Polskie dziki czeka zagłada? (Onet.pl)
Rozmowa z Katarzyną Karpą-Świderek, rzeczniczką WWF Polska.
– Decyzją ministra środowiska do końca lutego myśliwi mają wybić 210 tys. dzików w Polsce. Mają strzelać także do zwierząt w parkach narodowych. Wszystko po to, by – jak zapewniają rządzący – zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa ASF wśród świń. Problem w tym, że za przenoszenie wirusa do hodowli odpowiadają rolnicy, którzy nie zabezpieczają ich w wystarczający sposób. Według NIK w latach 2015 – 2016 iw I półroczu 2017 roku aż 74 proc. gospodarstw nie posiadało odpowiednich zabezpieczeń przed ASF.
– Przyznanie tego wymaga od polityków odwagi, rolnicy to wyborcy, a dziki nie głosują.
– Ogółem 210 tysięcy sztuk – tyle dzików ma zniknąć z polskich lasów do końca lutego. Rząd przekonuje, że w ten sposób chce walczyć z rozprzestrzenianiem się wirusa ASF, czyli afrykańskiego pomoru świń. Taka taktyka będzie skuteczna?
– Absolutnie nie! Bo powiedzmy to sobie jasno, dziś za przenoszenie tej choroby do hodowli odpowiada człowiek! – Dlaczego? – Bo jeśli chorują świnie w chlewniach, to ja mam proste pytanie: jak te zamknięte w pomieszczeniach zwierzęta miałyby spotkać się „oko w oko” z zarażonym dzikiem czy mieć kontakt z padłym zwierzęciem? Przecież tam, gdzie występuje choroba, świnie przebywają w zamkniętych chlewniach, które powinny być zabezpieczone. Owszem, tak mogło być, czyli mogło dojść do bezpośredniego kontaktu świni z dzikiem, gdy ASF pojawiło się w 2014 roku. Pierwsze trzy ogniska były w małych gospodarstwach. Wtedy faktycznie mogło dochodzić do kontaktu świni z chorym dzikiem lub jego szczątkami. Ale dziś? A jednak świnie chorują, co znaczy, że wirus do chlewni trafił za pośrednictwem człowieka. Albo przez odpadki, którymi się świnie karmi, albo przez ściółkę, albo na butach rolnika, albo na kołach samochodów. Tyle że politycy wolą zastrzelić wszystkie dziki, zamiast wymóc i pomóc rolnikom w zabezpieczeniu hodowli. Polityk nie powie, że to rolnicy są odpowiedzialni za transfer wirusa. – Nie powie? Z jakiego powodu? – Pani redaktor, to się wydaje dość czytelne. Rolnik to przecież wyborca, mamy rok wyborczy, a dzik nie głosuje. Takie działania jak akcja edukacyjna o zabezpieczaniu hodowli czy pomoc w zabezpieczaniu wymagają czasu. Wydaje się więc, że „łatwiej” wybić niemal cały gatunek i po sprawie. Obawiam się, że taka właśnie filozofia przyświeca tym działaniom. Niestety, nie będzie po sprawie... A to działanie – czyli masowa rzeź dzików – będzie, powtórzę to raz jeszcze, nie tylko okrutne, niehumanitarne, ale też całkowicie pozbawione sensu. Poza tym mam jeszcze jedno pytanie. Jakie my mamy prawo zlikwidować cały gatunek?
– Minister środowiska chciał strzelać także do młodych i do ciężarnych loch...
– Do tej pory łowieckie zasady na to nie pozwalały, istniał ścisły zakaz polowania w okresie rozrodu. Niektórzy protestują przeciwko takiej barbarzyńskiej praktyce. Niektórzy, bo żeby polować skuteczniej, Polski Związek Łowiecki wystąpił o możliwość używania w lesie noktowizorów, termowizji, sztucznego oświetlenia, łuków myśliwskich czy nagonki z psami.
– A co się stanie, gdy już – zgodnie z wolą rządzących – te dziki w Polsce wybijemy?
– To proste, przyjdą kolejne – zza wschodniej granicy. Część z nich zapewne zarażona wirusem ASF. Poza tym wpłyniemy na cały ekosystem...
– To znaczy? Co się stanie?
– Wybicie dzików oznacza, że będzie mniej pożywienia dla drapieżników takich jak wilki. Dzik to obok sarny i jelenia podstawa bazy pokarmowej wilka. Oznacza to, że wilki będą polować w większym stopniu na sarny i jelenie. I znowu pojawią się głosy, że saren czy jeleni ubywa. I co wtedy? Będziemy chcieli strzelać do wilków, które według prawa są ściśle chronione? – Jakieś błędne koło... – Dokładnie. Do tego, nie zapomnijmy, że dziki zjadają też larwy owadów, z których część pasożytuje na drzewach, więc będą straty po stronie leśników. Dzik to sprzymierzeniec leśników. Będą kolejne gradacje szkodników i lament leśników.
– Tak się zastanawiam, słuchając wymienianych przez panią potencjalnych konsekwencji tej decyzji, jaka myśl przewodnia przyświecała rządzącym.
– Po pierwsze, że ważniejsi są rolnicy – bo to wyborcy. A dziki wyborcami nie są. Po drugie, podjęcie takiej decyzji o masowym odstrzale jest i łatwiejsze, i głośniejsze niż edukacja w zakresie bioasekuracji i bezwzględne egzekwowanie jej zasad. – Męczące... – Oj, bardzo. Obie ironizujemy, ale nie bez powodu. Z ASF mamy do czynienia od 2014 roku, a nadal jest problem z zabezpieczeniem gospodarstw. To pokazuje bezradność państwa w tym zakresie. Lepiej więc urządzić „wielką narodową strzelankę”. Zresztą, taką strzelankę już urządzono. – Jak to? – Po prostu od kwietnia do listopada zeszłego roku wybito 168 tysięcy dzików. Szacunkowy koszt tej społecznej „pracy” myśliwych jest szacowany na ponad pół miliarda złotych. Gdyby te pieniądze dać rolnikom na wdrożenie tzw. bioasekuracji, na maty antybakteryjne, na prewencję, to skutki walki z wirusem ASF byłyby, jak sądzę, natychmiast widoczne. Ale cóż...
– Co może się stać, gdy nagle dzika zabraknie? Pytam o skutki dla ekosystemu.
– Nikt tego do końca nie wie, ale nie będzie to neutralne, bo nigdy czegoś tak bezsensownego i okrutnego dzikom w Polsce nie robiliśmy. Chociaż doświadczenie w eliminacji innych gatunków z przyrody mamy. W latach 70. prawie wybiliśmy wilki (udało się je przywrócić), bobry (też wróciły), w latach 80. zniknęły dropie (tu na powrót już marne szanse)... Listę można wydłużać. Tyle że dzik jest liczny i nie wiemy, jak się zachowa przyroda, gdy z systemu wyjmie się ten element układanki. I nikt z rządzących o tym nie myśli. To nie jest chęć rozwiązania problemu, tylko chęć uspokojenia pewnej grupy wyborców albo swojego sumienia. W myśl zasady: Czyńcie ziemię sobie poddaną”, tak bliskiej byłemu ministrowi Janowi Szyszce.
– I jak jest teraz? „Czynią tę ziemię poddaną”?
– O, ewidentnie. To dotyczy nie tylko tej sytuacji. Nie powinno być tak – a jest – że polowania odbywają się jedynie na zasadzie „tradycji i kultury”. Powinny, jeśli w ogóle, odbywać się po przeprowadzeniu analiz oddziaływania na środowisko, czyli opierać się na nauce. Zanim pociągniemy za spust, powinniśmy wiedzieć, jak nasze działanie wpływa na ekosystem. To jest ważne.
– Raczej – powinno być, a chyba nie jest?
– Cóż, fakty są takie, że jest XXI wiek, a ignorujemy naukę. Ale nikt się tym nie zajmuje. W zamian mamy zaledwie jeden procent obszaru Polski objęty parkami narodowymi, niemal najmniej w Europie. Przodującą w Europie liczbę hodowli zwierząt na futra – bo gdy gdzie indziej zabroniono, to hodowcy przenieśli się do Polski i to u nas obdzierają zwierzęta ze skóry. Dla wielu w naszym kraju, a nawet w Sejmie, jest to powód do dumy. Długo można by wymieniać, ale konkluzja jest jedna: jeśli chodzi o stosunek do przyrody, to mamy sporo do zrobienia.