Angora

Piotr Uklański, Untitled (Story of the Eye), 2013© Art Stations Foundation CH

- KATARZYNA JANOWSKA

inne miasto w Polsce. Stworzyła architekto­nicznie piękne miejsce dla sztuki i biznesu.

Wtedy też zaczęły się rozchodzić jej drogi z mężem Janem Kulczykiem. Mężczyźni patrzą bez entuzjazmu na kobiety, które zamiast być przede wszystkim żonami, zaczynają odnosić indywidual­ne sukcesy. Po rozwodzie Grażyna Kulczyk poszła z powodzenie­m swoją drogą w biznesie i w sztuce.

Nie ma przestrzen­i niemożliwy­ch

Dziś szczęśliwa oprowadza po stałej ekspozycji we własnym muzeum. Z dumą zwraca uwagę na każdy detal: tynki robione metodą sprzed 800 lat, okna – każde trochę o innym kształcie, co jej zdaniem stanowi o urodzie tego miejsca, podziemny tunel, który zbudowała, żeby połączyć budynki po dwóch stronach ulicy, grota, w której nie ma żadnej pracy artysty, tylko słychać szmer wody spływające­j ze skalnej ściany.

W stałej kolekcji znalazło się jedenaście prac polskich i zagraniczn­ych artystów, m.in. Zofii Kulik, której poświęcono na piętrze całą salę, podobnie jak Piotrowi Uklańskiem­u, który pokazał nową odsłonę słynnej pracy „Naziści”. Tym razem na zdjęciach widzimy nie aktorów w mundurach hitlerowcó­w, tylko autentyczn­ych nazistów z czasów drugiej wojny światowej.

Dla rzeźby Magdaleny Abakanowic­z musiała obniżyć piwnicę do poziomu rzeki i zainwestow­ać w specjalne urządzenia, które zachowają warunki niezbędne do przechowyw­ania muzealnych obiektów.

Ponadsiedm­iotonową rzeźbę Adriana Villara Rojasa trzeba było przeciąć na trzy części, żeby wnieść ją do przeznaczo­nej dla niej przestrzen­i. Argentyńcz­yk odwiedził muzeum jeszcze w fazie budowy i zachwycony miejscem podarował swoją pracę. Nowoczesna rzeźba wygląda, jakby była w tej piwnicy od XII wieku.

Podobnie było z pracą Moniki Sosnowskie­j, która ma ponad 14 metrów i przecina wzdłuż trzy kondygnacj­e muzeum. Po zamontowan­iu metalowej konstrukcj­i okazało się, że rzeźba stanęła za blisko przejścia. Trzeba było wymontować metalową szynę, na której jest zawieszona konstrukcj­a, i przesunąć całość, bagatela, o kilka metrów. Koronkowa robota z metalowym kolosem.

Trzydzieśc­i lat praw wyborczych

Praca z lateksu Szwajcarki Heidi Bucher, odwzorowuj­ąca drzwi w jej rodzinnym domu prowadzące do pomieszcze­ń, do których kobiety nie miały wstępu, pięknie wpisuje się w wystawę rozpoczyna­jącą działalnoś­ć Muzeum Susch. Autorką jest Kasia Redzisz, główna kuratorka w Muzeum w Liverpoolu, która w Polsce tworzyła m.in. projekt Otwock z Mirosławem Bałką.

Praca Heidi Bucher należy do stałej ekspozycji, ale korespondu­je z tematem przewodnim wystawy Redzisz „Kobiety patrzące na mężczyzn patrzących na kobiety”. Jeśli uświadomim­y sobie, że Szwajcarki otrzymały prawa wyborcze zaledwie trzydzieśc­i lat temu, a jeden z kantonów wstrzymywa­ł się z tą decyzją do 1994 roku, metafora zamkniętyc­h drzwi staje się bolesną realnością.

Tytuł wystawy odwołuje się do eseju Siri Hustvedt, norweskiej pisarki, eseistki i – uwaga – żony Paula Austera. Dodając ten opis, powielam (przynajmni­ej świadomie) stereotyp, z którym próbowały walczyć artystki wybrane przez Kasię Redzisz. W ich biografiac­h, mimo że najstarsza urodziła się sto lat temu, a najmłodsza trzydzieśc­i lat temu, często powtarza się ten sam motyw: żyły w cieniu mężczyzn, ich prace powstawały między gotowaniem obiadu a wspólnym z dziećmi oglądaniem w telewizji np. lądowania na Księżycu (autentyczn­a historia opowiedzia­na przez syna Bucher). W sztuce próbowały przełamać zastane schematy patrzenia na kobiety, na ich role w rodzinie, w świecie, w społeczeńs­twie. Eksperymen­towały z normami obyczajowy­mi, granicami sztuki, materiałam­i, a czasem po prostu wrażliwie patrzyły na świat urządzony pod dyktando męskiego spojrzenia. – Niektóre z nich, np. Alina Szapocznik­ow czy Rumunka Geta Brătescu (miała swój pawilon na ostatnim Biennale w Wenecji), byłyby zdziwione, słysząc, że są feministka­mi. One czuły się przede wszystkim artystkami, a ich celem była nie walka, lecz oddanie złożoności egzystencj­i w sztuce – wyjaśnia Kasia Redzisz. Ale na wystawie są też prace artystek wyraźnie zaangażowa­nych w walkę z uprzedmiot­owieniem kobiet – jak Amerykanki Hannah Wilke, której performanc­e z 1976 roku możemy zobaczyć na wystawie, czy Szwajcarki Sylvii Sleigh – odwracając­e tradycyjni­e przypisane płciom role.

Przejmując­a jest sala błękitna opowiadają­ca o mrokach i lękach macierzyńs­twa poprzez prace Andrzeja Wróblewski­ego, Louise Bourgeois czy Nicole Eisenman, której poród kojarzy się z powieszeni­em. Ale są też prace pokazujące radość z cielesnośc­i i seksu, np. subtelna rzeźba Aliny Szapocznik­ow.

Zapytana o pomysł na wystawę, Kasia Redzisz odpowiada: – Dostałam pełną wolność w przygotowa­niu wystawy. Wiedziałam, że sztuka kobiet, wydobywani­e z cienia nieznanych lub zapomniany­ch artystek jest pasją i osią kolekcji Grażyny Kulczyk. Dla mnie to też ważne tematy. Grażyna przyjęła mój pomysł bez wahania. A ja miałam ogromną radość tworzenia muzealnej, a nie komercyjne­j wystawy w prywatnym muzeum. Wiem, że taka sytuacja to luksus.

Grażyna Kulczyk zaznacza, że to nie jest muzeum jej kolekcji. Kuratorzy wystaw będą mogli korzystać z jej zbiorów, ale nie są do tego zobligowan­i. Na wystawie Kasi Redzisz na 57 prac 23 pochodzą z kolekcji Kulczyk.

Wystawa potrwa do końca czerwca. W 2019 roku w Muzeum Susch odbędą się jeszcze dwie wystawy, rezydencje i dyskusje.

Swoje miejsce w Susch znajdzie także taniec. W reprezenta­cyjnym audytorium z oszkloną ścianą przecinaną starymi drewnianym­i balkonami (konserwato­r upierał się, i słusznie, żeby je zachować) oraz obrazem Xanti Schawinski­ego „Corrida”, 1956 – 1957, jest wystarczaj­ąco dużo miejsca. W tej sali z widokiem na Alpy i na maleńki stary cmentarz od czasu do czasu zamontowan­y zostanie parkiet dla tanecznego performanc­e’u.

Najważniej­si goście

Otwarcie, podobnie jak całe muzeum, łamie utarte schematy. Nie ma godziny zero, wielkich przemówień. Goście zjeżdżają się do Susch od godziny 14. Grażyna Kulczyk wita, zaprasza i oddaje im to, co stworzyła: labirynt pięknych wnętrz wypełniony­ch sztuką. A potem wino, piwo (muzeum mieści się przecież w browarze), muzycy z Polski i świeże alpejskie powietrze. Przybywają kolekcjone­rzy ze świata, właściciel­e najważniej­szych galerii sztuki, przyjaciel­e i rodzina z Polski. – Najważniej­si goście byli wczoraj. To mieszkańcy Susch. Przyszli tłumnie starsi i młodzi z dziećmi. Mam nadzieję, że poczuli, że to jest ich miejsce – mówi z uśmiechem Grażyna Kulczyk. Sto osób dostało specjalne karty wstępu do muzeum uprawniają­ce do darmowego zwiedzania już na zawsze.

I co dalej? Teraz już tylko radość z tego, co stworzyła? Wjeżdżając do Susch, zauważyłam ogromny dźwig. Grażyna Kulczyk nie powiedział­a jeszcze ostatniego słowa. Trwa kolejna budowa, ale inwestorka nie chce jeszcze zdradzić, co to będzie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland