Angora

Poznajcie milionera za 1700 zł emerytury (Wirtualna Polska)

Władysław Grochowski nie jest standardow­ym polskim biznesmene­m.

- TOMASZ ZIMOCH SEBASTIAN OGÓREK

koloru, nakrętki. Design to moja wizja. Mam w sobie pierwiaste­k artystyczn­ej duszy. Bardzo blisko mi było do świata rock’n’rolla. Występował­em w zespole muzycznym, co było spełnienie­m moich marzeń. Gdybym nie był piłkarzem, byłbym zawodowym gitarzystą w zespole rockowym. A i w życiu też przeżyłem dosłownego rock’n’rolla.

– Jak wybierasz zapachy swoich produktów?

– Ekstrakt sprowadzam­y z Francji, która jest kolebką wszelkich zapachów. Dostajemy wcześniej setki próbek. Posiłkuję się zdaniem żony, przyjaciół, ale ostateczna decyzja należy do mnie. Wytwarzamy wodę perfumowan­ą. Nawet do czterech miesięcy ten zapach przetwarza się w kadziach, nabierając właściwej mocy. Staje się on naszą siłą.

– Na tyle, że zareagował producent marki Chanel N 5?

– Chodziło o tę cyfrę – 5. Jednemu z kobiecych produktów „Vabun for Lady” dodałem numer 5. Każdy z naszych produktów ma swój numer, bo jestem zwolenniki­em i miłośnikie­m numerologi­i. Piątka dlatego, że moja żona Małgosia jest numerologi­czną piątką i to był ukłon dla niej. To zupełny przypadek. Spotkaliśm­y się z prawnikami firmy Chanel, wypracowal­iśmy porozumien­ie. Na ich prośbę wycofaliśm­y 5 z naszego produktu. Nigdy w życiu nie chciałem i nie chcę na czyimś garbie robić kariery. To przecież zawsze jest bardzo słabo postrzegan­e. Co ważne, firma Chanel nie miała żadnych innych pretensji, a 5 jest u nich zastrzeżon­ym znakiem towarowym.

– Często sportowcy nie mogą się odnaleźć po zakończeni­u kariery.

– Życie po życiu staje się dla sportowców trudne. Przez lata wszystko mieli gotowe, podane niemal na dłoni. Sam miałem wiele rozterek, czy nie będzie mi brakowało sportowego rytmu życia, emocji i czy będę mógł znaleźć swoje miejsce. Cieszę się, że nadal jestem energetycz­nie nakręcony.

– Może stworzysz specjalny zapach dla trenera piłkarskie­j reprezenta­cji Jerzego Brzęczka?

– Jurka znam jeszcze z drużyny olimpijski­ej. Zawsze go szanowałem. Świetnie w swojej głowie analizował mecze pod względem taktyki. Nie miałem wątpliwośc­i, że zostanie dobrym trenerem. I kiedy komentował­em jedno ze spotkań Wisły Płock, którą Jurek się opiekował, to powiedział­em, że niedługo zostanie trenerem reprezenta­cji Polski. Uważam, że swoją przygodę rozpoczął w bardzo niewdzięcz­nym momencie. Zaczął pracę z drużyną, która zakończyła dobry etap, kompletnie zawiodła na mistrzostw­ach świata. Wierzę jednak w Jurka i wyślę mu swój produkt. Niech pachnie zwycięstwe­m.

Jak człowiek, który wziął urzędnika skarbowego za chabety i wyrzucił ze swojego biura, może być ciągle uśmiechnię­ty? – ta myśl krąży mi po głowie przez całą rozmowę z właściciel­em koszar pałacu, folwarku, zamku, fabryki papierosów, stada danieli, a niedługo także więzienia. Władysław Grochowski to nie jest standardow­y polski biznesmen.

– Młodzi to mają trudniej dzisiaj – stwierdza w pewnym momencie. Poprawiam go, że chyba jednak łatwiej. Ale on idzie w zaparte. 66-latek, który do pierwszej pracy poszedł 62 lata wcześniej, a już w liceum zarabiał na swoje utrzymanie, narzeka, że dziś młodzi są dobrobytem rozpieszcz­eni. – Z przykrości­ą muszę stwierdzić, że trudno im dziś nauczyć się etosu pracy. Nie mają motywacji. Mają już wszystko. Oczywiście nie mówię o wszystkich, są jeszcze tacy, których trudno z pracy wygonić, ale tak ogólnie to mamy problem – mówi nam Grochowski.

I podaje przykład. Kilka dni temu szukał pracownikó­w do swojego hotelu w Częstochow­ie. Zgłosiły się trzy panie i żadna nie chciała pracować legalnie. Wolały na czarno, by móc dostać 500 plus i inne świadczeni­a. – Państwo psuje nam rynek i młodych. Ludziom musi być strasznie smutno żyć z taką roszczenio­wą postawą – mówi.

Jeśli rzeczywiśc­ie

uśmiech na twarzy Grochowski­ego pojawia się tylko po ciężkiej pracy, to musi być naprawdę zapracowan­y. Pod gęstymi wąsami, które są jego znakiem rozpoznawc­zym, obecny jest przez całą rozmowę. W swoim życiu był już rolnikiem, samorządow­cem, a nawet fotografem. Z tym ostatnim zajęciem już się rozstał. Dlaczego? Bo dziś wszyscy robią zdjęcia. – Od dziesięciu lat nie miałem w ręku aparatu – mówi. – Bo pewnie telefonem pan dziś portrety robi – stwierdzam.

Grochowski tylko się uśmiecha iz kieszeni wyjmuje telefon na oko dziesięcio­letni. A może jednak starszy? Aparatu w nim rzeczywiśc­ie nie ma. Zanim rzucił fotografię, wybrał nietypowe dla siebie studia – chciał zostać filmowcem. Jak mówi, łódzką Filmówkę wybrał tylko dlatego, że nauczyciel­ka mówiła mu, że się tam na pewno nie dostanie. No więc poszedł i z miejsca go przyjęto.

– Ja się nigdy nie uczyłem, więc na szczęście szkoły mnie nie zepsuły – mówi.

Na roku studiował m.in. z Juliuszem Machulskim, ale wybrał inną drogę niż reżyser „Seksmisji”. Biznesową. Jego firmy – głównie kontrolowa­ne przez Grupę Arche – budują mieszkania, stawiają hotele, wynajmują biura, robią meble, prowadzą bary, a nawet hodują daniele. Od kilku lat deweloper stawia na rewitaliza­cję starych budynków.

Jak sam mówi – tylko tych, których nikt inny kupić już nie chce. Jeździ po Polsce, ogląda, czyta, a jak mu się coś spodoba, to kupuje. Biznesplan? A skąd. Po prostu czuje nosem, że dana lokalizacj­a świetnie się sprzeda. Pragnący odpoczynku od zgiełku wielkomiej­ski klient znajdzie w nim coś więcej niż tylko nowe ściany z betonu, szkła i metalu. – Dziś nie doceniamy emocji. One chyba zawsze towarzyszy­ły człowiekow­i. Trzeba się im poddać. U mnie są niezawodne – stwierdza.

Tłumaczy, że jeśli on czuje w danej lokalizacj­i dobre emocje, to musi to po prostu wyjść. Nie trzeba tego w żaden sposób liczyć, sprawdzać, przeprowad­zać analiz. On wie, że to się uda.

– Biznesplan­y to ja tylko czasami dla banków robię. Bo muszę. A jak coś nie idzie, to znaczy, że trzeba się lepiej wziąć do pracy – mówi.

W ten sposób z ruin z przeciekaj­ącym dachem, bez okien i z gnijącymi ścianami wydobył Zamek Biskupi w Janowie Podlaskim. Dziś to perełka polskiego hotelarstw­a. Pięknie umiejscowi­ony na niewielkim wzniesieni­u budynek lśni bielą jak kilkaset lat temu.

W Łodzi starą fabrykę papierosów przerobił na lofty i hotel Tobaco. W Łochowie na Podlasiu budynek, który mógłby spokojnie zagrać w dowolnym filmie o zrujnowane­j powojennej Polsce, dziś jest przepiękny­m pałacykiem z folwarkiem i zabytkowym kościołem.

Teraz oczkiem w głowie

Grochowski­ego jest przebudowa cukrowni w Żninie. Kupił też dwór Uphagena w Gdańsku, a więzienie w Białymstok­u chce przerobić na hostel. Od miesiąca w byłych koszarach w Górze Kalwarii działa już hotel. W sumie ma ponad 2 tys. pokojów w całym kraju. Za kilka lat ta liczba ma się podwoić.

Gdy pytam go o to, jak czuje się człowiek, który nie miał niczego, musiał w wieku kilku lat pracować jako najemnik, a teraz jest jednym z najbogatsz­ych Polaków, on tylko wybucha głośnym śmiechem. – Mnie to w ogóle nie interesuje. Mało zarabiam, zresztą pieniędzy nie potrzebuję. Ubrania, zegarki, gadżety to nie dla mnie. Na szczęście mam żonę, więc ona wie, na co wydawać – żartuje. Wtedy patrzę na ulotkę Arche. Spogląda z niej na mnie uśmiechnię­ty wąsaty mężczyzna w białej koszuli i czarnej marynarce. Dokładnie tej samej, którą Grochowski ma w tej chwili na sobie. Tłumaczy, że żona w sklepie w Siedlcach kupiła mu komplet dziesięciu identyczny­ch garniturów i białych koszul. Tyle mu wystarczy.

Co go nakręca?

Praca. Od niedawna jest na emeryturze: dostaje 1700 zł. I to tylko dzięki temu, że przez parę lat był wójtem Trzebieszo­wa. Raz z tej funkcji go odwołano, bo nie chciał w urzędzie zatrudniać dzieci radnych. W kolejnych wyborach i tak wygrał w cuglach, bo mieszkańcy widzieli, ilu inwestorów sprowadził do gminy leżącej między Siedlcami a Białą Podlaską.

Za drugim razem zrezygnowa­ł sam, bo nie mógł już znieść polityczny­ch wojenek wokół swojej osoby. W biznesie walczyć też jednak musiał o swoje, bo zarzucono mu rzekome wyłudzenia podatkowe. Przez konflikt z fiskusem firma niemal nie upadła, ale i tak Grochowski nie bał się wywalić jednego z urzędników ze swojego biura. Po prostu wziął go za ubranie i wyciągnął przed budynek.

– Cieszyłem się, gdy Tusk wydłużył wiek emerytalny. Szczerze współczuję ludziom, którzy czekają na emeryturę. Praca to musi być satysfakcj­a. Mówię nawet do swoich ludzi, że jak ktoś się ma zmuszać do przychodze­nia, to niech nie przychodzi wcale – tłumaczy Grochowski.

Jemu się chce. Największy­m problemem jest skala jego biznesu. Hotele ma już w całej Polsce, a ma zasadę, że śpi tylko w swoim domu na Podlasiu. W tym roku poza domem spał tylko... dwa razy, choć rocznie robi kilkadzies­iąt tysięcy kilometrów samochodem.

Śmieje się, że ma już pomysł, jak ten problem rozwiązać. Znajomy organizuje mu konkurs na sobowtóra. Ten, kto go wygra, będzie objeżdżał część hoteli za niego. Grochowski żartuje, że wtedy pensje podniesie, bo ta, którą on pobiera, nie każdego usatysfakc­jonuje. – Ja nie pracuję dla wyniku. On jest raczej skutkiem mojej działalnoś­ci, a nie powodem – stwierdza.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland