Fejsokracja
– Przysłał mi pan informację, że w ostatni wtorek temat związany z premierem miał największe zasięgi.
– Na to złożyło się kilka rzeczy. Powiem od początku. Film Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” rozwalił algorytm. Żyjemy w erze, w której 1 tys. lajków robi prawdę, 1 mln wyświetleń oznacza, że chcę to zobaczyć, 10 mln, że muszę to zobaczyć, 20 mln, że jestem idiotą, jeśli tego nie widziałem. A więc samonakręcanie się to jest działanie algorytmu w dobrej wierze. To jest przykład tego, jak działa dobry materiał dziennikarski. Sam się rozchodzi, wszyscy chcą go zobaczyć.
– Część prawicy mówi, że to atak na Kościół.
– Ale w tej kampanii politycznej, która jest, żadne siły i środki w internecie nie poszły na obronę Kościoła. Próbowano robić akcję, że murarze to większa grupa pedofilska niż księża. – Bo większa. – Więcej skazanych, ale czy większa, nie wiadomo. Na pewno część prawicy mobilizuje się do tego, by bronić nie samych księży, tylko wiary.
– „Byłem ministrantem, działałem w oazie, spotykałem samych wspaniałych księży...” – powtarzali na Twitterze.
– To nie jest obrona Kościoła, to nic nie dało. Wracając do premiera, to przed filmem Sekielskich była Matka Boska w tęczowej aureoli i można patrzeć na to, jak na sekwencję. Sprawa działki premiera Morawieckiego też jest związana z Kościołem, z kard. Gulbinowiczem, a Gulbinowicz jest oskarżany o pedofilię. Zresztą fakt pojawienia się dzisiaj w jakimkolwiek komunikacie księdza podbija algorytm, księża budzą w ostatnich dwóch tygodniach bardzo duże zainteresowanie. Musimy pamiętać, że algorytmy też się same uczą. Pokazują nam rzeczy, które „lubimy”. I jeśli obejrzeliśmy film Sekielskich, kliknęliśmy kilka razy w post na temat tego filmu, to algorytm będzie nam sam podsyłał teksty dotyczące księży. Innymi słowy, gdyby w wątku premiera nie było księdza, ta bańka nie byłaby tak wielka. To jest rzecz, nad którą kompletnie nie mamy kontroli. – Ja nie mam czy pan nie ma? – Oboje nie mamy. Nazywamy to fejsokracją. To system między nadawcą informacji, politykami, mediami, firmami a odbiorcą, wyborcą, klientem. Dawniej wysyłało się komunikaty, e-maile... – Nadal się wysyła. – Ale jest FB, w którym algorytm decyduje, co ci pokaże, a co nie, i na to ani nadawcy, ani odbiorcy nie mają za bardzo wpływu. – I pan nie jest tym przerażony? – Nikt nie jest w stanie nad tym zapanować. Przy każdym kryzysie, a pracowałem przy setkach kryzysów, jest tak, że jeśli kłamstwo dociera do miliona ludzi, to sprostowanie dotrze co najwyżej do jednej czwartej. Media społecznościowe mają to do siebie, że zło sprzedaje się tam lepiej niż dobro. Pytanie, co jest prawdziwe, a co nie. – Mówi pan o fake newsach? – Mówię o junk newsach io tzw. jętkach. Uwaga, jętki jednodniówki – zupełna nowość na rynku. Okazało się, że trudno jest robić klasyczne fake newsy, bo jest coraz więcej ludzi, coraz więcej dziennikarzy, którzy potrafią je weryfikować. Jętki pokazały, że są inne sposoby. Ktoś sobie wymyśla, że chce wpłynąć na polityków i dziennikarzy. Najpierw trzeba ich otoczyć. A jednym fake newsem nie da się tego zrobić. Dwoma też nie. Ale jeśli stworzy się takich jętek setkę, będzie się targetować informacje, dbać o to, żeby te jętki pojawiały się w odpowiednim momencie, to nagle okaże się, że z czegoś, czego nie ma, można zrobić problem na pół świata. Ustawa 447, ta dotycząca mienia pożydowskiego, jest klasyczną jętką. Cofnijmy się do 2015 r. Sukcesem partii rządzącej było to, że nie było nic na prawo od niej. – A Korwin-Mikke? – Wszedł do europarlamentu w 2014 r. Nie prowadzili kampanii tradycyjnej. On i jego ugrupowanie mieli bardzo dobry internet. Jednak do naszego parlamentu już nie wszedł. Omsknął się tylko odrobinę. Proszę pamiętać, że prawica, szeroko pojęci narodowcy, różne ich odłamy, w tym jeden wiceminister, to są ludzie, którzy wiedzą, jak robić internety. Minister Andruszkiewicz jest chyba najbardziej zasięgowym posłem tej kadencji na Facebooku. Ma milionowe zasięgi. Świetnie potrafi zarządzać informacją. Zresztą nie tylko on po tej stronie sceny politycznej. Proszę spojrzeć, jak się potoczyła sprawa ustawy 447. To ludzie Korwin-Mikkego ustawili w internecie ten temat bazujący na antysemityzmie i wielkich emocjach. Odpalili kampanię. Z danych, które dostarcza FB, wynika, że Konfederacja wydała na nią w ostatnich siedmiu dniach połowę budżetów wszystkich innych partii politycznych, czyli mniej więcej 80 tys. zł. Stworzono kilkaset profili facebookowych, nauczono się bardzo szybko Twittera, jętki oznaczały polityków przy wpisach i, tak jak mówiłem, powstał problem, którego de facto nie ma. Politycy partii rządzącej zaczęli wierzyć, że to jest problem z prostego powodu, bo im się zaczął wyświetlać w internecie. Jednak dla każdego trolla internetowego, dla każdego operatora fabryki trolli, dla każdego manufakturzysty najważniejsze jest to, by zaczęły o tym problemie pisać prawdziwe media. Jeśli prawdziwe media nie piszą, to tematu nie ma. Okazuje się, że wielu dziennikarzy jest niewolnikami trendów politycznych na Twitterze. Ruszyła dziennikarska machina. I zaraz zaczęły się zaprzeczenia polityków, dyskusje w telewizyjnych studiach, a do tego przypadkowy incydent z ambasadorem Magierowskim w Izraelu i bańka rosła. Do tego promocja, podawanie dalej materiałów z mediów i już mainstream. A w tym czasie partia Korwina zbija kapitał i przekonuje do siebie chłopaków w całej Polsce w wieku od 18 do 24 lat.
– Rozumiem, że takie jętki powinny być wyłapywane przez państwowe służby.
– Proszę sobie wyobrazić, że jest pani producentką soku. Zatrudnia pani agencję, która ma w internecie robić kampanię, że ten sok jest smaczny. – Ale sok istnieje i jest smaczny. – Agencja soku nie próbowała i nie widziała go na oczy, a ma robić kampanię. Ma narzędzia i robi. Tak to działa. Nie będę się wypowiadał na tematy etyczne, o tym niech dyskutują prawnicy, etycy, filozofowie. Mamy wolność słowa, na razie. Łatwo sprawdzić, ile jaki komitet wyborczy wydaje na reklamę w internecie, do kogo targetuje i gdzie. Tak jak powiedziałem, Konfederacja targetuje samych chłopaków w wieku 18 – 24, Wiosna natomiast młode kobiety 18 – 24. – A PiS? – Też młodych. W ostatni wtorek PiS-owi przybyło 496 fanów na FB. Jest odpalona kampania, więc ludzie klikają. Wszystko jest zgodne z prawem.
– To wygląda, jakby to wszystko było poza prawem.
– Rok 2014. Dziennikarze, politycy uważają, że media społecznościowe to zabawka, w dodatku niewiele warta. Jest baśniowo, malinowo. Same media społecznościowe nie mają żadnych filtrów bezpieczeństwa, a więc hulaj dusza, piekła nie ma i tak naprawdę można robić wszystko. Przy czym nikt nie patrzy na najważniejszą statystykę, jaka jest, czyli dostęp gospodarstw domowych do internetu, który wzrósł z 30 do 80 proc. w latach 2007 – 2015. Ludzie siedzą na FB, a politycy tego nie widzą, nie kojarzą, że ma to wpływ na postrzeganie rzeczywistości.
– Zaczyna kojarzyć Henryk Wujec, doradca prezydenta Komorowskiego, z wykształcenia fizyk. Podpowiada, że należy robić kampanię w internecie.
– Ale nikt go nie słucha. Wszyscy narkotyzują się sondażami, a wtedy Komorowski ma bardzo wysokie poparcie. Przełomowy jest luty 2015 r., kiedy nagle na jednego lajka zdobytego przez urzędującego prezydenta przypadało 100 – 150 lajków zdobytych przez kandydata Andrzeja Dudę. Do tego ogromna liczba wyszukiwań i nagle okazuje się, że nikogo nie interesuje Komorowski, a wszystkich Duda. W lutym wiedzieliśmy, że będzie druga tura wyborów.
– Na podstawie klików i lajków? – Tak. Trochę nas wyśmiewano, bo co to tam jakiś jeden lajk. Patrzyli na nas jak na wariatów. Dopiero w kwietniu sztab Komorowskiego wszedł w internety. Nie, wróć, wtedy zaczął cokolwiek robić. De facto wziął się do roboty w internecie tydzień przed wyborami. A internetów nie da się zrobić w tak krótkim czasie. To jest ciężka robota. Budowanie logistyki, klikanie i praca na efekt. Proszę pamiętać, że w internecie panował Dziki Zachód. Wtedy FB nie pokazywał, czy posty są sponsorowane, ile się ich wysyła. Dzisiaj wiemy, ile kandydat wydał na reklamę w internecie, a wtedy nawet nie było wiadomo, ile reklam puszcza. Mało tego, dzisiaj reklama polityczna jest droga. Żeby polityk zyskał jednego lajka, musi wydać 4 zł. Wtedy mniej więcej 30 gr. Poza tym wówczas udostępniana była masa danych, teraz tego nie ma. Proszę sobie wyobrazić, jakie to były piękne czasy, kiedy prawie za darmo można było wyświetlać posty dotyczące tego, że jeden kandydat zaorał drugiego. Poza tym wtedy wszyscy wszystkim w internecie ufali.
– Teraz, jak pan mówi, też ciągle ufają.
– W połowie maja organizacja Avaaz zgłosiła do FB, a serwis zamknął na terenie Polski 184 profile i 13 grup, których łączna suma fanów wynosiła 8 mln. Profile o tematyce: mechanicy, mężczyźni, kocham piłkę, inna polityka itd. – Dlaczego? – Bo prezentowały te same treści, wzajemnie je sobie udostępniając. Przy tym bardzo często zmieniały nazwy. Wymyślam teraz, ale było mniej więcej tak, że Kocham samochody, zmieniło się najpierw na Narodowy patriotyzm, a potem na Mężczyźni w wielkim mieście. Dzisiaj już FB udostępnia wszystkie zmiany i edycje, jakie powstały na profilach. Avaaz zauważył, że 184 profile w ciągu 24 godzin udostępniają tę samą informację. Zaobserwował też, że na wszystkich tych profilach bardzo często pojawiają się informacje związane z siłami narodowo-konserwatywnymi, które kręcą się wokół tematu, że Unia Europejska jest zła. Liczba informacji, które do nas docierają, jest tak duża, że nie jesteśmy w stanie ich zweryfikować. Informacjom nie tyle wierzymy, ile obojętnie je akceptujemy, a potem, co gorsza, je powtarzamy. Partie polityczne się zbroją w narzędzia internetowe, wiedzą, że wybory wygrywa się tu, w sieci. Dwie duże polskie partie są tak samo mocno uzbrojone. To znaczy mają świadomość, kasę i narzędzia. I w internecie idą łeb w łeb. A jak w internecie, to tak będzie i przy urnach.