Defibrylacja jak sanacja?
Społeczne efekty filmu Sekielskich można porównać do zabiegu stosowanego w reanimacji. Silny impuls elektryczny gasi częstoskurcz albo migotanie komór i pacjent wraca, jak mówią lekarze. Defibrylacja Sekielskich dla polskiego Kościoła katolickiego okazuje się zabiegiem na wagę życia lub śmierci. Szok, jakiego doznał pacjent, ale bardziej jego otoczenie, może być dla kruszejącej wspólnoty religijnej ratunkiem, a może nawet sanacją.
„Tylko nie mów nikomu” to dokument o przestępcach. O pedofilach i ich wspólnikach, którzy przestępstwa ukrywali, a ofiary gnębili. To nie jest film o religii czy wierze i nie jest to atak na Boga. To wie w Polsce prawie każdy, ale prawie robi pewną różnicę. Po emisji filmu rozdzierające larum podniósł prawicowy fanatyk Karnowski, wzywając naród, by stawił się w kościołach i okazał solidarność z jakże niesłusznie atakowanym duchowieństwem. Mało co rozumiejący (poza biegłą znajomością kursów walut) ks. Tadeusz Rydzyk uznał film Sekielskich za maczugę, która miażdży świątobliwych, niewinnych mężów. Europoseł Saryusz-Wolski, którego ego jest tylko ciut lżejsze od jego pychy, uznał temat filmu za wydumany i wrogi Kościołowi, podobnie jak Ryszard Terlecki i Jan Duda, ojciec prezydenta. Film od czci odsądzają, choć go nie widzieli! Pewnie jak metropolita gdański (Gdańsku mój kochany! Czymżeś na niego zasłużył...) uznali, że to byle co. Mentalnie prehistoryczny bp Jędraszewski niejasno mędrkował: – Z kłamstwa robi się dziś element polityki wielkiej, a właściwie to nędzna polityka. Film wzbudził u pisowskich faryzeuszy opór nie tylko tematem, który dotąd był tabu, ale dlatego, że jest. Jeden z mniej rozgarniętych posłów rządzącej większości, niejaki Gryglas, wzdragał się nawet przed jego obejrzeniem, albowiem „Mein Kampf” też nie ma zamiaru czytać... Sama zapowiedź filmu już budziła grozę w ciemnogrodzie, a prezes prezesów skrzeczał na parteitagu: – Ręka podniesiona przeciw Kościołowi jest ręką podniesioną na Polskę. Otóż nie!
Mafijne zblatowanie Prawa i Sprawiedliwości z hierarchią katolicką, obejmującą biskupów i proboszczów, skutecznych partyjnych propagandzistów, zaczyna dawać efekty znane z historii: odsłaniają się pokłady odrażającej demoralizacji kościelnej instytucji, które skończą się jej nieodwracalną erozją, o czym pisaliśmy w tym miejscu wielokroć. Od czterech lat widzimy, jak mocno uwidaczniają się skutki wypaczonego, partyjnego Kościoła i karykaturalnej, kościelnej partii. Dotąd tylko niewielu duchownych było świadomych, do jak poważnego kryzysu wiarygodności i tożsamości prowadzi ta droga, która naraz przeszła z wygodnego traktu w serpentynę, jaką dadzą radę przejść tylko nieliczni. Nadzieję budzi fakt, że odezwały się też głosy z głębi Kościoła, przerywające wyniosłe a puste i pełne buty milczenie biskupów. Głosy, co widać, nieuzgadniane z Nowogrodzką. – Nie widzę ręki podniesionej na Kościół – stwierdził prymas Wojciech Polak. Chłopino, mylisz eucharystię z wiecem, skarcił prawicowego fanatyka o. Grzegorz Kramer. – Film Sekielskich jest przysługą oddaną Kościołowi – ocenił jezuita Adam Żak, ekspert od pedofilii w Kościele. – Ten film powinien być pokazywany kandydatom do stanu duchownego – uznał przeor benedyktynów o. Leon Knabit. – Bogu dzięki, że film nie jest bezstronny – zauważył ks. Adam Boniecki – bo staje po stronie ofiar. I chyba już nikt nie wątpi, że pierwszą ofiarą filmu Sekielskich stał się Jarosław Kaczyński, który w ciągu kilku godzin musiał zrozumieć, że jego obłudną inwokację o podniesionej ręce film Sekielskich uczynił dlań samobójczą.
Ergo, katolicką instytucję czeka głębokie – i to na swój koszt! – rozliczenie za kryminalne współsprawstwo, by nie powtórzyła się historia z zamiecioną za ołtarz lustracją Kościoła, nad którą zaległa smrodliwa cisza. Jeśli dziś Kościół w Polsce przy współpracy z państwem zechce powtórzyć ten sam trik, nastąpi sekularyzacja w tempie i zasięgu dotąd niewidzianym. Owszem, Kościół i Polska to dwie najcenniejsze wartości. Ale nie są tożsame! Nieliczne grono duchownych zdaje sobie z tego sprawę, upatrując ratunku w czasie! Że wymrze pokolenie starych biskupów tkwiących w XIX wieku, którzy dawno utracili zaufanie i kontakt z rzeczywistością. – Są jak dysfunkcyjna rodzina kryjąca alkoholika – zdiagnozował biskupów o. Paweł Gużyński. – Na mocy jakiego autorytetu – pytał ks. Jacek Prusak – mamy słuchać biskupów? Heretyk, a może po prostu przyzwoity katolik?
Kto chce, niech wierzy w ekspiację biskupa Stanisława Gądeckiego, który przeprasza ofiary, choć kilka miesięcy wcześniej szydził: – Jeszcze jestem na tyle rozsądny, by nie oglądać „Kleru”. Film Wojciecha Smarzowskiego był artystyczną kroplą drążącą skałę, zaś film Sekielskich od pierwszej internetowej emisji stał się rwącym strumieniem wyrywającym skały. Tak ocenia to twórca „Kleru”.
Rzecznik kurii bielsko-żywieckiej, ks. Jacek Pędziwiatr, postrzega rzecz biblijnie: – Czeka nas wędrówka przez pustynię. To pokolenie musi wymrzeć. Innego wyjścia nie ma. I tu rada dla ks. Pędziwiatra i jego rówieśników mających teologicznie niedołężnych hierarchów przeprowadzić przez pustynię. – Tego się trzymajcie, bo dalibóg, wstyd z nimi iść przez miasta... henryk.martenka@angora.com.pl