„Trump tropików” przejmuje władzę
Brazylia ma nowego prezydenta.
Brazylia ma nowego przywódcę. 1 stycznia na prezydenta kraju zaprzysiężony został przedstawiciel skrajnej prawicy Jair Messias Bolsonaro. Ten kontrowersyjny polityk nazywany jest „Trumpem tropików”. W przemówieniu Bolsonaro oznajmił, że przejęcie przez niego władzy oznacza „uwolnienie kraju od socjalizmu, odwróconych wartości, rozdętego państwa i poprawności politycznej”.
Ceremonia zaprzysiężenia odbyła się w gmachu parlamentu w stolicy kraju, Brasilii. Wzięło w niej udział około 115 tysięcy ludzi; organizatorzy spodziewali się pół miliona. Nieobecni byli aktywiści lewicowej Partii Pracujących, która wygrała cztery poprzednie wybory prezydenckie. Pełni entuzjazmu zwolennicy nowego przywódcy krzyczeli: „Mito, mito!” (Legenda!) i „Bóg ponad wszystko! Brazylia ponad wszystko!”. Komentatorzy obawiają się, że jeśli „Trump tropików” zrealizuje swą wyborczą retorykę, w ogromnym kraju, zamieszkanym przez 200 milionów ludzi, może dojść do ostrych konfliktów, a nawet do chaosu o nieobliczalnych konsekwencjach.
63-letni Jair Bolsonaro, emerytowany kapitan sił zbrojnych, przez ponad siedemnaście lat zasiadał w parlamencie. Długo uważany był za postać marginesową, która usiłuje przyciągnąć uwagę szyderczymi wystąpieniami przeciwko lewicy i mniejszościom seksualnym. W 2014 roku rozpętała się jednak recesja, najostrzejsza w najnowszej historii wielkiego państwa. Szalała przestępczość i afery korupcyjne, lewicowe władze nie potrafiły opanować sytuacji. Za kraty trafił uznany za winnego prania brudnych pieniędzy były prezydent Luiz Inácio Lula da Silva. Do skazania popularnego Luli przyczynił się sędzia federalny Sérgio Moro. Niejako w nagrodę Bolsonaro mianował sędziego ministrem sprawiedliwości w swoim rządzie.
Zmęczeni zamętem Brazylijczycy zapragnęli zmiany. Wielu uznało, że zwrot w stronę konserwatywnych wartości będzie jedynym ratunkiem. Wykorzystał to Bolsonaro. Podczas kampanii wyborczej został ranny przez nożownika, ale szybko wyzdrowiał. W październikowych wyborach odniósł zdecydowane zwycięstwo.
Nowy szef państwa, uważany za szermierza skrajnej prawicy, będzie dążył do zbliżenia z Zachodem, a zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Dyplomaci z krajów sprzymierzonych z Brazylią, jak Kuba czy Wenezuela, nie zostali zaproszeni na ceremonię zaprzysiężenia. Wzięli w niej udział szefowie rządów Węgier i Izraela, Viktor Orbán i Binjamin Netanjahu. Bolsonaro obiecuje Izraelczykom przeniesienie ambasady swego kraju z Tel Awiwu do Jerozolimy. Donald Trump wysłał na Twitterze gratulacje prezydentowi. Napisał: „USA są z Tobą”.
W polityce wewnętrznej Bolsonaro zapowiada walkę z korupcją i biurokracją i wyplenienie przestępczości. „Uczciwi obywatele” uzyskają ułatwiony dostęp do broni, a policja będzie mogła strzelać do kryminalistów bez obawy o konsekwencje. Istnieją obawy, że zwiększy to tylko przelew krwi. W 2017 roku w Brazylii zabito 63 880 osób, spośród nich 5144 zginęły z rąk stróżów prawa. Nowy przywódca w przeszłości z pogardą wyrażał się o obywatelach afrykańskiego pochodzenia, kobietach i mniejszościach seksualnych. Teraz brazylijscy homoseksualiści w pośpiechu biorą śluby, boją się, że ich prawa zostaną ograniczone.
„Trump tropików” zamierza ułatwić koncernom górniczym i rolnikom eksploatację Amazonii. Jeśli do tego dojdzie, „zielone płuca ziemi” będą się kurczyć jeszcze szybciej, co w epoce zmian klimatycznych może mieć fatalne skutki dla całego świata. (KK)