Morderca zaciera ślady
Fajbusiewicz na tropie
Ola miała niecałe 17 lat, gdy została zamordowana. Chodziła do II klasy liceum w Lublinie. To była piękna blondynka o długich do ramion włosach. Miała 176 cm wzrostu.
Tragiczne zdarzenia miały miejsce w sobotę 13 października 2001 roku, gdy rodzice Oli wyjechali do rodziny mieszkającej pod Warszawą. Dziewczyna została sama.
Nie była już dzieckiem, a poza tym co złego mogłoby się jej stać w środku dużego miasta? Zresztą Ola sama nie chciała jechać. Rodzice też nie widzieli powodów do niepokoju. Jeszcze w sobotę wieczorem, około 21, ojciec rozmawiał z nią przez telefon… Cztery godziny później, już w niedzielę, o godzinie 1.20 ciszę na ulicy, gdzie mieszkali, przerwało wycie syren straży pożarnej. Paliło się w mieszkaniu państwa S. Znaleziono w nim dziewczynę – została zamordowana, a zbrodniarz, wzniecając pożar, usiłował zatrzeć ślady. Straż została wezwana przez sąsiadów o 1.17.
Dwa piętra wyżej mieszkali studenci, którzy zbiegli na dół i zaczęli gasić płomienie. Wszystko, razem ze zwłokami, polali wodą. Dom nie spłonął, zajęła się jedynie firanka. Nadpalony był też dywan. Mieszkanie było mocno zadymione. Strażacy nie stwierdzili, aby do podpalenia służył jakiś materiał łatwopalny. Obok zwłok stała lampka zapachowa z łatwopalnym środkiem, ale nie została ona „uruchomiona”. Dłuższy czas nie można było ustalić przyczyny śmierci dziewczyny.
Na kozetce leżała poduszka i pościel – wszystko przygotowane do spania. Co ustaliła policja w tej sprawie? Uprzedzając fakty, nigdy nie postawiono potwierdzonej hipotezy dotyczącej tej zbrodni. Drobiazgowo odtworzono zdarzenia poprzedzające dramat z 13 października 2001 roku w Lublinie.
Jak wiemy, tego dnia rodzice Oli wyjeżdżali do rodziny. Rano dziewczyna była na korepetycjach z matematyki. Do godziny 15 – 16 była w swoim mieszkaniu z koleżanką i chłopakiem, 21-latkiem, z którym spotykała się od jakiegoś czasu. Później odprowadzili ową koleżankę, a wracając, zrobili zakupy. Potem wyszli z psem chłopaka na spacer i byli wtedy widziani przez grupkę kolegów przed blokiem.
Jak ustalono, całe popołudnie Ola spędziła ze swoim chłopakiem. On też był u niej w domu, kiedy ojciec telefonował wieczorem i rozmawiał z córką, chociaż ta o nim nie mówiła. Chłopak został zatrzymany, a następnie zwolniony, gdyż nie było dowodów na to, że mógł mieć coś wspólnego ze sprawą. Nie sprawiał wrażenia, aby to on był sprawcą. Według jego zeznań wyszedł od Oli około 23 i poszedł spać, gdyż rano miał iść do szkoły.
Ola musiała znać sprawcę! Sama wpuściła go do środka. Tego, kto ją zabił, nie interesowało nic w mieszkaniu. Niczego nie zabrał, niczego nie szukał. Zaatakował dziewczynę dwoma nożami wziętymi z kuchni, ale to nie rany od ciosów noża ją zabiły. Morderca próbował dusić ją poduszką, ale to również nie było przyczyną zgonu. Najprawdopodobniej śmierć spowodowało uderzenie ciężkim przedmiotem. Nie wiadomo jakim. Po zabójstwie morderca podpalił mieszkanie w dwóch miejscach.
Śledztwo, chociaż wyjaśniło wiele kwestii, nie dało odpowiedzi na dwa najważniejsze pytania: kto był mordercą i jaki był motyw zbrodni? Dość dokładnie odtworzono ostatnie godziny życia Oli, nie przybliżyło to jednak śledczych do rozwiązania zagadki.
Źle się stało, że podczas akcji gaśniczej, w której pomagali studenci mieszkający dwa piętra wyżej, zostały zatarte ślady, które zabójca zapewne pozostawił. Zdaniem rodziców nie dokonano dokładnych oględzin na miejscu i nie zabezpieczono śladów, zwłaszcza biologicznych. Wiesz coś o tej zbrodni, pisz: rzecznik@lu.policja.gov.pl