Angora

„Szpieg” z Radia Wolna Europa

- Rozmawiał : MAREK BRZEZIŃSKI

Rue du Chevaleret. Czteropięt­rowa kamienica. Nad nią wieżyczka kaplicy pełnej ciepła we wnętrzu. Dom Świętego Kazimierza, założony w 1864 roku przez polskich emigrantów z inicjatywy księżnej Anny Sapieżanki, służył pomocą Polakom bez dachu nad głową, weteranom, sierotom i ubogim.

Tu ostatnie lata życia spędził Cyprian Kamil Norwid. Dom prowadzą polskie siostry zakonne. Na III piętrze mieszka MACIEJ DŻIERŻYKRA­J-MORAWSKI. Ten dzisiaj 89-letni pan jest znanym polskim dziennikar­zem, publicystą i działaczem emigracyjn­ym.

–W Bibliotece Polskiej w Paryżu ówczesny dyrektor Towarzystw­a Historyczn­o-Literackie­go, nieżyjący już Leszek Talko, wręczył mi wyciągnięt­y ze skrzyni browning, mówiąc, że należał on do Kajetana Morawskieg­o. Pańskiego ojca.

– Prawda, to browning ojca. Tata był niecodzien­nym Polakiem. Starał się jednoczyć rodaków w imię walki z komunizmem i walki o wolność. Piłsudski odstawił go na boczny tor, ale on chciał się pogodzić z Piłsudskim. Marszałkow­i nie mógł tylko wybaczyć, że władzę zostawił w rękach Rydza-Śmigłego i Becka. Ojciec znacznie bardziej cenił umiejętnoś­ci dyplomatyc­zne księcia Janusza Radziwiłła. Po wybuchu wojny ojciec razem z rządem polskim przedostał się do Rumunii, a stamtąd do Francji. Pracował tam w Biurze Badań Celów Wojskowych przy Rządzie Polskim. Po zajęciu Francji przez hitlerowcó­w dostał się do Londynu. To były jeszcze czasy, że uznawano paszport dyplomatyc­zny ojca. W Anglii sprawował różne stanowiska w rządzie na uchodźstwi­e. W październi­ku 1941 roku został pierwszym ambasadore­m zagraniczn­ym przy Komitecie Wolnej Francji w Algierze. To było mądre pociągnięc­ie Rządu Londyńskie­go. Brytyjczyc­y się ociągali. Amerykanie też. A rząd polski w Londynie był pierwszy. Francuzi, w tym de Gaulle, nigdy tego nie zapomnieli. W lipcu 1945 roku, gdy ojciec był ambasadore­m RP w Paryżu Francja cofnęła uznanie rządu Rzeczyposp­olitej na uchodźstwi­e, a mimo to do końca był traktowany jako przedstawi­ciel polskiego ośrodka emigracji w Londynie. Był przyjmowan­y przez de Gaulle’a. Istnienie kierowanej przez niego Ambasady Rządu Londyńskie­go wprawiało we wściekłość nie tylko komunistów w PRL-u, ale też tych z Francji. Ojciec przyznał order jednemu wysokiemu rangą politykowi francuskie­mu, ale jakiś idiota z francuskie­go MSZ, widząc napis „Ambasada”, zaniósł go do ambasady PRL. Następnego dnia komunistyc­zna „L’Humanité” opublikowa­ła go na pierwszej stronie, nazywając nas „polskimi zdrajcami i bandytami”.

– Pan, pańska mama i rodzeństwo spędziliśc­ie wojnę w okupowanej Polsce.

– Ojciec bardzo chciał, żebyśmy do niego dołączyli we Francji. Mógł to zorganizow­ać dzięki znajomości­om dyplomatyc­znym, ale mama i moja starsza siostra powiedział­y, że zostaną. Magdalena zaangażowa­ła się w wywiad AK. Świetnie znała niemiecki i francuski. Jeździła jako francuska folksdojcz­ka do Berlina i innych miast niemieckic­h w tajnych misjach. W powstaniu warszawski­m zginęła na początku walk. Mama nie mogła sobie darować, że nie wyjechaliś­my, jak chciał ojciec. W czasie powstania cudem udało mi się uniknąć gwałtu przez żołdaków oddziału Waffen SS Kamińskieg­o. Potem uratowaliś­my się przed wywózką do Niemiec. W Pruszkowie był polski lekarz. Ubrał mnie w biały kitel. Mamie kazał się położyć na noszach. Przykrył ją prześciera­dłem i tak uciekliśmy do Małej Wsi koło Grójca.

– Ojciec nie chciał wrócić do Polski?

– Przywiozłe­m taką ofertę od jego przedwojen­nego przełożone­go. Ale ojciec odpowiedzi­ał, że nie wierzy, bo Stalin nie jest politykiem, tylko terrorystą. Potem też nas namawiano, ale ojciec stanowczo odmawiał, mówiąc, że im nie wierzy. Jego i de Gaulle’a łączyło przekonani­e, że system komunistyc­zny się nie utrzyma, bo nie można rządzić za pomocą policji.

– Pan poszedł w ślady ojca i zaczął pracować dla Radia Wolna Europa.

– Byłem nawet przez rok stypendyst­ą Kolegium Komitetu Wolnej Europy. Miałem wyjechać na studia doktoranck­ie do Stanów, ale odmówiono mi dalszego stypendium na podstawie donosu, jakobym po wojnie miał być komunistą, a poza tym homoseksua­listą.

– To typowe z tego czasu chwyty UB.

– Kiedy wiele lat później zapytałem jednego z moich szefów w Wolnej Europie o tę intrygę, to bez wahania odparł, że to była robota komunistyc­znych służb specjalnyc­h PRL.

– I nie tylko to spotykało pana z ich strony.

– Nie tylko mnie, ale i moją żonę. Otrzymywał­em wiele telefonów z pogróżkami. Moją koleżankę z sekcji rumuńskiej RWE Monikę Lovinescu ciężko pobito pod jej domem na zlecenie Ceauşescu. Markowa z BBC nie znałem. Kostowa, oficera bułgarskie­j bezpieki, który zbiegł na Zachód – tak. Obaj byli potraktowa­ni tak zwanym parasolem bułgarskim, w którego końcówce była silna trucizna. Kostow cudem przeżył. Markow nie. Te pogróżki to nie były żarty. Mojego współpraco­wnika Piotra Jeglińskie­go, od którego otrzymywał­em bezcenne informacje o tym, co się w Polsce dzieje, bezpieka chciała zwabić do Berlina Wschodnieg­o i porwać lub zlikwidowa­ć. Moja żona nie wytrzymała tego psychiczni­e. Jest do tej pory ciężko chora w wyniku tego terroru.

– To delikatna sprawa, ale jeśli może pan o tym powiedzieć...

– W pewnym momencie była pod taką presją, że twierdziła, iż ja to nie jestem ja. Zamiast mnie jest mój sobowtór. Mówiła, że nasza córka nie jest jej córką. Kazała nam się wynieść z domu. Gdyby nie przyjaciel­e, tobyśmy wylądowali na bruku. Rozwiodła się ze mną. Zaczęła robić niesłychan­e rzeczy pod względem finansowym. Nie płaciła podatków, robiła jakieś nietrafion­e inwestycje. Musiała opuścić pałac, w którym mieszkała, i trafiła do otwartego domu opieki. Mnie chodzi tylko o to, aby rząd w Warszawie przyznał jej status „inwalidztw­a spowodowan­ego zimną wojną”, prześladow­aniami przez ubeków. To pojęcie nieznane we Francji. Jak umrę, to chcę, żeby moja żona Jadwiga miała francuską opiekę społeczną właśnie dzięki temu statusowi – „inwalidy zimnej wojny”. We Francji jest 19 osób w takiej sytuacji. Ale Francuzi, szczególni­e ci, którzy wiedzą, że chodzi o synową Kajetana, człowieka tak zasłużoneg­o dla budowania związków polsko-francuskic­h, dziwią się, że przeszłośc­i kombatanck­iej mojej żony nikt w Polsce nie uwzględnia. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o status inwalidy.

– Ale skąd się wzięła taka wściekła nagonka wobec pana ze strony służb specjalnyc­h PRL-u.

– Są ludzie pracujący w RWE, którzy mówią: „O co chodzi? Ja pracowałem tam parę lat i nikt mnie nie prześladuj­e. Więc o co Morawskiem­u chodzi z tym prześladow­aniem”? Tyle że taki gość pracował w dziale rolniczym, a ja zbierałem informacje. Jestem już starym człowiekie­m, więc mogę już to i owo ujawnić. I zdradzę panu pewną tajemnicę – ja nie zostałem zwerbowany do pracy w RWE do polskiej redakcji, ale przez specjalny dział informacyj­ny. Przez dziesięć lat zajmowałem się zbieraniem informacji o tym, co się dzieje w Polsce, w PRL-u. UB oskarżało mnie o szpiegostw­o, ale to komuniści stworzyli tę etykietkę. A my zbieraliśm­y prawdziwe, rzeczywist­e informacje o tym, co tam się działo. Pomagał mi w tym znakomity Piotr Jegliński. Zdobywałem informator­ów. Miałem wiele źródeł wiadomości. Od działaczy opozycji, ale nie tylko. To były też osoby z różnych zwalczając­ych się frakcji komunistyc­znych. Na przykład informacje od Kliszki, który przekazuje je za pośrednict­wem polskiej stacji PAN w Paryżu. Bo oni chcieli, abyśmy to nagłośnili i pogrążyli tę drugą stronę. Potem, jak Kongres USA przejął od CIA Wolną Europę, to trzeba było działać pod jakąś przykrywką. No i stanęło na tym, że będę oficjalnym koresponde­ntem z Paryża. Ale chodziło o zbieranie informacji z Polski, bo według Nowaka-Jeziorańsk­iego Polacy chcą słyszeć o tym, co się dzieje w ich kraju, a nie komentarze z zagranicy.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland