polityczno-obyczajowej „Pułkownik Kwiatkowski”. Wciąż występowała na deskach Teatru w Wałbrzychu, ale teraz już gościnnie. Zdała eksternistycznie egzamin aktorski. – To był raczej gest w stronę rodziców, bo mnie