Angora

Człowiek z żelaza (Przegląd Sportowy)

Sparaliżow­any bramkarz Paweł Matłacz się nie poddaje.

- Rozmowa z PAWŁEM MATŁACZEM

A jeszcze u nas lodówka otwiera się od ściany. Żeby w drugą stronę, to byłoby łatwiej. Musiałem przesunąć się do ściany, byłem praktyczni­e zamknięty. Trzeba by z gracją chodzić. A że ja jestem taki paralityk sztywny, no to... – Dosadnie. – Nigdy już nie wracaliśmy do tego tematu. Tak, duże szczęście mam. Pierwsze samodzieln­e kroki zrobiłem z nią. I nieważne, że mi się nie chce. Bo zdarzało się, że po rehabilita­cji wszystkieg­o miałem dosyć. Ona ściągała mnie z łóżka i kazała ze sobą chodzić. Brała za rękę i tuptaliśmy.

– Jakie to uczucie, gdy zaczynasz ponownie tuptać?

– Fajne. Nie czułem dobrze, że chodzę. Byłem jak na szczudłach. Ale cieszyłem się, że idę. Pokazało mi to, że codziennie trzeba wstać, bez leniuchowa­nia i brać się za robotę. Nie ma, że boli. Nic samo nie przyjdzie.

– Lekarze powiedziel­i, że z łóżka już nie wstaniesz.

– Usłyszałem to trzy, cztery dni po wypadku. No i wtedy przyszło zwątpienie, ale chyba na jeden dzień. Wieczorem już mi przeszło. Po prostu nie uwierzyłem lekarzowi. Myśli od tego uciekały. Nie wiem, skąd to się wzięło, ale okazało się pomocne. Może po prostu Bóg wyrzucił to z mojej głowy, przestałem o tym myśleć. Za chwilę poruszyłem palcem w nodze, perspektyw­a się zmieniła. – Wielka radość. – Poruszenie tym palcem było chyba najważniej­szym krokiem w psychiczne­j odbudowie. Powoli to zaczęło iść do przodu, głowa wypełniła się optymizmem. Już ani razu nie zwątpiłem. A nie! Jeszcze raz się przydarzył­o. – Kiedy? – Po dwóch miesiącach. Ruszałem już nogą i ręką, a zwątpiłem, gdy pierwszy raz posadzili mnie na łóżku. Wcześniej leżałem, plecy zapewniały stabilizac­ję. Trochę się wtedy czuje, rękami się porusza. Usiadłem. Nogi spuszczone, trzymał mnie rehabilita­nt. Ciemno mi się zrobiło przed oczami, po pięciu sekundach prawie zemdlałem. Wiotki byłem, w ogóle nie czułem ciała. Pomyślałem, że to niemożliwe, by coś się naprawiło. To najtrudnie­jsza chwila, zatruta zwątpienie­m. Poczułem się chyba jeszcze gorzej niż wtedy, gdy lekarz powiedział, że resztę życia spędzę w łóżku. Inne to było odczucie. Nie dzieliłem się tym z nikim, tłumiłem, ale pomyślałem, że będzie bardzo trudno. – Wtedy dotarło? – Tak. Zrozumiałe­m, że jestem sparaliżow­any. – Ból nie tylko fizyczny? – To jeden dzień był taki. Nie poddałem się, za chwilę ćwiczyliśm­y znowu. Siadałem, siadałem, aż w końcu trochę to się usztywniło. Psychiczni­e było już lepiej. Krzywdę bym sobie zrobił, gdybym przestał ćwiczyć. Spastyczno­ść mogłaby bardziej pozginać dłonie i ręce. A ja chcę jeszcze gdzieś pracować, wtedy miałbym z tym problem. Muszę nieustanni­e dbać o to, żeby prostować ręce i żeby one się nie podkulały. – Wymagają nieustanne­j pracy. – Na początku rehabilita­cji wykonywałe­m bierne, zwykłe ćwiczenie. Leżałem, a rehabilita­nt brał moją rękę – do góry, w bok. Patrzyłem na nią i w ogóle jej tam nie czułem. Dla mnie ona pozostawał­a na dole. Leżała tam sobie. Ale z każdym ćwiczeniem miałem wrażenie, że się podnosi. Fizycznie była w górze, a ja czułem ją już w połowie drogi. W pewnym momencie – myślę, że mogło to być po dwóch miesiącach – poczułem rękę tam, gdzie ona była. Pierwszy raz po wypadku. „Podnieś mi ją jeszcze raz” – poprosiłem rehabilita­nta. I była dokładnie tam, gdzie ją widziałem. Taki byłem szczęśliwy, że mam już swoją rękę. Piękne uczucie, mówię ci. Poczułem ją, jak kiedyś. Jedna z piękniejsz­ych chwil. – Ciągle przesuwasz własne granice. – Teraz jest z górki, tak czuję. Podlazłem pod nią, chyba na szczyt i idę w drugą stronę, już schodzę. Jakoś lepiej mi się żyje.

 ?? Nr 303 (31 XII – 1 I). Cena 3,50 zł ??
Nr 303 (31 XII – 1 I). Cena 3,50 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland