Zmiany, zmiany, zmiany?
Zmiany, zmiany, zmiany? (Angora) Co nas czeka w 2019 roku.
W kraju czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego, Sejmu, Senatu, wyrok Trybunału w Luksemburgu w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym. Rozpocznie się też kampania prezydencka. Na świecie dopełni się brexit. Zakończą się też negocjacje handlowe między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Jeżeli nie przyniosą porozumienia, świat może czekać podział podobny do tego z czasów zimnej wojny. Zapytaliśmy ekspertów, co przyniesie nam nowy rok?
Prof. Witold Modzelewski, wiceminister finansów (1992 – 1996), honorowy przewodniczący Krajowej Izby Doradców Podatkowych: – Mimo dwóch zewnętrznych wielkich niewiadomych (Europa po brexicie i niemoc Unii w okresie przedwyborczym) prognoza gospodarcza dla Polski jest optymistyczna, gdyż nasz rozwój oparty jest o konsumpcję wewnętrzną, która w dalszym ciągu będzie rosła. Blisko ośmioprocentowy wzrost dochodów podatkowych jest zbliżony do wzrostu konsumpcji. Nie jest więc wzrostem na kredyt, czego dowodem jest także to, iż mamy najniższy deficyt budżetowy w całym trzydziestoleciu (na poziomie 12 miliardów złotych). Również wydatki socjalne nie są finansowane z pożyczek i nie powodują zwiększenia naszego zadłużenia. Nasz kraj jest zapleczem gospodarczym Niemiec. Czy w tym roku mogą pojawić się zagrożenia ograniczające popyt gospodarki naszego zachodniego sąsiada? Nie. W 2018 nasze tempo wzrostu prawdopodobnie przekroczyło 5 proc. i było rekordowe w Unii. W tym roku, jestem prawie pewien, że przekroczy 4 proc. Mamy wyjątkowo niskie bezrobocie – 3,8 proc. Obawialiśmy się spadku poziomu inwestycji. Tymczasem w ostatnim czasie rosną i są porównywalne do okresu sprzed 2016 r. Prawdopodobnie w tym roku rozpoczną się dwie wielkie inwestycje: przekop Mierzei Wiślanej i przede wszystkim Centralny Port Komunikacyjny. A jak mówi stara keynesowska zasada: roboty (inwestycje) publiczne zwiększają popyt wewnętrzny. Nic mądrzejszego nie wymyślono od ponad 100 lat, czego najlepszym dowodem jest Ameryka z lat New Dealu czy budowa naszego Centralnego Okręgu Przemysłowego. obywateli państw Unii Europejskiej albo osób, które w tych państwach miały karty stałego pobytu, wyjechało walczyć po stronie Państwa Islamskiego. Wojna jednak powoli się kończy i ci ludzie wracają do Europy. Niezależnie od tego tylko we Francji i Niemczech jest od 40 do 60 tys. osób, które są radykalnymi salafitami, podzielają poglądy Państwa Islamskiego i Al-Kaidy, ale jeszcze nie chwyciły za broń. To wielka potencjalna baza rekrutacyjna organizacji terrorystycznych, która cały czas rośnie. Na razie rywalizacja między Al-Kaidą i Państwem Islamskim sprawiła, że grupy przestępcze nie chciały sprzedawać im materiałów wybuchowych i broni maszynowej. W Niemczech w ubiegłym roku udało się udaremnić sześć wielkich zamachów. Podobnie we Francji. W większości wypadków terroryści wpadali właśnie podczas prób zakupu broni. Jednak po porażkach w Syrii i Iraku Państwo Islamskie zaczyna się reorganizować. Zakłada lub wzmacnia swoje punkty w Turcji, północnej i środkowej Afryce, Kaszmirze, gdzie wydaje nawet kolorową gazetę. Po tej reorganizacji jeszcze nie wiemy, co będzie jego priorytetem – przynoszące większy rozgłos zamachy w Europie czy walki lokalne. W Afganistanie Al-Kaida próbuje odzyskać władzę. W Jemenie kontroluje już 20 proc. kraju, w Mali wiele sporych miast (w 2012 wybuchło tam powstanie sprzymierzonych z Al-Kaidą Tuaregów). Niewiele lepiej jest w Saharze Zachodniej, Czadzie, Burkina Faso, Senegalu. Ale jednocześnie ostatnio pojawiły się informacje, że Al-Kaida wzięła na cel ataki na samoloty w Wielkiej Brytanii. Tak więc Europę w tym roku zapewne czekają kolejne zamachy. To, czego nie wiemy to tylko, jak duża będzie skala przemocy. Równie niebezpieczna staje się przemiana lewicowych i centrolewicowych partii europejskich. Uznają one, że wspieranie wiary muzułmańskiej, nawet szariatu, jest wartością lewicową. Mamy więc feministki, które walczą o przerywanie ciąży na życzenie, a jednocześnie aprobują hidżaby. W Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Holandii w programach politycznych tych partii próbuje się wprowadzać elementy szariatu do prawa stanowionego. To pułapka, która dla lewicy nie może zakończyć się dobrze. Dla nas najważniejsze pytanie brzmi, czy Polska będzie wolna od tych zagrożeń? Na szczęście nadal jesteśmy dla terrorystów mało atrakcyjni pod względem marketingowym. Dziś jeden zamachowiec z nożem w Paryżu znaczy więcej niż pięć bomb w Warszawie. Kiedy mogłoby się to zmienić? Gdybyśmy wysłali nową misję wojskową do Afganistanu, pomogli Francuzom w Afryce albo powtórzyło się Nangar Chel (wioska w Afganistanie, gdzie w 2007 roku w wyniku ostrzału polskich żołnierzy zginęło sześciu cywilów, a trzech zostało rannych – przyp. autora).
Polityka krajowa
Prof. Antoni Dudek, politolog: – Wybory do Parlamentu Europejskiego to wielka niewiadoma. W skali całej Unii prawdopodobnie zwyciężą ugrupowania umiarkowane, ale z pewnością zwiększy się reprezentacja partii populistycznych. Gdyby w Brukseli zdobyli władzę populiści, a więc, zwłaszcza w kwestii polityki emigracyjnej, ugrupowania bliskie PiS-owi, to paradoksalnie skończyłaby się polityka spójności, na której Polska bardzo skorzystała. W kraju wybory do Parlamentu Europejskiego okażą się dla PiS-u najtrudniejsze z dotychczasowych, gdyż prawdopodobnie najniższa frekwencja będzie na wsi i w małych miastach, gdzie tradycyjnie znajduje się pisowski elektorat. Jeżeli partia Jarosława Kaczyńskiego przegra te wybory, może to rzutować psychologicznie na wyborców kilka miesięcy później. W eurowyborach do Platformy Obywatelskiej – specjalnie nie używam nazwy Koalicji Obywatelskiej, gdyż Nowoczesna już praktycznie nie istnieje – zapewne dołączy PSL. Czy dołączy też SLD, tego dziś pewnie nie wie nawet Czarzasty. Za to z wielkim prawdopodobieństwem można przyjąć, że ugrupowanie Biedronia pójdzie osobno. To wszystko będzie jednak tylko próbą generalną przed wyborami krajowymi. Patrząc na obecne sondaże, wydaje się, że dla Jarosława Kaczyńskiego najbardziej korzystne byłoby rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych, zwłaszcza że jesienią mogą pojawić się jakieś nowe problemy. Jednak moim zdaniem prezes nie zdecyduje się na takie rozwiązanie, chociaż całkowicie tego nie wykluczam. Kaczyński z pewnością będzie wnikliwie analizował zamówione sondaże i na ich podstawie podejmie decyzję. Taka operacja musi być jednak skorelowana z prezydentem, a dziś relacje prezesa z Dudą są zdaje się fatalne.
W wyborach krajowych logika nakazuje opozycji stworzenie bardzo szerokiej wspólnej listy. Ale trudno sobie wyobrazić sojusz Partii Razem z Biedroniem i Platformą. Jeżeli prócz listy Platformy będą jeszcze dwie lub trzy lewicowe, to PiS wygra z dużą przewagą, ale nawet wówczas nie będzie pewne, że wystarczy to do samodzielnego rządzenia. Jeżeli zabraknie mu kilku mandatów, to będzie próbował wyciągać pojedynczych posłów z innych klubów. Jeżeli zabraknie 20 lub więcej, musi znaleźć koalicjanta. Każdy, kto wejdzie w alians z Prawem i Sprawiedliwością, narazi się