Bruksela stolicą Polski
Kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego obraz polskiej sceny politycznej stał się monotonny. Prawo i Sprawiedliwość z uporem powtarza te same kłamliwe wezwania. Apeluje o powrót Unii Europejskiej do korzeni, co w praktyce oznaczałoby likwidację wspólnoty. Korzenie UE to wspólny obszar celny i wspólny zarząd przemysłem stalowym i węglowym. Tyle. Reszta powstała w wyniku kolejnych kroków integracyjnych: wspólna polityka rolna i dopłaty dla rolników, swobodny przepływ kapitału i ludzi, zniesienie kontroli granicznej, fundusze wspólnotowe i wiele innych udogodnień oraz wzajemnych zobowiązań.
„Wiadomości” pisowskiej TVP wołają: „Obronimy naszą polską walutę!” lub „Obronimy naszą polską rodzinę!”. Tymczasem na polską walutę nikt w UE nie dybie. Do przyjęcia euro nikt Polski zmuszać nie będzie. Propaganda PiS bezczelnie kłamie na temat skutków euro. Przyjęcie tej waluty jest równoważne z wejściem w sensie ekonomicznym do wspólnego państwa, w którym na zasadzie naczyń połączonych wyrównują się ceny w regionach. W słabiej rozwiniętych drożeje żywność, ale tanieją inne artykuły i usługi, rosną też zarobki. 19 państw przyjęło euro i jakoś nie słychać, aby w którymś znacząca liczba obywateli domagała się powrotu do starego pieniądza.
To samo dotyczy rodziny. UE nie ingeruje w model życia rodzinnego i obyczajowość. Przemiany w tej sferze dokonują się żywiołowo w konsekwencji postępu cywilizacyjnego. Są nie do powstrzymania.
O sprawie najważniejszej pisowska propaganda nie mówi. Spin doktorom tej partii marzy się uzyskanie w UE wraz z sojusznikami mniejszości blokującej dalsze postępy integracyjne i przeszkadzającej w sprawnym działaniu agend unijnych. Szkoda, że w tej na dziś kluczowej kwestii również obóz proeuropejski w Polsce zachowuje się biernie i defensywnie. Ogranicza się do ostrzegania przed polexitem i skupia się na obronie unijnego status quo. O dalszej integracji ani mru-mru. Guru tego obozu Donald Tusk w najnowszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zalecał zapomnieć o konfederacji. Stany Zjednoczone Europy nigdy nie powstaną – orzekł. To nieprawda. Konfederacja państw, które przyjęły wspólną walutę, powstanie wcześniej czy później. Alternatywą byłby upadek tej waluty, a w ślad za tym upadek Unii.
Zresztą strefie euro nie jest zbyt daleko do konfederacyjnego państwa. Wspólna waluta ma wielką siłę integrującą. Ujednolica ceny i płace, zbliża do siebie regiony, niepomiernie ułatwia mobilność ludności, zmianę miejsca zamieszkania i zatrudnienia, a także wybór drogi kształcenia. Po kilku pokoleniach wytworzy mentalny klimat wspólnoty państwowej. W polskiej Galicji już po odzyskaniu niepodległości całe pokolenie wciąż z nutą nostalgii przeliczało płace i ceny na korony i grajcary, a Austria to było przecież państwo zaborcze. Wspólny pieniądz to więź mocniejsza niż wspólne wojsko czy policja.
Konfederacja europejska będzie nakazem chwili dziejowej, jedyną skuteczną odpowiedzią na wyzwania globalizacji. Nie musi ona i zapewne nie będzie wzorować się na dzisiejszych Stanach Zjednoczonych, które stały się państwem scentralizowanym. Raczej na Stanach Zjednoczonych sprzed dwustu lat. Mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę z tego, jak długo jednoczące się stany, czyli państwa, zachowywały znaczną odrębność. W ciągu dziesięciu lat ustanowiły wspólną walutę i politykę zagraniczną. Ale przez cały wiek XIX nie miały wspólnej armii. Wojsko amerykańskie składało się z bardzo nielicznej federalnej armii regularnej ( Regular Army) i znacznie liczniejszych formowanych przez stany oddziałów ochotniczych ( Volunteer Army). Nawet podczas wojny secesyjnej te ostatnie zdecydowanie dominowały. Dopiero wiek XX z jego wojnami światowymi zmienił sytuację, choć coś z dawnego stylu pozostało w postaci podległej gubernatorom stanowym Gwardii Narodowej. Podobnie z policją: przez wiek była wyłącznie stanowa, podobnie jak sądy. Federalne Biuro Śledcze ( FBI) powstało dopiero w 1908 r.
Bliższym dla Europejczyków wzorcem federacji może zresztą okazać się niemiecka. Dzisiejsze landy w Republice Federalnej to dawne państwa. Wielkie i silne, jak Bawaria czy Saksonia, lub mniejsze, ale z długą i szacowną tradycją. Z córkami tamtejszych monarchów chętnie żenili się władcy wielkich imperiów. W XIX w. księżniczka Hesji została cesarzową Rosji, a Bawarii cesarzową Austro-Węgier.
Landy zachowały większość atrybutów samodzielnych państw. Nie tylko rządy i parlamenty, również odrębne konstytucje i kodeksy karne, policję i sądy. Pełną wyłączność w dziedzinie oświaty, służby zdrowia, porządku wewnętrznego i sądownictwa.
Wytworzył się podwojony patriotyzm – landu i państwa. W poprzednich wyborach do PE plakaty bawarskiej CSU głosiły: „ Bayern unsere Heimat, Deutschland unser Vaterland, Europa unsere Zukunft!” („Bawaria nasz kraj, Niemcy nasza ojczyzna, Europa nasza przyszłość!”).
Jeśli kilka krajów w ramach UE nastawi się na złośliwe blokowanie drogi do federacji, powstanie ona w wyniku decyzji państw chętnych i zdecydowanych. Prawdopodobnie w postaci strefy euro. Tam wystarczy ustanowić odrębny budżet i powołać rząd, aby powstała federacja. Reszta pozostanie w Unii, ale za płotem, i będzie latami ubiegać się o przyjęcie. Polska może się tego doczekać, jeśli nadal powierzać będzie rządy nacjonalistycznym populistom i demagogom.