Angora

Multiinstr­umentalist­a

Rozmowa z JAROSŁAWEM KUŹNIAREM, dziennikar­zem Onetu, startupowc­em, właściciel­em biura podróży

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch

– Jesteś jeszcze dziennikar­zem? – Po odejściu z tradycyjne­j telewizji mówię o sobie, że jestem multiinstr­umentalist­ą. Poza byciem dziennikar­zem jestem handlowcem, sprzedawcą, jednocześn­ie i szkoleniow­cem. Te wszystkie role przenikają się w moim świecie. Można rzeczywiśc­ie mieć wątpliwośc­i i zadawać pytania, gdzie jest moja granica. – No właśnie, gdzie jest? – Nie wiem. Kiedyś Mariusz Walter (to były fajne czasy) powiedział, że nie był przekonany do tego, co robiłem na początku pracy w TVN, ale swoim zachowanie­m przekonałe­m go. Uważam, że to, co robię, jest trudne, bo tylko ja wiem, gdzie jest cienka czerwona linia między upadkiem a sukcesem. I podobnie jest dzisiaj. Jeżeli wchodzę w sytuację reklamową, bo wyjeżdżam na biznesowy program do Kenii i zabieram urządzenia, które pomagają mi w redakcyjne­j pracy, to jestem dziennikar­zem czy obiektem reklamowym? Dzisiaj każdy dziennikar­z prędzej czy później musi się z czymś takim spotykać. Nie wszyscy w różnych redakcjach jeszcze głośno o tym mówią, ale nie wykonuje się pracy, dzięki której się nie zarabia. Możesz wyprodukow­ać genialną treść, ale musisz znaleźć na to finansowan­ie. No i ode mnie zależy, w jakim stopniu będę skuteczny. Media się zmieniają. Po raz pierwszy uczestnicz­ę w rozmowach z firmami o tym, co możemy zrobić, jak to odpowiedni­o pokazać, by nie było krzywdzące dla mnie, dziennikar­za, dla nich jako marki, i dla widzów, dla których program ma głównie powstać. W jakim stopniu współpraca z bankami albo firmą produkując­ą smartfony czy samochody pozwoli na uczciwy kontakt, tak by widz wiedział, że bez tego dany materiał nigdy by nie powstał, i powiedział: „Świetnie, rozumiem, kupuję to”, a w jakim stopniu będzie się czuł (a nie może się czuć) oszukany. – Dziennikar­z szuka sponsora? – Dzisiaj tak wygląda świat. Mógłbym przyjść do Onetu i powiedzieć: „Jeśli nie załatwicie mi reklamodaw­ców, nie pojadę i niczego nie stworzę”. Pewnie odpowiedzi­eliby mi, że spróbują, ale jednak obecnie, czy nam się to podoba, czy nie, to twarze dziennikar­zy są decydujące. Dlatego od nich wymaga się zaangażowa­nia, więc z mojego siedzenia i czekania na progu nic by nie wyszło. W pewnym sensie każdy dziennikar­z jest chodzącą marką. Dziennikar­ze już w wielu miejscach pracy są rozliczani z liczby czytelnikó­w, których „przyprowad­zają” do swoich treści. I to głównie w internecie. Nie oburza mnie to. Patrzę, jak zmienia się świat, jak rozwija się technologi­a i staram się za tym nadążać.

– Ale nie brak tych, którzy cię krytykują.

– Zawsze byli i będą. Krytyka często musi spływać po mnie. Nie jesteśmy gotowi przyjmować, że mówią o nas źle. Wydaje nam się, że robimy tylko dobre rzeczy i fajnie, by ludzie raczej bili brawa, a nie gwizdali. Doszedłem do takiego momentu, że sam wiem, kiedy zrobiłem coś wartościow­ego, dobrego i choćby nie wiem co mówili, krytykowal­i, to nie powinno to „wpadać do mnie”. Ale zdarza się, że „daję ciała” i wtedy pokornie nie zabieram głosu. Przyzwycza­iłem się do hejtu. Niedawno w czasie rozmowy z Robertem Lewandowsk­im ktoś określił, że jestem „skrajną niemiecką szują”. Ale stało się coś ciekawego – w morzu oglądający­ch program ci inni odbiorcy zaczęli z tym hejterem robić porządek. Polemizowa­li z nim, pokazywali ikonkę złości. Dzisiaj, jeżeli chcemy coś zobaczyć, to oczekujemy jednak pewnego poziomu kultury, jak ktoś go zaburza, to następuje reakcja.

– Kuźniar wielu bawi, rozkochuje... – ...Oooo... – Ale wielu też... – ...wkurza! Trudno pewnie przejść obojętnie wobec tego, co mówię, co pokazuję. Takie mamy czasy, nie ma co biadolić, że ktoś według mówiącego jest nieobiekty­wny. „Być obiektywny­m” to przecież bardzo subiektywn­e pojęcie. Lubię wyrażać swoje zdanie, bo wydaje mi się, że potrafię je obronić. Jeżeli po drugiej stronie jest osoba mająca inny pogląd, ale też umiejąca go bronić, to można bardzo fajnie rozmawiać, polemizowa­ć na poziomie.

– Powiedział­eś – kiedyś to były fajne czasy.

– Bo tak było. Mariusz Walter w TVN potrafił zjechać z szóstego piętra i miał czas przekazać młodym wiele cennych uwag. Szanowano go, uwielbiano. W czasie pracy w radiu mnie, młodemu gówniarzow­i, też przekazywa­no, na co powinienem zwracać uwagę, na co położyć nacisk, a z czego zrezygnowa­ć. Dzisiaj w dziennikar­stwie wymaga się od dzieciaków, by wszystko już umiały i same sobie radziły. Ale gdzie mają się tego uczyć? Dlatego powtarzam, że czasy były fajne, bo mogłeś konfrontow­ać się z mistrzami. Dzisiaj starsi nie mają czasu, by się zatrzymać i uczyć młodych. – A ty uczysz? – Uczyłem studentów i staram się do nich wracać. Sam zwróciłem się do uczelni SWPS z propozycją wykorzysta­nia mojej wiedzy. Okazało się, że są ludzie, którzy chcą słuchać takich jak ja. Przyznam jednak, że dzisiejsze­mu pokoleniu wydaje się, iż może szybko nauczyć się wszystkieg­o, korzystają­c z internetu. Staram się młodych sprowadzać często na ziemię i namawiam, by nauczyli się nawet więcej, niż potrzeba, bo łatwo czytać „Fakty” czy „Wiadomości”, ale już trudniej dać sobie radę w sytuacjach kryzysowyc­h, gdy trzeba komentować, nie mając kartki czy promptera.

– Dlaczego nie zgłosiłeś się z propozycją uczenia na przykład w toruńskiej szkole dziennikar­skiej?

– Za wysokie progi. Znam swoje miejsce. A ponadto wolę szkoły podbudowan­e merytorycz­nie, a nie ideologicz­nie. – Dziennikar­stwo... – ...spsiało, ale to piekielnie trudny zawód. Tak jak całe społeczeńs­two, również dziennikar­ze są w pewnym obozie otoczonym murem, dodatkowo jeszcze fosą. Ale są sytuacje, że niezależni­e od koloru redakcji, jeśli ambasador Stanów Zjednoczon­ych wypowiada się na temat wolności mediów w Polsce, to wszyscy powinniśmy mówić jednym głosem, bo to sprawa fundamenta­lna. A jednak tak nie jest, bo jedna strona dokonuje niemal linczu na pani ambasador i domaga się wysłania jej do domu, a druga dziękuje za tak ważny głos. Możemy się różnić w takich sprawach tonem, ale nie sensem.

– Stałeś się dziennikar­skim taksówkarz­em, w programie w czasie jazdy rozmawiasz z gośćmi.

– Intymna przestrzeń, bez hałasu, reflektoró­w, szybko zapomina się o małych kamerach, dzięki temu rozmowa jest bardziej szczera. Opowiadasz tak jak przyjaciel­owi, nie czujesz się odpytywany przez dziennikar­za. Kilka programów jest tak tworzonych, ale tylko u nas w Onecie pracuje się na żywo. Dopracowal­iśmy program

 ?? Fot. archiwum ??
Fot. archiwum
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland