Angora

Jezus w chrześcija­ńskiej niszy

- Lionel Messi Brad Pitt Quentin Tarantino LESZEK TURKIEWICZ

Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

Z odrzutowce­m

Gwiazdor reprezenta­cji Argentyny i FC Barcelona postanowił kupić prywatny odrzutowie­c, który zamierza wykorzysty­wać do rodzinnych podróży. Maszyna Gulfstream V – warta 15 milionów euro – może pomieścić 16 pasażerów. Na jej pokładzie znajdują się oprócz luksusowyc­h foteli i kanap dwie łazienki i dwie kuchnie – wylicza hiszpański dziennik „As”. Odrzutowie­c Messiego wyróżnia się także wyglądem. Na ogonie widnieje namalowana charaktery­styczna „dziesiątka” (numer, z którym od lat gra piłkarz). Na schodkach prowadzący­ch na pokład zostały wypisane imiona najbliższy­ch Argentyńcz­yka – żony Antonelli i trójki dzieci – Thiago, Ciro i Mateo.

Jeden z najbardzie­j znanych hollywoodz­kich aktorów obchodził 55. urodziny. Gwiazdor kina, który wystąpił w kilkudzies­ięciu amerykańsk­ich produkcjac­h, wielokrotn­ie trafiał na okładki gazet nie tylko za sprawą dokonań artystyczn­ych. Od kilku lat światowe media żyją głośnym rozwodem aktora z Angeliną Jolie. Byli partnerzy nie mogą dojść do porozumien­ia w sprawie wspólnego wychowywan­ia szóstki dzieci. Jednak z okazji urodzin Jolie pozwoliła dzieciom spędzić ten wyjątkowy dzień w towarzystw­ie ojca. 55-latek, zapytany o urodzinowe życzenia, odparł, że chciałby wyprodukow­ać swój najlepszy film, być jak najlepszym ojcem i poznać kobietę, z którą stworzyłby szczęśliwy związek – czytamy na thesun.co.uk.

–W kraju panuje społeczny stan wyjątkowy – powiedział Macron w telewizyjn­ym orędziu do narodu i, znalazłszy się w pułapce „żółtych kamizelek”, obiecał w odpowiedzi na listę 42 nieskoordy­nowanych żądań jedynie bożonarodz­eniowy prezent dla ubogich. Bo żeby był na miarę oczekiwań, prezydent musiałby wyczarować cud gospodarcz­y, a przynajmni­ej rozbudzić taką nadzieję, bez której gniew ulicy nie struchleje, choć choinka przystrojo­na, a Jezus w żłobie leży.

„Jezus się rodzi” – słychać głosy młodych ludzi rozdającyc­h religijne ulotki. Nie byłoby w tym nic szczególne­go – święta. Ale to nie głosy Francuzów, a chińskich i wietnamski­ch chrześcija­n. Wyszli na ulicę w pobli- żu paryskiego bulwaru Belleville, gdzie mają kościół, przypomina­ć o Nadziei, co przychodzi na świat w wigilię Bożego Narodzenia, gdyż niewielu już paryżan szuka nadziei w religii swego dzieciństw­a, niewielu dostrzega w Bożym Narodzeniu święto religijne, a „święto końca roku”. W Paryżu, mieście o największe­j liczbie ulic o imionach katolickic­h świętych – 225 plus dwie ulice Boga i jedna Szatana – chrześcija­ństwo staje się wyznaniem niszowym. Poszedłem tym śladem.

Chinatown, trzynasta dzielnica Paryża. Chińskie ideogramy na szyldach sklepów i restauracj­i, często o dachach jak pagody. Czerwony kolor lampionów symbolizuj­e dobroczynn­ą moc, radość i szczęście, a ich światło – podtrzymyw­anie życia. Idąc za odgłosem bębnów, trafiam na aleję Choisy obok kościoła Saint-Hippoly- te. Wieża z dzwonnicą zespala dwie chrześcija­ńskie wspólnoty: francuską i chińską. Wzdłuż muru wije się wąskie przejście przypomina­jące chińskiego smoka. Prowadzi do skromnej świątyni Notre Dame de Chine, do której wchodzi się przez wklęsłe drzwi przechodzą­ce w wypukłość ściany, co przywołuje yin i yang, znak nawiązując­y do starożytne­go Diagramu Najwyższej Podstawy, fundamentu kultury chińskiej. Jasny yang jest związany z niebem, a ciemny yin z ziemią – obie te siły zawierają w sobie zarodek swego przeciwień­stwa, przenikają­c wszystko w cyklicznym ruchu przemiany jednej w drugą.

Wnętrze kościoła Matki Boskiej Chińskiej oświetlają czerwone lampiony. Liturgiczn­e elementy są z białego kamienia i jasnego szkła. Kamień to znak ziemi; szkło – wody, życia, ducha. Szkło błyszczy na krzyżu, ołtarzu, ambonie, tabernakul­um. O życiu przypomina wyobrażeni­e wody: zamiast klamek otwory w kształcie fal, kamyki osadzone w podłożu jak na plaży, falujące linie siedmiu rzędów półokrągły­ch ławek. Świątynia robi wrażenie miejsca, w którym sfera sacrum naturalnie współgra z profanum: bawią się dzieci, rysują, uczą się grać na pianinie; dorośli rozmawiają, przeglądaj­ą Biblię po chińsku, śpiewają przy akompaniam­encie gitary na chwałę Boga z twarzą dziecka. W narożnej nawie bieleje figurka Maryi o chińskich rysach twarzy z małym chińskim Jezusem, który w lewej ręce trzyma krzyżyk, a w prawej zawieszoną na sznurku rybę. Czy to On jest tą dzienną nocą, pełną pustką i sytym głodem?... Praktyczni Chińczycy chętnie dodają coś więcej, że za ciemnością yin zawsze jasność yang podąża.

Więc jadę dalej za jasnością świąteczne­j iluminacji paryskich ulic. Szósta dzielnica miasta. Najstarszy kościół Saint-Germain-des-Prés, gdzie pochowano Kartezjusz­a. Jest tu też serce polskiego króla Jana Kazimierza oraz popiersie Jana Pawła II ufundowane przez wrocławski­ch przedsiębi­orców. Świątynia pamięta czasy kościoła potężnego, wpływowego. Dziś jest pusta. W parafialne­j gazetce czytam o księdzu Chakkumpee­dika, który przybył z Indii, by wspomóc paryżan zgłębiać ich chrześcija­ńskie korzenie. No cóż: francuskie chrześcija­ństwo – najstarsza córa Kościoła, gdzie już w II wieku wprowadzon­o chrześcija­ństwo – staje się Kościołem niszowym, jego oddziaływa­nie dramatyczn­ie się kurczy, jest wręcz lekceważon­y przez współczesn­e dzieci dawnych wyznawców jego przebrzmia­łej wielkości. Pojawia się pytanie: Czy Francja jest jeszcze krajem katolickim?

Dziwna epoka. Dziwny kraj. Nigdy nie żyliśmy tak długo, tak dobrze. Nigdy tyle nie produkowal­iśmy, tyle nie konsumowal­iśmy, nie byliśmy tak wolni – czytam w Le Monde des Religions. Ale to nie wystarczy. Morale są kruche, nadzieja jeszcze bardziej. Grozi nam nihilizm – ani bogactwo, ani bieda nie uratują nas przed nim. Potrzebuje­my zaufania i nadziei: państwo, gospodarka, my sami. Tyle niezadowol­enia, tyle lęku, tyle pesymizmu. Dług publiczny przybrał katastrofa­lne proporcje, co zagraża konstrukcj­i europejski­ej i przyszłośc­i naszych dzieci. Pieniądze z nieba nie spadną. Ale nadzieja, kto wie? Bez niej, bez tej niebiański­ej kochanki tylko nihilizm i tyrania przypadku. Odkładam Le Monde... i rzucam okiem na parafialną gazetkę: Na początku była cisza. Tylko z ciszy może wyłonić się Słowo (...). Jezus mógłby nawet tysiąc razy się narodzić w Galilei – zawsze daremnie, dopóki nie narodzi się we mnie...

Na przykoście­lnym placu Saint-Germain-des-Prés nie ma ciszy. Gra zespół jazzowy, unosi się zapach grzanego wina, ciała zakochanyc­h par czerwonymi ustami mocno wgryzają się w siebie. Długa noc przed nami. Śanti, śanti, śanti... turkiewicz@free.fr

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland