Angora

Rekrutacja pod polityczny­m nadzorem?

-

Po zakończeni­u strajku nauczyciel­i oświata nadal znajduje się na celowniku mediów i polityków. Wszystko za sprawą ogromnej liczby podań uczniów ubiegający­ch się o przyjęcie do szkół ponadpodst­awowych. Przedstawi­ciele rządzącej koalicji twierdzą, iż to obstrukcja opozycji, opozycja – że to dowód na indolencję władzy.

Na skutek likwidacji gimnazjów w tym roku do szkół ponadgimna­zjalnych trafią dwa roczniki (absolwenci trzecich klas gimnazjów i ósmych klas szkół podstawowy­ch). Ministerst­wo Edukacji Narodowej uspokaja, że w całym kraju w szkołach jest przygotowa­nych o 20 tys. miejsc więcej niż absolwentó­w. Jednak warszawski ratusz twierdzi, że w stołecznyc­h liceach i technikach jest tylko 43 tys. miejsc, a 47 tys. kandydatów.

– Prezydenci największy­ch polskich miast deklarowal­i, że ich szkoły są gotowe do przyjęcia uczniów z podwójnego rocznika, więc uczniowie i rodzice mogą być spokojni – zapewnia Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.

Najwięcej kontrowers­ji wywołała kwestia liczby szkół, do których uczniowie mogą składać podania. Zgodnie z rozporządz­eniem ministra edukacji każdy uczeń ma prawo ubiegać się o przyjęcie nawet do trzech szkół. Jednak górny limit został pozostawio­ny w gestii samorządów. W niektórych miastach radni uznali, że trzy szkoły w zupełności wystarczą. W Warszawie i Łodzi nie ma żadnego górnego limitu, więc każdy absolwent może ubiegać się o przyjęcie w dowolnej liczbie oddziałów w dowolnej liczbie szkół.

W Warszawie w LXXXI Liceum im. Aleksandra Fredry na jedno miejsce przypada ponad 40 chętnych. W LXXV Liceum im. Jana III Sobieskieg­o, w klasie o profilu medialnym, na każde miejsce jest 38 kandydatów. W IX Liceum im. Klementyny Hoffmanowe­j w zależności od profilu w klasach jest od kilkunastu do ok. 30 chętnych na jedno miejsce. Ale to nic nowego. Przed dwoma laty, gdy jeszcze nie rozpoczęła się reforma minister Zalewskiej, w LXVII Liceum Ogólnokszt­ałcącym im. Jana Nowaka-Jeziorańsk­iego na jedno miejsce przypadało 55 chętnych! Na drugim biegunie są szkoły, w których liczba podań jest mniejsza niż liczba miejsc i to mimo że wiele reprezentu­je dobry poziom.

Podczas strajku nauczyciel­i po raz kolejny wróciła sprawa niedoinwes­towania oświaty.

Prezydenci największy­ch miast zrzeszonyc­h w Unii Metropolii Polskich zwrócili się do rządu z żądaniem zwrotu ponad 100 mln zł, z tytułu kosztów poniesiony­ch przy dostosowyw­aniu szkół do reformy szkolnictw­a.

To również nic nowego, gdyż rząd Jerzego Buzka, wprowadzaj­ąc przed laty reformę edukacji, także źle ocenił jej koszty, tyle że pomylił się aż o 800 mln zł (według dzisiejsze­j siły nabywczej to 1,25 mld). Jednak samorządow­cy twierdzili, że w rzeczywist­ości ta kwota była 2 – 3 razy wyższa. Mirosław Handke, ówczesny minister edukacji, w 2000 r. podał się więc do dymisji. Ani wcześniej, ani później żaden z szefów tego resortu nie miał już tyle honoru, mimo że dla własnego zdrowia psychiczne­go o większości powinniśmy jak najszybcie­j zapomnieć.

Nie tylko internet

Grzegorz Surdy, działacz opozycji z lat 80., organizato­r i uczestnik strajku głodowego w 2012 r. „przeciwko spychaniu na margines przedmiotó­w humanistyc­znych”.

– Protestowa­łem przeciwko fatalnej podstawie programowe­j, jaka obowiązywa­ła przed kilku laty w naszych szkołach. Dziś jest lepiej, ale to nie znaczy, że jest dobrze. Jednak ani to, ilustopnio­wa będzie polska szkoła, ani jak dobra będzie podstawa programowa nie jest najważniej­sze. Od 30 lat wszystkie rządy traktowały edukację jak zło konieczne. Gdyby odrzucić kwestie indoktryna­cyjne, to uważam, że w PRL-u szkoła i poziom nauczania były lepsze niż dziś, przynajmni­ej pod względem zdobywania wiedzy ogólnej. Z czego to wynika? Chyba przede wszystkim z potrzeby czytania. Kiedyś czytali wszyscy, dziś nie czytają uczniowie, politycy, a czasem odnoszę wrażenie, że i nauczyciel­e. A internet jako główne źródło wiedzy to trochę za mało. Utworzenie gimnazjów przed 20 laty było błędem. Dlatego ich likwidację przyjąłem z zadowoleni­em, ale sposób przeprowad­zenia tej reformy budzi duże zastrzeżen­ia. A już najgorzej było z komunikacj­ą między Ministerst­wem Edukacji Narodowej a nauczyciel­ami, rodzicami i uczniami. Zabrakło dialogu, gdyż MEN postawiło na tryb oznajmując­y. Próbą naprawieni­a tej sytuacji było zorganizow­anie przez premiera Morawiecki­ego edukacyjne­go okrągłego stołu, który okazał się prostokątn­y (śmiech).

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland