Czy 2019 rok może być magiczny?
Dosłownie godziny dzielą nas od tej chwili, gdy wskazówki zegarów przekroczą tę szczególną północ, gdy rozbłysną miliony kolorowych świateł i będziemy składać sobie życzenia.
Od ponad tysiąca lat, kiedy to na ulice średniowiecznych miast wyległy tłumy szczęśliwych ludzi, by radować się z niespełnienia przepowiedni o końcu świata, na pozór niewiele się zmieniło.
Sylwestrowa noc niezmiennie rodzi radość i nadzieję.
Pewnie już dokonaliśmy wyboru odświętnych kreacji i gdzie będziemy przeżywać nasze spotkanie z nowym rokiem. Niezależnie, czy będzie to sala balowa, czy domowe przyjęcie, na które zaprosiliśmy przyjaciół, to wszyscy mamy nadzieję, że będzie to wyjątkowe przeżycie, które długo będziemy wspominać z rozrzewnieniem.
Jednak nasi przodkowie ponad tysiąc lat temu chyba trochę inaczej sposobili się do przeżycia tamtego „sylwestra”.
To nie był dla nich czas radosnego rozbiegania, wyciszenia i bycia ze swoimi myślami, które przebiegały im przez głowę jako swoisty rozrachunek z życiem, które niezależnie od ich woli miało skończyć się już niebawem.
Teraz jest inaczej, choć nie do końca jest to prawda, bo chyba każdy z nas także i dzisiaj złapie się na tym, że podda się wspomnieniu tego, co zdarzyło się w ciągu tych minionych 365 dni.
Czyż nie jest to swoisty rachunek sumienia?
Gdyby komuś szampański nastrój zakłócił ten retrospektywny obraz, to z pewnością już od pierwszego stycznia przypomną mu o nim media, w których wszelkiej maści analitycy zdarzeń będą się licytowali w ocenie tego, co stało się już tylko historią, i w dalszej, godnej proroka wizji odniosą się do tego, z czym przyjdzie się nam mierzyć w nowym 2019 roku.
Pozostawmy politykom ich rachunek sumienia i plany, których realizacją zechcą wypełnić nadchodzące dni i miesiące.
Nie będziemy zajmować się przewidywaniami koniunktury czy jej braku ani tym, jak to miałoby wpływać na zasobność naszych portfeli – pozostawmy to ludziom biznesu i strategom działań ekonomicznych.
Przez chwilę zatrzymajmy się na tym, co nas stanowi, na naszych planach dotyczących ludzi wokół nas, tych bliskich i tych może mało z nami związanych, których los z niewiadomego nam powodu postawił na naszej drodze.
Od Księdza w cywilu pewnie wielu z was w tym momencie oczekuje odniesienia się do spraw Kościoła w odchodzącym do historii 2018 roku.
Pewnie będziecie zawiedzeni, że nie dokonam teraz swoistego „odgrzewania” smrodów związanych z ujawnianymi nadużyciami w sprawach moralnych, o których seryjnie donosiły brukowce żywiące się skandalami, ale i poważne media uważające się za te lepsze, opiniotwórcze.
Przez chwilę zatrzymajmy się na tym, co nas stanowi.
Takie zatrzymanie się w prawdzie o sobie samym to najlepsze, co mogłoby nas spotkać na kilka godzin przed 2019 rokiem.
Jaka piękna byłaby ta nadchodząca noc, gdyby każdy – od najważniejszych ludzi władzy, przez polityków, ludzi biznesu, po prostych zjadaczy chleba – przez chwilę zatrzymał się przed sobą samym i pomyślał o tym, co w odchodzącym roku było w nim złe, i co musi zrobić, żeby w nadchodzącym nie powielać tego błędu. To byłaby magia.
Rok 2019 może być pięknym promykiem nadziei dla Kościoła.
Potrzeba tylko szczerego zatrzymania się w prawdzie przed sobą samym.
Tego szczerego rachunku sumienia życzę wszystkim stanowiącym wspólnotę Kościoła: od najwyższych w godnościach hierarchów odzianych w purpury poczynając, a na świeckim katoliku kończąc. (kryspinkrystek@onet.eu)