Polski pacjent – Bez zapomnienia
Raport ANGORY – Polski pacjent
Prawie 18 lat po porodzie matka dowiedziała się, że jej dziecko jest kaleką z winy lekarzy. Mimo tak długiego upływu czasu córka ma szansę na uzyskanie wysokiego odszkodowania i zadośćuczynienia.
W 2000 roku pani Y zaszła w trzecią ciążę. Dwie poprzednie przebiegały bez problemów, a dzieci rodziły się zdrowe. Kobieta pozostawała pod opieką prywatnego gabinetu ginekologiczno-położniczego i przez pierwsze miesiące nie zanotowano żadnych problemów. Na podstawie ostatniej miesiączki lekarz wyliczył, że poród najprawdopodobniej nastąpi 26 marca 2001 r. Jednak w 30. tygodniu ciąży pojawiły się komplikacje.
10 stycznia 2001 r. zaczęły odpływać wody płodowe, którym towarzyszyła rozpoczynająca się akcja skurczowa macicy. Mąż zawiózł kobietę do pobliskiego szpitala powiatowego, gdzie 11 stycznia o godz. 1.45 przeprowadzono badanie, w którym stwierdzono: – 30 Hbd (tydzień ciąży) – stan ogólny rodzącej dobry – stan po PROM (przedwczesne pęknięcie błon płodowych) od godz. 00.00 – 11.01.2001 – cechy nieregularnej akcji skurczo
wej. O godz. 2 pacjentka została przewieziona na salę porodową, gdzie badanie lekarskie wykazało między innymi: – ASP (akcja serca płodu) – 140 min – część pochwowa skrócona – rozwarcie ujścia 2 cm.
Rodzącą na krótki czas podłączono do aparatury KTG (monitoruje akcję serca dziecka i zapisuje skurcze macicy). Przez kolejne cztery i pół godziny nie nastąpił postęp w akcji porodowej. O godz. 7 w celu przyśpieszenia porodu lekarz zdecydował o podaniu oksytocyny. Mimo to z niewiadomych powodów pacjentka nie była wówczas monitorowana aparaturą KTG, mimo że według Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego taka procedura jest bezwzględnie wymagana.
O 8.55 nastąpił poród siłami natury. Noworodek ważył 1250 g.
W pierwszej minucie życia jego stan oceniono na 4 punkty w dziesięciopunktowej skali Apgar, w trzeciej – na 5, a w piątej i dziesiątej minucie życia na 6 punktów.
Dziecko zostało przewiezione na oddział noworodkowy, gdzie przeprowadzono badanie, w którym stwierdzono: – stan ogólny dobry – wcześniactwo – narastające objawy niewydolności
oddechowej wcześniaczej. Wbrew zapisom w dokumentacji medycznej stan noworodka nie był jednak dobry, skoro godzinę później wezwano karetkę „N” i przewieziono go do szpitala o wyższym stopniu referencyjności, gdzie przebywał półtora miesiąca.
23 lutego 2001 r. dziecko zostało wypisane do domu. W dokumentacji medycznej wpisano między innymi: – zespół zaburzeń oddychania II stop
nia – zapalenie opon mózgowo-rdzenio
wych – zaburzenia ośrodkowej koordyna
cji ruchowej – leukomalacja (uszkodzenia mózgu
występujące u wcześniaków) – niedokrwistość. – Lekarze mówili mi, że choroby córki nie dało się przewidzieć, ponieważ według nich to był niezależny od nikogo splot niepomyślnych okoliczności – mówi pani Y. – Dlatego przez lata nie podejmowałam żadnych działań. Dopiero od dr. Frankowicza dowiedziałam się, że chociaż od porodu minęło prawie 18 lat, to jeżeli udowodnię przed sądem winę szpitala, córka będzie mogła otrzymać odszkodowanie i zadośćuczynienie.
Rodzice zwrócili się o sporządzenie opinii medycznej do Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych w Tarnowie.
(...) Z dokumentacji medycznej nie wynika, aby lekarz wykazywał właściwe zainteresowanie przebiegiem porodu, mimo że w tym czasie nie było innych rodzących – napisano w opinii. – (...) Nie zastosowano dodatkowych środków ostrożności w postaci szerszego nacięcia krocza czy też zastosowania wzierników dopochwowych przy końcu porodu, które to metody w przypadku porodu przedwczesnego mogą spełnić rolę ochrony główki rodzonego płodu przed mięśniowymi oporami okolicy krocza (...). Poród przedwczesny jest porodem patologicznym (a nie fizjologicznym, jak zaznaczono w dokumentacji obserwacyjnej), zaniechanie stałego monitorowania za pomocą KTG od przyjęcia na salę porodową, a w szczególności od godz. 7, gdy w trakcie porodu podano wlew oksytocynowy, naraziło dziecko na powstanie uszkodzenia (...). Pomiędzy nieprawidłowym i niedbałym prowadzeniem obserwacji śródporodowej a uszkodzeniem neurologicznym i objawami mózgowego porażenia dziecięcego zachodzi związek przyczynowo-skutkowy.
Prawo do niezakłóconego życia rodzinnego
– Jak stwierdzili neurolodzy, córka cierpi na czystą postać mózgowego porażenia dziecięcego – wyjaśnia pani Y. – Jest całkowicie zależna od nas. Nie porusza się samodzielnie, trzeba ją karmić, myć. Zajmować się tak jak dużym niemowlakiem. Ponieważ cierpi tylko na niewielkie upośledzenie intelektualne, uczy się w ośrodku szkolno-rehabilitacyjnym, jest jednak dopiero w siódmej klasie. W ośrodku porusza się na wózku i musi cały czas korzystać z pomocy opiekunki. Ale po ukończeniu szkoły podstawowej będzie musiała zakończyć naukę. Nigdy nie będzie samodzielna, nie założy rodziny, nie znajdzie pracy. Gdyby nie rehabilitacja, byłaby roślinką. Dlatego zabiegi muszą być wykonywane przez całe życie. Występujemy do sądu, gdyż te pieniądze mają zabezpieczyć nasze dziecko na przyszłość, gdy już nas zabraknie.
Rodzice przygotowują się do złożenia pozwu przeciwko szpitalowi, w którym miał miejsce poród. Prawdopodobnie kwota roszczenia wyniesie 2 miliony zł, oraz 1,5 tys. zł stałej miesięcznej renty. Z powodu choroby córki pani Y musiała zwolnić się z pracy, a jej dom zamienił się w oddział szpitalny. Razem z mężem rozważa więc złożenie osobnego pozwu przeciwko powiatowemu szpitalowi z powodu naruszenia jej dobra osobistego w postaci prawa do niezakłóconego życia rodzinnego. W podobnych sprawach przyznawano już zadośćuczynienia dochodzące do pół miliona złotych.
– To był poród przedwczesny – mówi dr Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog-położnik. – Z tego też powodu od chwili przewiezienia ciężarnej na salę porodową aż do rozwiązania powinna być ona stale monitorowana za pomocą KTG, tymczasem przez wiele godzin ograniczano się do zawodnego osłuchiwania tętna przez położne. KTG było podłączone przez krótki czas jedynie około 2.30 i już wówczas pojawiły się niepokojące zawahania tętna. W czasie obserwacji porodu doszło do niedokrwienia i niedotlenienia, co wywołało mózgowe porażenie dziecięce. Gdyby poród był odpowiednio monitorowany, można by podjąć decyzję o rozwiązaniu ciąży w wyniku cesarskiego cięcia, ale lekarze woleli nie podejmować żadnych działań i zdać się na siły natury, a właściwie na szczęśliwy los; potem próbowali tłumaczyć stan dziecka powstałym zakażeniem wewnątrzmacicznym. Nie ma na to dowodów, nie potwierdziły tego żadne badania, szczególnie bakteriologiczne oraz CRP (podwyższone CRP świadczy o toczącym się w organizmie stanie zapalnym – przyp. autora). W odpowiedzi na pismo rodziców dziecka szpital stwierdził, że postępował zgodnie z obowiązującą wiedzą medyczną, ale to nieprawda. Po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną nie mam wątpliwości, że przy bezstronnej ocenie tej sprawy szpital nie może jej wygrać. To już kolejny przykład świadczący o złym stanie polskiego położnictwa. I chociaż to zdarzenie miało miejsce dawno temu, to takich przypadków jest coraz więcej. Niestety, Ministerstwo Zdrowia, NFZ, Izby Lekarskie robią zdecydowanie za mało, żeby tę sytuację poprawić.
Współpraca: dr Ryszard Frankowicz. Telefon kontaktowy: 602 133 124 (w godz. 10 – 12).
Problemy z parkowaniem
63-letni kierowca z Prudnika dość miał już prozy życia i zapragnął wpuścić w nie trochę rozrywki, fantazji, koloru. Zalał (się) więc do pełna i ruszył swą terenówką w poszukiwaniu wrażeń „na mieście”. Długo nic nie mógł znaleźć, więc zmęczył się i postanowił ciut odsapnąć na pobliskim podwórku. Traf chciał, że był to plac policjanta, który zainteresował się nieporadnymi manewrami przed swym domem, wyszedł na dwór i zatrzymał delikwenta.
Na podst. www.fakty.interia.pl
Rabunek przerywany
Z pewnym roztargnieniem dokonał napadu 21-letni złodziej z Dobrzynia nad Wisłą w woj. kujawsko-pomorskim. Wszedł do sklepu i sięgnął za ladę po kasetkę z pieniędzmi, lecz zląkł się krzyków sklepowej i dał nogę... Po czym wrócił, wszedł za kontuar nieco pewniej i próbował wyjść z kasą. Przeszkodziła mu w tym sprzedawczyni, z którą zaczął się szarpać, rozsypując banknoty. W ostatniej chwili chwycił 100 zł i wybiegł. Ale i tę stówkę zgubił po drodze, bo znaleźli ją policjanci. Jego zresztą też.
Na podst. „Super Expressu”
Jajka jak berety
Nic, co ludzkie, nie jest obce 29-letniemu złodziejowi z Sieradza. Po włamaniu do domu jednorodzinnego rabuś zobaczył na kuchennej ladzie 12 jaj i poczuł głód... Zanim więc splądrował mieszkanie, przyrządził sobie jajecznicę. Posiliwszy się, wyniósł z domku sprzęt elektroniczny i butlę gazową, z którymi de facto nie bardzo wiedział, co zrobić, więc porzucił je w rowie. Na podst. „Polski Dziennika Łódzkiego”
Główka od szpilki
W jakich stanach ciała i umysłu ludzie wybierają się w góry, najlepiej wie GOPR. Albo dwuletnie dziecko, któremu, mama ostatnio pokazała, co znaczy przemarznąć na kość, opaść z sił i zostać uratowanym w rejonie beskidzkiej Wielkiej Raczy. Lekcję dostał też piesek wyszczekanego polskiego boksera, którego pięściarz zabrał na wycieczkę pod Śnieżkę. Twardzielowi chyba nie było wstyd, że na dół zwieźli go ratownicy, bo filmik z akcji zamieścił w internecie.
Na podst. inform. prasowych Eurobiznesmeni
Psiakrew! – zakrzyknął mieszkaniec Rypina, gdy wrócił do domu, po tym jak sprzedał dwóm mężczyznom owczarka niemieckiego. Bo gdy wyciągnął forsę z kieszeni, okazało się, że to nie prawdziwe banknoty, tylko fałszywe pieniądze z... gry planszowej dla dzieci. Za tak niepoważną transakcję eurobiznesmenom całkiem poważnie grozi do 8 lat więzienia.
Na podst. www.rypin.tv