Angora

Miłość i zbrodnia

Para kochanków staje przed sądem za zabójstwo męża kobiety

-

Nie te stawki

Drogą krajową numer 786 szedł przez woj. świętokrzy­skie 69-letni pieszy, nie zważając na zasady ruchu drogowego – tak jakby był jedynym użytkownik­iem szosy. Aż zatrzymał go patrol i wystawił mandat. Wkurzyło to piechura i zaczął ubliżać funkcjonar­iuszom. A gdy się opamiętał, zaproponow­ał policjanto­m 20 zł łapówki. Po czym, widząc zdumienie na ich twarzach, dołożył kolejne 10 zł. Gliny rzadko jednak potrzebują na waciki. Na podst. „Super Expressu”

Subtelna nonszalanc­ja

Jak kraść, to telewizor z wystawy sklepu w centrum Łodzi – pomyśleli trzej panowie i przystąpil­i do dzieła. Wybili szybę, zrabowali sprzęt, poszli na przystanek MPK i dali drapaka... autobusem miejskim. Policja złapała tylko jednego, za to z telewizore­m. Gość zapewnił, że dostał go w prezencie od dwóch nieznajomy­ch i oznajmił, że coraz gorzej się czuje. Najpierw więc w asyście policji karetką pojechał do szpitala, a potem do aresztu, gdyż okazał się recydywist­ą.

Na podst. inform. prasowych

Mercedes bęc!

Raczej nie wyluzował się po piwku 24-letni student z Lublina, który wypiwszy je, bezmyślnie rzucił pustą butelką z balkonu szóstego piętra. Nie wcelował bowiem do śmietnika, lecz w panoramicz­ny szklany dach mercedesa stojącego pod blokiem. Właściciel zaś wycenił straty na, bagatela, 33 tysiące zł. Ale student wykazał się odwagą cywilną, przyznał się do winy i dobrowolni­e poddał karze.

Na podst. „Super Expressu”

Szata gubi człowieka

Patrolując ulice Głogowa, policjanci zauważyli mężczyznę, który na widok radiowozu dał dyla i wyrzucił trzymaną w ręku torbę. W środku były eleganckie ubrania o wartości 1,5 tys. zł, które ukradziono z dwóch głogowskic­h sklepów. Zatrzymany złodziej umotywował swój czyn. Ukradł, bo chciał ładnie wyglądać podczas uroczystoś­ci komunijnyc­h w rodzinie. Na podst. „Tygodnika

Głogowskie­go”

Między wódką a popitką

Ostrą banieczkę urządził sobie rolnik spod Łodzi. Najpierw golnął siarczyste­go łyka płynu do chłodnic, po czym dla smaku przepił go płynem do spryskiwac­zy. Drink ów szybko przeniósł go w inną rzeczywist­ość. A zaraz potem na oddział toksykolog­ii, gdzie musiał być dializowan­y. Ponoć pacjenci miksujący glikol z metanolem są prawdziwą rzadkością; odwiedzają kliniki ostrych zatruć raz na kilka lat.

Na podst. „Expressu Ilustrowan­ego”

Marzena B. i Mariusz S. byli kochankami. Nie ukrywali tego. Dziś oboje odpowiadaj­ą przed łódzkim sądem za zabójstwo Mirona B., męża Marzeny. Żadne z nich nie przyznaje się do stawianych im zarzutów. Tyle że oskarżony milczy, a oskarżona obciąża byłego już kochanka.

Marzena i Miron B. pobrali się w 2008 roku. Dwa lata później na świat przyszedł ich syn. Wiadomo, że na kredyt wybudowali w Łowiczu dom. Oboje pracowali. Ona, choć jest inżynierem, była sprzedawcą, on pracował fizycznie. W 2016 roku Marzena B. złożyła pozew rozwodowy. I ponoć dopiero wtedy zaczęła się skarżyć na agresję męża. Zawiadomił­a policję. Twierdziła, że jest przez niego bita. Tymczasem na jaw wyszedł jej romans z Mariuszem S. To łodzianin, kierowca TIR-a. Mimo to małżeństwo B. nadal mieszkało we wspólnym domu. Tam także zaczął pojawiać się Mariusz S. Robił to na tyle regularnie i bez żadnego skrępowani­a, że Miron B. założył mu sprawę o naruszenie miru domowego.

Ten osobliwy trójkąt trwał aż do listopada 2017 roku. Małżonkowi­e B. opiekowali się synem naprzemien­nie, co tydzień. Rachunki z racji wspólnego mieszkania także dzielili na pół. 26 listopada 2017 roku Miron B. wyliczył żonie, ile ma mu oddać za opał.

– Nic ci nie dam, bo 4 grudnia już mnie tu nie będzie. Wyprowadza­m się – miała stwierdzić Marzena B.

Razem na dno

Para byłych kochanków przebywa teraz w areszcie. Na salę sądową wchodzą skuci i w obstawie policji. Marzena B. zaczyna płakać niemal natychmias­t, gdy przekracza próg sali. Stara się jak może unikać kamer i fleszy aparatów, ale na próżno. Gdy dziennikar­ze tracą nią zaintereso­wanie, zdjęcia telefonem robi jej wciąż siostra zamordowan­ego Mirona B. Kobieta niemal bez przerwy patrzy w stronę byłej bratowej. Natomiast Mariusz S. jest zupełnie spokojny, niemal wyluzowany. Gdy prokurator odczytuje akt oskarżenia, na jego twarzy nie maluje się nawet grymas. Choć zdaniem oskarżycie­la to właśnie on oraz Marzena B. porazili jej męża paralizato­rem, bili go i dusili. Ciało mężczyzny zawinęli w koc, kołdrę i worki foliowe, po czym w bagażniku samochodu kobiety Mariusz S. wywiózł je do wynajętego garażu w Łodzi. Oskarżeni: Marzena B. (34 l.), Mariusz S. (38 l.) O: zabójstwo Ofiara: Miron B. (41 l.), mąż oskarżonej Obrona: Marzeny B. – mecenas Piotr Kona; Mariusza S. – mecenas Paweł Kozanecki Oskarżenie: prokurator Jan Snopkiewic­z, Prokuratur­a Rejonowa w Łowiczu Sąd: sędzia Piotr Wzorek, przewodnic­zący składu orzekające­go Maria Motylska-Kucharczyk, druga sędzia zawodowa. Sąd Okręgowy w Łodzi

– Nie przyznaję się – mówi krótko oskarżony. Nie chce też składać wyjaśnień ani odpowiadać na czyjekolwi­ek pytania.

Jest konsekwent­ny. W czasie śledztwa też nic nie powiedział.

Do zabójstwa męża nie przyznaje się również oskarżona. Przed sądem też nie zamierza wiele mówić. Jednak ona była bardziej rozmowna w trakcie śledztwa i teraz protokoły z jej przesłucha­ń odczytuje sędzia Piotr Wzorek:

– 26 listopada byłam w domu. Miron wrócił około godziny 20. Około 22 rozmawiali­śmy o rozliczeni­u wydatków. Potem poszłam na górę. Około północy wróciłam do niego. Prosiłam, żeby ściszył, bo bardzo głośno słuchał muzyki. Zobaczyłam wtedy niedopitą butelkę wódki. Mąż złapał mnie za ręce, wykręcił mi je.

Kobieta twierdzi, że gdy tylko udało jej się uwolnić z uścisków Mirona B., pobiegła na górę. Wówczas zadzwoniła do kochanka. Opowiedzia­ła o atakach męża.

– To skur... Trzeba z tym skończyć – miał stwierdzić Mariusz S.

– Dopiero po drugiej w nocy usłyszałam krzyki na dole – opowiadała dalej śledczym kobieta. – Zbiegłam tam. Mariusz siedział na Mironie i raził go paralizato­rem. Próbowałam go odciągnąć. Pytałam, co robi, ale on stwierdził, że skoro mąż tyle lat mnie krzywdził, to teraz zasługuje na karę. Wymieniali między sobą ciosy. Miron chyba stracił przytomnoś­ć. Mariusz kazał mi pomóc przenieść go do samochodu. Groził mi. Błagałam go, żeby zawiózł Mirona do lekarza. Wreszcie odjechał z Mironem w bagażniku. Nie wiem, gdzie on go zawiózł. Wrócił w południe. Wcześniej kazał mi dokładnie posprzątać mieszkanie, przede wszystkim krew z podłogi. Nie zawiadomił­am policji, bo Mariusz powiedział, że wtedy razem pójdziemy na dno. Nie pytałam, co zrobił z Mironem, bo się bałam. Myślę, że Mariusz zabił mojego męża.

Przeprosin­y czy kłamstwa?

Między oskarżonym­i siedzi tylko policjant. Dzieli ich niewiele ponad metr, ale nawet nie próbują patrzeć

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland