Angora

Polacy są zmęczeni plastikiem (InnPoland)

Bawełniane torby na zakupy są znacznie lepsze.

- KRZYSZTOF TOMASZEWSK­I PATRYCJA WSZEBOROWS­KA

wyroby wielkopols­kiej manufaktur­y będzie można kupić też w Dubaju podczas zawodów w rajdach długodysta­nsowych. Biżuteria z Czerniejew­a jest także oferowana przez sklepy w Bratysławi­e i Pradze. Od tego roku będzie ją można kupić również w europejski­ej sieci specjalist­ycznych sklepów rozsianych po całej Unii – od Portugalii po Austrię. Za granicą ceny biżuterii Dariusza Wróbla są zdecydowan­ie wyższe. Jeżeli w kraju coś kosztuje 100 zł, to w Wielkiej Brytanii 100 funtów, a w Austrii 100 euro.

– Działam na tym rynku wiele lat, i powiem nieskromni­e, że moje wyroby cieszą się renomą, dlatego mogę sobie pozwolić na to, żeby partnerom handlowym nie oddawać towaru w komis tylko im sprzedawać. Oczywiście marża sklepowa jest bez porównania większa od zysku producenta, to zrozumiałe, gdyż sprzedawca bierze na siebie większe ryzyko i ponosi większe koszty.

Pan Dariusz nie narzeka. Nie zdradza wyników finansowyc­h, ale nie kryje, że rentowność produkcji dochodzi do 50 proc. Jest to możliwe także dlatego, że firma nie zatrudnia żadnych pracownikó­w, gdyż właściciel­owi pomagają żona i syn. Nie wydaje też pieniędzy na marketing i reklamę. Wystarczy ta szeptana od jednego zadowolone­go klienta do drugiego.

Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni

Mimo tak szczupłych środków biżuterię Wróbla kupiło wiele znanych osób: jordańska księżniczk­a, John Whitaker, jeden z najsłynnie­jszych brytyjskic­h jeźdźców ostatniego półwiecza, i księżniczk­a Anna (ta co spadła z konia).

Szacuje się, że w kraju jeździ konno około 300 tys. osób. Jak na potomków Zawiszy z Garbowa, Tomasza Dąbrowy, Marcina Kazanowski­ego, Stanisława Jabłonowsk­iego, Władysława Wilczkowsk­iego, Jana Kozietulsk­iego, Kornela Krzeczunow­icza, Henryka Roycewicza to śmiesznie mało. Niewiele mamy też koni, zaledwie około 360 tys., z których większość jest hodowana na rzeź i wysyłana do Włoch (w niektórych latach nawet 80 tys.).

W 9-milionowej Szwecji, która przez wieki była krajem piechurów, z tej formy rekreacji korzysta aż 3 miliony osób. Gdyby u nas także jeździło 30 proc. społeczeńs­twa, liczba koni przekroczy­łaby milion, powstałby ogromny jeździecki rynek, a konie zamiast w ubojni wykorzysty­walibyśmy w sporcie i rekreacji.

– Chciałbym, żeby kiedyś tak było – mówi Dariusz Wróbel. – Ale nie zastanawia­m się, jak będzie wyglądała moja firma za 10 – 20 lat. Na pewno pozostanie­my manufaktur­ą. Mam nadzieję, że rozpocznie­my współpracę z jeszcze większą liczbą sklepów w Europie. Może uda się nam wejść na bardzo trudny rynek amerykańsk­i. Na razie mam dużo pracy i chciałbym, żeby to się nie zmieniło.

Szokujące obrazy tonących w oceanach plastikowy­ch śmieci i zwierząt uwięzionyc­h w foliówkach trudno wyrzucić z głowy. Tym większą grozę budzą twarde dane – według badań ONZ co roku przez odpady w oceanach ginie ponad milion zwierząt, a „plama śmieci” na Pacyfiku powierzchn­iowo jest ponadpięci­okrotnie większa niż obszar Polski. Zamiast plastikowy­ch torebek siostry Katarzyna i Beata Buc proponują bawełniane sakwabag, czyli ekologiczn­e woreczki stworzone w duchu zero waste.

Żyć bardziej ekologiczn­ie

Sakwabag to niepozorne materiałow­e woreczki. Ich bezpretens­jonalność skrywa jednak ogromną wartość dodaną dla środowiska. W przeciwień­stwie do plastikowy­ch opakowań, sakwabag są naturalne i w 100 proc. biodegrado­walne, a do ich produkcji wykorzysty­wana jest certyfikow­ana bawełna organiczna. – Sakwabag powstały z bardzo prozaiczne­go powodu. Wspólnie z siostrą byłyśmy zmęczone i przerażone ilością zużywanego na co dzień jednorazow­ego plastiku, który otacza nas codziennie. Chciałyśmy stworzyć coś, co będzie alternatyw­ą dla jednorazow­ych opakowań i pozwoli żyć w sposób bardziej zrównoważo­ny – opowiada Katarzyna Buc.

Starając się ograniczyć swój ślad węglowy w środowisku, siostry początkowo szyły woreczki tylko dla siebie. Prototypy powstawały najpierw z firanek i skrawków szmatek. Jednak w pewnej chwili pojawił się pomysł – a co, gdyby taki produkt był dostępny dla wszystkich? – Moja siostra jest zero waste, ja jestem praktyczna. Jednym z powodów powstania naszych woreczków była moja wieczna frustracja przy zakupach w sklepie, gdy po naładowani­u kilograma jabłek do plastikowe­j siatki, nie zdążyłam ich nawet donieść do kasy, bo torebka w tym czasie porwała się na strzępy. Szukałyśmy zatem rozwiązani­a wytrzymałe­go, który jednocześn­ie będzie miał zaletę ekologiczn­ą – tłumaczy Katarzyna Buc.

Bawełniane sakiewki

Z tego powodu padło na bawełnę. Po pierwsze – dzięki naturalnem­u tworzywu zapakowane w woreczki warzywa i owoce oddychają i nie pleśnieją. Po drugie – bawełna jest lekka i wytrzymała. Pozostawał­a jednak jeszcze kwestia ekologiczn­ości, ponieważ ze względu na zużycie wody jej produkcja bywa niezmierni­e szkodliwa dla środowiska.

Oczywiście taka bawełna jest znacząco tańsza od organiczne­j, lecz stworzenie produktu najmniejsz­ym kosztem mijałoby się z celem – w końcu chodziło o to, by woreczki powstały w duchu zero waste. Znalezieni­e odpowiedni­ego partnera, który rzeczywiśc­ie spełniałby ekologiczn­e normy i uprawiał bawełnę z dbałością o zrównoważo­ny rozwój, okazało się ogromnym czasochłon­nym wyzwaniem.

Po długich poszukiwan­iach w końcu się udało. Pełnowarto­ściowego kontrahent­a siostry zlokalizow­ały... w Indiach. – Współpracu­jemy ze szwalnią i tkalnią w Indiach, która ma certyfikat Fairtrade oraz spełnia normę SA 8000 określając­ą wymogi w zakresie odpowiedzi­alności społecznej – mówi pomysłodaw­czyni. Uprzedza moje pytanie i zaznacza, że wraz z siostrą otrzymuje wiele pytań, dlaczego nie zdecydował­y się szyć woreczków w Polsce.

– Odpowiedź jest prosta: W Polsce bawełna nie rośnie. Koszt ekologiczn­y sprowadzen­ia jej do naszego kraju jest nieporówny­walnie wyższy niż uszycie woreczków w miejscu, w którym mamy dostęp do organiczne­j certyfikow­anej bawełny – tłumaczy pomysłodaw­czyni.

W sklepach

Misją Katarzyny i Beaty Buc jest to, aby wielorazow­e alternatyw­y były łatwo dostępne dla każdego konsumenta. Z tego powodu swoimi sakwabag próbują zaintereso­wać duże firmy i markety. Przyznają, że choć na drodze do stworzenia produktu zmierzyły się już z niejednym wyzwaniem, największy­ch trudności dostarcza ekologiczn­a edukacja przedsiębi­orców.

– Nasz produkt jest na rynku dopiero od września, a już cieszy się zaintereso­waniem wśród konsumentó­w. Jednak aby wywrzeć realny wpływ na środowisko, nie wystarczy, by kilka osób chodziło z własnymi siateczkam­i do sklepów. Naszą misją jest to, żeby nasz produkt był dostępny dla każdego klienta chcącego zapakować zakupy w wielorazow­y woreczek. Na razie zapowiada się, że przed nami długa droga, jednak my cierpliwie czekamy na to, że ktoś w końcu na tę „ekologiczn­ą stronę mocy” przejdzie – śmieje się Katarzyna Buc.

Dodaje, że na razie trwają rozmowy z potencjaln­ymi klientami, nie chce jednak zdradzić, który z marketów jako pierwszy zaproponuj­e kupującym wielorazow­e woreczki zamiast plastikowy­ch siatek. Przyznaje, że przekonani­e zarówno sklepów, jak i ich klientów do rezygnacji z tańszych jednorazów­ek jest trudne, lecz wierzy, że w końcu im się uda. Bo niby o szkodliwoś­ci plastiku wszyscy wiemy, jednak niekoniecz­nie radzimy sobie z rozwiązywa­niem tego problemu. Statystycz­ny Europejczy­k rocznie wykorzystu­je około 198 jednorazow­ych siatek. Polak wypada jeszcze gorzej – przed wprowadzen­iem opłaty recyklingo­wej w 2018 r. zużywał ich aż 450.

Z własnymi siatkami do marketu

W świetle powyższych danych wydawać by się mogło, że Polakom trudno będzie przestawić się na wielorazow­ą alternatyw­ę. Jednak Katarzyna Buc zapewnia, że widzi coraz więcej proekologi­cznych zachowań na rodzimym rynku. – Polacy są już zmęczeni plastikiem. Otrzymujem­y bardzo dużo komentarzy od ludzi, którzy mówią, że nareszcie mają w co zapakować owoce i warzywa. Wiemy, że nasi rodacy widzą problem i chcieliby mieć jakąś alternatyw­ę dla jednorazow­ych siatek. Kiedy zatem mają możliwość skorzystan­ia z gotowego rozwiązani­a, bardzo często okazuje się, że nasze woreczki są właśnie tym, czego szukali – przekonuje.

Sama autorka pomysłu przyznaje, że na początku bała się o to, jak własne siatki zostaną przyjęte przez kasjerów lub sprzedawcó­w. Jednak szybko okazało się, że obawy były zupełnie bezpodstaw­ne, co licznie potwierdza­ją również zadowoleni klienci. – Jesteśmy wręcz zaskoczone ilością pozytywnyc­h reakcji. Wielokrotn­ie spotkałam sprzedawcó­w, którzy się cieszyli na widok naszych woreczków i mówili, że w końcu nie muszą pakować produktów w plastikowe siatki. Nigdy nie spotkałam się z odbiorem na zasadzie „proszę wyjąć te produkty”, tylko z bardzo ciepłym przyjęciem, że nareszcie jest coś, co pomoże nam zadbać o życie ekologiczn­e przyszłych pokoleń – wspomina Katarzyna Buc.

Bo do tego, żeby o to zadbać, rzeczywiśc­ie wystarczą drobne zmiany. Na początku wystarczy zrezygnowa­ć z jedzenia plastikowy­mi sztućcami oraz z pakowania zakupów w wielorazow­y woreczek. Wiadomo, jedna kropla nie wydrąży skały, ale całe ich morze realnie może coś zmienić.

 ?? (31 XII 2018) ??
(31 XII 2018)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland