Goła Lara
„Angora” na salonach warszawki.
Goła może być prawda, wtedy z reguły widać ją gołym okiem. Zwykle w nowym mieszkaniu miewa się gołe ściany, ale te nigdy nie budzą zgorszenia. Bez kasy człowiek jest goły, dobrze jak do tego potrafi być także wesoły. Gorzej, gdy nieoczekiwanie przyjdzie mu świecić gołymi czterema literami. To zazwyczaj nie budzi entuzjazmu.
„Po tym chrzanie wszystko stanie”, mówi Magda Gessler (65 l.) w jednym ze swoich programów zatytułowanym ni mniej, ni więcej tylko „Sexy kuchnia”. O efektach ubocznych konsumpcji chrzanu na razie media na świecie i w kraju zgodnie milczą. Tymczasem na razie stanęła córka sławnej restauratorki – nagusieńka jak ją Pan Bóg stworzył, i zrobiła to nad luksusowym basenem. Lara (30 l.), jaka jest, każdy widzi, chce się powiedzieć po obejrzeniu tego zdjęcia w mediach społecznościowych. Młodsza pani Gessler dała się sfotografować bez ubrania podczas świątecznego urlopu na Sycylii. Dzięki temu osiemdziesiąt tysięcy jej obserwatorów z Instagrama, a potem także czytelnicy wszelkich portali, mogło zobaczyć krągłe pośladki młodej celebrytki w pełnej krasie. Na ich widok niektórym stanęło co najmniej serce. W kraju rozgorzała dyskusja, czy na pewno wszystko (nawet jeśli zgrabne) jest na sprzedaż. Polki i Polacy wystukali pod kontrowersyjną fotką swoje najbardziej buńczuczne opinie, a Lara rzutem na taśmę tuż przed końcem roku pobiła rekord internetowej śmiałości tudzież desperacji. Dołączyła tym samym do grona innych lubiących publiczne rozbieranki pań, jak choćby aktorka Katarzyna Warnke (42 l.), modelki Magda Frąckowiak (34 l.) i Anja Rubik (35 l.), a także stylistka Maja Sablewska (38 l.).
Na listę ubiegłorocznych celebryckich rekordów należy też wpisać zarobki znanych ludzi. Wciąż najlepsze kontrakty reklamowe – głównie za promocję różnych dziwnych rzeczy w mediach społecznościowych – zgarnia Małgorzata Rozenek (40 l.) i nie wydaje się, by w tym roku miał nastąpić koniec tej dobrej passy. Ale choć Perfekcyjna Pani Domu jest gwiazdą TVN, to nie ona zarabia tam najwięcej. Najwyższe w historii stacji honoraria – o czym poinformował w „Super Expressie” dyrektor Edward Miszczak (63 l.) – odebrała w 2018 Agnieszka Szulim (40 l.) za prowadzenie kolejnej edycji programu „Azja Express”. Podobno zdaniem gazety może to być nawet – uwaga, radzę usiąść! – okrągłe sześćset tysięcy złotych. Nieco mniej, bo zaledwie po pół miliona, biorą Joanna Krupa (39 l.) za udział w „Top Model” i wspomniana tu już Anja Rubik, kiedy była jurorką programu dla młodych projektantów „Project Runway”. Jeden z największych w naszym kra- ju kontraktów reklamowych podpisał Kuba Wojewódzki (55 l.) – jak sam wyznał w wywiadzie dla Marcina Prokopa (41 l.), było to dwa i pół miliona złotych, „bo kto by odmówił zarobienia takiej kasy”. I tak kolejny raz okazało się, że każdy ma swoją cenę. Musi się tylko znaleźć chętny do jej zapłacenia.
Do trzech razy sztuka, czyli po raz trzeci padnie w tym miejscu nazwisko Rubik. Tym razem po to, żeby wszem wobec oznajmić o sukcesie wydawniczym modelki. Jej książka „Sexed.pl” sprzedała się w rekordowym nakładzie stu tysięcy egzemplarzy i młodzież ponoć wyrywa sobie tę, że tak powiem, pozycję z rąk. Autorka rozmawia w książce z osiemnastoma ekspertami z różnych dziedzin – w tym psychologami, lekarzami i seksuologami. Anja stała się głosem młodego pokolenia, które chce wszystko wiedzieć o seksie, ale wstydzi się zapytać.
Kolejny niekwestionowany rekord ubiegłego roku to widownia filmu „Kler”. Do kin poszło ponad pięć milionów ludzi, choć bywało, że lokalne władze robiły wszystko, by utrudnić wyświetlanie obrazu o wszystkich grzechach polskiego duchowieństwa. Ponoć we Włoszech są już chętni do nakręcenia kolejnej części „Kleru”, która tym razem działaby się za murami Watykanu. Włoscy filmowcy chcą wyłożyć na produkcję aż dwadzieścia milionów euro. Wojciech Smarzowski (55 l.) miał na swój film dziesięć milionów złotych, czyli jakieś osiem razy mniej. Co ciekawe, historią księży, którym – jak głosił slogan reklamowy – „nic co ludzkie, nie jest obce”, zainteresowani są też Hiszpanie i Irlandczycy. To raczej nie przypadek, bo właśnie w tych krajach najwięcej mieszkańców deklaruje przynależność do Kościoła katolickiego, wstrząsanego w ostatnich latach kolejnymi skandalami pedofilskimi. Być może w takim razie najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby „Kler 2” był międzynarodową koprodukcją.
Koniec roku to było rekordowe przynudzanie na wszystkich ogólnopolskich antenach, czyli koncerty sylwestrowe w największych stacjach. Całkowicie poległ w tym roku TVN, gromadząc przed telewizorami niecałe półtora miliona ludzi. W stacji zarządzanej teraz przez Amerykanów zupełnie zabrakło wyczucia polskich gustów, a może po prostu dały się we znaki całoroczne wydatki i nie było budżetu na porządne gwiazdy. Najbliżej oczekiwań publiczności znów okazał się prezes TVP Jacek Kurski (52 l.), który skopiował ubiegłoroczną listę artystów występujących na imprezie Polsatu, a dzięki hojności państwowych sponsorów dorzucił jeszcze parę znanych nazwisk. W rezultacie publiczna stacja może się pochwalić oglądalnością powyżej sześciu milionów, ale i tam były momenty, że nawet najwierniejsi widzowie zapadali w głęboki sen. Polsat tym razem nie wyczuł nastrojów i nawet sprowadzenie z Zakopanego do Katowic na pokładzie specjalnego helikoptera Sławomira (35 l.), który kolejny rok zarabia na śpiewaniu o polewaniu się szampanem, nie uratowało show na stadionie chorzowskim. Na szczęście są jeszcze tacy, którym imprezy muzyczne wychodzą bez pudła, a nawet trafiają dzięki nim do „Księgi rekordów Guinnessa”. Na miano rekordowego zasłużył bowiem wspólny występ 7411 gitarzystów, którzy na rynku we Wrocławiu wspólnie zagrali słynny przebój „Hey Joe”. Utwór Jimiego Hendrixa o facecie, który zabił swoją niewierną kobietę, znalazł się swego czasu na liście pięciuset przebojów muzyki rozrywkowej wszech czasów. We Wrocławiu odbyła się już szesnasta edycja bicia gitarowego rekordu – tym razem wzięli w nim udział muzycy nie tylko polscy, ale też z Europy, a nawet ze Stanów Zjednoczonych. W tym roku w maju znów będą próbowali pobić własny rekord. Niestety, wiele wskazuje też na to, że przez 365 dni nowego roku rekordy głupoty, cwaniactwa i próżności będzie za to biła całkiem spora rzesza naszych rodzimych celebrytów.