Vabun, czyli złoty jastrząb
Tomasz Zimoch rozmawia z Radosławem Majdanem.
–W którym świecie – sportu, celebrytów czy biznesu – czujesz się najlepiej?
– Łączę kilka światów. Bardzo sobie szanuję i cieszę się, że pracuję jako ekspert w Eurosporcie. Całe życie byłem piłkarzem i cieszę się, że jestem ciągle przy futbolu. Rozgrywki w Polsce nie są aż takie słabe. Zdarzają się wprawdzie nawet beznadziejne mecze, nie ma co zakłamywać rzeczywistości, ale są i pojedynki znakomite. Niedawno oglądałem mecz ligi angielskiej West Ham United – Manchester United, to było słabiutkie widowisko i mecz Arki Gdynia z Wisłą Kraków był przy tym pojedynku jak Liga Mistrzów. Nieraz zbyt łatwo i szybko potrafimy tylko krytykować i wybrzydzać.
– Bardzo dobrze radzi sobie w rozgrywkach Pogoń Szczecin, w której byłeś przez wiele lat bramkarzem.
– Pogoń zawsze będzie mi bliska. Herb klubu jest tatuażem na moim sercu... to dwadzieścia lat życia. Wszyscy koledzy z mojego podwórka marzyli o grze w Pogoni, a tylko mnie się to udało. Przeżyłem tam wspaniałe chwile. Cieszę się, że wywodzę się ze sportu, gdzie liczy się charakter, szacunek do przeciwnika, przede wszystkim do samego siebie. W świecie celebrytów wielu nie zwraca na te cechy uwagi. Poruszam się w nim bardzo ostrożnie. U nas przynależność do grona celebrytów przyjmuje się często jako obrazę.
– Co ci w tym świecie przeszkadza?
– Dość powszechne są tutaj zawiść, nieszczere podejście, chora rywalizacja, wzajemne obrażanie, więc ci, którzy patrzą na to z boku, często atakują tych, którzy wzajemnie nie potrafią się szanować. Najbardziej denerwuje mnie atak na moją rodzinę. Świat mediów tabloidowych wykreowany jest na potrzeby sensacji, często bardzo taniej. Czarny PR sprzedaje się najlepiej. Trzeba nauczyć się z tym żyć, mieć do tego dystans, ale jeśli ktoś wytacza działo przeciw mojej żonie, ale podtekst jest zupełnie inny i wyczuwamy hipokryzję, to bardzo mnie to złości. Nie potrafię się pogodzić z tym, że ludzie są tak bardzo zakłamani. Irytuje mnie na przykład Kuba Wojewódzki. Według mnie jest olbrzymim zaprzeczeniem tego, co robi w życiu, a co pisze, przykładowo, w felietonach, zaczynając od chwalenia się jazdą pożyczonymi samochodami po opisywanie swoich romansów. To jest tak słabe, że aż niedobrze się robi. Żeby wypromować siebie albo dowolny produkt, ludzie zaczynają uderzać we wzniosłe idee, chodzi o pozyskanie wpływów, finanse. Uważam, że wiele osób traci swoją wiarygodność, ale dobrze, że prawda zawsze się obroni.
– Rozbawiłeś mnie niedawno, jak zobaczyłem, w jakim stroju wybierałeś się z żoną Małgorzatą Rozenek na grzybobranie.
– Kontrowersje wzbudziła moja kamizelka, luźna, granatowa, którą włożyłem na białą koszulkę polo. Na nogach oboje z Małgosią mieliśmy białe kalosze. Ubieram się i robię to, na co mam ochotę. Nikogo nie obraziłem, nikomu nie zrobiłem krzywdy. Być może niektórych raziło to, że za ładnie ubraliśmy się na grzybobranie. Ale miałem iść na grzyby w podartym dresie, gumofilcach czy roboczym kombinezonie? Wtedy byłoby OK?
– Dzisiaj podziwiam twój elegancki strój.
– Jestem w jednym ze swoich miejsc pracy – w warszawskim hotelu Varsovia. To apartamenty hotelowe z domowym klimatem, bardzo dobrze wyposażone. Mamy niezwykle konkurencyjne ceny. Nie podpisywałbym się pod projektem, jeżeli sam bym w to nie wierzył. Pracuję jako dyrektor całego hotelowego projektu. – Czym pachniesz? – Perfumami Vabun. To moje perfumy. Pamiętam piękne słowa słynnego koszykarza Michaela Jordana, że jeżeli coś się popiera, reklamuje, to koniecznie trzeba się z tym identyfikować. Nie mógłbym ludziom sprzedawać własnych perfum, gdybym ich nie używał, gdybym nie uważał, że są dobre, bardzo trwałe. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą wątpić w mój produkt, ale przecież na świecie polskie firmy kosmetyczne są bardzo szanowane. Bez fałszywej skromności mogę stwierdzić, że moje perfumy lub żel pod prysznic, które oferujemy klientom, to absolutnie klasa światowa. Nie boję się użyć takiego sformułowania. – Twojej żonie... – ... bardzo podobają się moje perfumy. Nawet gdy kupię czy otrzymam w prezencie wodę innej marki, to zawsze mi powtarza, że woli Vabun. Małgosia lubi czuć ten zapach. W świecie kosmetyków męski zapach robi się głównie dla kobiet. Jeżeli kobiety powiedzą: „Tak, ten zapach mi się podoba”, jeżeli zaakceptują go, to możesz mieć nadzieję na sukces w tym biznesie. Potwierdzenie tego uzyskuję na targach, wystawach. Kobiety mają bardzo dużo do powiedzenia, jeżeli chodzi o wybór zapachu dla swoich mężczyzn. – Dlaczego nazwa Vabun? – Stara historia. Interesowałem się kulturą Indian. W jednej z moich ulubionych książek znalazłem informację o ich znakach. Vabun to złoty jastrząb. I już wtedy pomyślałem, że warto tę nazwę kiedyś wykorzystać. Lubię czerpać z kultury indiańskiej, aż szkoda, że została tak stłamszona. Jeden z moich agentów zasugerował, by spróbować tego biznesu. Początkowo była to forma przygody; nabranie wiary i przekonania przyszło później. To jest jednak ciężki biznes, ale firma się rozwija. Mamy już osiem produktów, w tym sześć męskich. W międzyczasie zainwestowała we mnie firma Roberta Krasowskiego, stał się moim wspólnikiem. Od tej pory wszystko nabrało rozpędu. Nie ma co ukrywać, że sportowcy czy artyści są w biznesie bardzo kreatywni, ale do codziennej pomocy potrzebujemy kogoś, kto wykona papierkową pracę, kto to wszystko ogarnie, będzie motywował. I właśnie mój wspólnik na tym doskonale się zna.
– Mieliście mocne wejście na giełdę New Connect.
– Nie spodziewaliśmy się, że na początku będzie taki boom, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że wystąpić mogą liczne wahania. Inwestorzy cały czas obserwują, co dzieje się w firmie i, co normalne, że będą sukcesy, ale także i gorsze dni. Najważniejsza jest stabilizacja. Chciałbym, by cały czas były podpisywane umowy z nowymi sieciami, drogeriami, by rozszerzyć swoją działalność i spectrum nowych klientów. Wychodzimy coraz szerzej na rynek. Jesteśmy firmą bardzo transparentną; wejście na giełdę potrzebne było, by się uwiarygodnić. Nie wiem dlaczego, ale niekiedy sportowca czy artystę w biznesie łączy się tylko z chęcią chwilowego zaistnienia. Taka opinia bardzo mnie rozbawia. Przecież to prawdziwy biznes, potężna inwestycja. Nie ukrywam, że byłem pełen obaw. Miałem lęk przed wejściem na giełdę, bo to przecież nowy etap życia. Jednocześnie czułem spokój ze strony mojego wspólnika, odpowiedzialnego, świetnie merytorycznie przygotowanego biznesmena. Będziemy czynili kolejne kroki. Już myślimy o kolejnych zapachach, nowych kształtach butelki, doborze dla nich odpowiedniego