Przeczytane
TRUCICIELE POD OCHRONĄ
BIUROKRACJI Inspekcja Ochrony Środowiska to prawdopodobnie najbardziej barejowska polska instytucja. Nie działa w niej nic, ale jej szefostwo stara się udawać, że wszystko funkcjonuje znakomicie. Robi to na różne sposoby. Na przykład, kiedy w Polsce wybucha pożar składowiska odpadów, IOŚ wysyła na miejsce wóz pomiarowy. Tam bada powietrze i ogłasza, że mobilne laboratorium nic nie wykryło i nie ma zagrożenia dla zdrowia mieszkańców. Mieszkańcy wierzą, bo nie wiedzą, że badania wykonano nie w czasie pożaru, ale już po jego ugaszeniu, a na dodatek wóz pomiarowy IOŚ jest przeznaczony do wykrywania gazów bojowych po zamachu terrorystycznym. Przystosowano go do testowania powietrza na obecność sarinu. Sylwia Harazin z Łazisk Górnych w powiecie mikołowskim od 2012 roku próbuje zainteresować odpowiednie służby smrodem, jaki dolatuje z pobliskiego zakładu przemysłowego. Fetor dusi całą okolicę. Jest tak obrzydliwy, że wywołuje wymioty i, jak twierdzi pani Sylwia, wielu z jej sąsiadów umiera na raka. Apelowała do Inspekcji Ochrony Środowiska, do urzędu miasta i do radnych, do starostwa, do sanepidu, straży pożarnej, policji i rozmaitych fundacji. Wszystkie instytucje orzekły, że odór nie leży w ich kompetencjach. Na przykład Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska odpisała, że nie przeprowadzi kontroli, bo zakład działa bez pozwolenia. Mógłby wydać je powiat, ale zakład nie musi go mieć, bo prowadzi emisję niezorganizowaną, a dokument jest potrzebny tylko wtedy, gdy jest ona zorganizowana. W praktyce oznacza to, że zakład wypuszcza opary przez otwarte okno, co w Polsce znacząco ułatwia biurokracja. Ułatwia, bo zakłady sprawdza się poprzez porównanie tego, co emitują, z pozwoleniem. Jeżeli więc emitują coś, na co pozwolenia nie mają, nikogo to nie obchodzi. A kiedy nie mają pozwolenia na nic, nikt się nimi nie interesuje. Właściwie, nie wyrażając jakiejkolwiek chęci pomocy, instytucje odpowiedzialne za czyste środowisko postępują racjonalnie, oszczędzają siły i środki, ponieważ ich interwencje nie przynoszą żadnych efektów. Dokładnie tak jak w Łaziskach Górnych. Kiedy wreszcie udało się namówić je do zbadania śmierdzącego problemu, okazało się, że powietrze wokół posesji Sylwii Harazin zawiera związki rakotwórcze. I co? – I nic. Wymierzono zakładowi karę w postaci upomnienia. Na podst.: Tomasz Borejza. Inspekcja ochrony niczego. Przegląd nr 1/2019
Wybrała i oprac. E.W.