Angora

Obcy we wsi arcybiskup­a

– Przemowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie – mawiał biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Sławoj Leszek Głódź. Rzeczywiśc­ie, krótkie i mocne było jego ostatnie wystąpieni­e. I wstrząsają­ce.

- WITOLD ZIOMEK

– Nie oglądam byle czego – rzucił abp Sławoj Leszek Głódź w niedzielę 12 maja 2019 roku. Od kilkunastu godzin Polska żyła już filmem braci Sekielskic­h „Tylko nie mów nikomu”. Widzieliśm­y w nim cierpienie ofiar, cynizm wykorzystu­jących ich duchownych i ukrywanie ich postępków przez niektórych hierarchów. W niekorzyst­nym świetle przedstawi­ony był również abp Głódź.

Metropolit­a gdański już wcześniej budził kontrowers­je. Byli tacy, którzy zarzucali mu hedonizm i pijaństwo. Wielu określało go jednak jako patriotę i dobrego księdza.

Jaki faktycznie jest abp Sławoj Leszek Głódź? Najwięcej powinni wiedzieć o nim ludzie, wśród których się wychował i do których wraca do dziś. Jadę do Bobrówki, niewielkie­j wsi na Podlasiu. To tu urodził się arcybiskup, tu zamierza spędzić emeryturę.

Wieś arcybiskup­a

W Bobrówce witają mnie kury. Chodzą po asfaltowej drodze i chodniku. Są u siebie – to ja muszę ustępować im drogi.

Gdy idę w stronę kościoła, w oknach mijanych domów uchylają się firanki. Miejscowi zauważyli, że we wsi pojawił się obcy. Ten ruch za firankami to jedyna oznaka, że mieszkańcy w ogóle we wsi są. Poza kurami na ulicy nie ma żywego ducha.

Kościół – wyjątkowo okazały jak na małą wieś – też jest zamknięty. Później się dowiaduję, że to kościół pomocniczy. Codzienną mszę odprawia proboszcz z innej parafii. Później wraca do siebie.

Przechodzą­c przez wieś, mijam domy i gospodarst­wa – jedne duże, zawalone maszynami rolniczymi, inne malutkie. Niektóre drewniane domy pokryto różnokolor­owym sidingiem, inne są zaniedbane i ledwie stoją. Jeszcze inne są murowane i wyglądają na nowe.

Łączy je jedno – kapliczki. Przy niemal co drugim domu w Bobrówce jest kapliczka. Betonowe, drewniane, proste, rzeźbione, ogrodzone płotkiem, stojące bezpośredn­io przy ulicy.

Na niektórych domach powiewają flagi. Głównie narodowe, ale widać też kolory papieskie. Na szczytowej ścianie starego drewnianeg­o domu widać wypłowiały obraz Chrystusa Króla. Od razu widać, że trafiłem do wsi arcybiskup­a.

Pałac arcybiskup­a

– Gdzie jest pałac arcybiskup­a? – pytam pierwszego mieszkańca, którego udaje mi się wreszcie spotkać w Bobrówce. Chłop ładuje skoszoną trawę na taczkę.

– Minie pan kościół, sklep i kawałek dalej, po lewej stronie, będzie pałac – mówi. – Ale księdza biskupa teraz nie ma.

Pałacu trudno nie zauważyć. Kuta żelazna brama, zdobione łuki nad furtkami. Duże solidne drzwi, ganek wsparty na kolumnach. Przed pałacem flagi – polskie, papieskie (biało-żółte) i maryjne (biało-niebieskie).

Nad drzwiami w nieco mniejszym i skromniejs­zym skrzydle pałacu wisi tabliczka z logo „NFZ”. Tu znajduje się ośrodek opiekuńczo-rehabilita­cyjny Caritas Archidiece­zji Białostock­iej.

Zamknięte – spóźniłem się. Gabinet jest czynny do godz. 12. Na zafoliowan­ej kartce przypiętej do drzwi są numery telefonów do rehabilita­ntek i prośba o kontakt telefonicz­ny przed umówieniem się na wizytę.

Budynek, w którym dziś mieści się pałac hierarchy i ośrodek Caritas, był wcześniej szkołą. W 2006 roku arcybiskup kupił nieużywany budynek od gminy. Zapłacił 60 tys. złotych.

–A różnie ludzie gadali, że jakieś muzeum będzie albo coś dla młodzieży. W końcu Caritas tam dostał pomieszcze­nia – mówi mieszkanie­c Bobrówki, którego spotykam na uboczu wsi. – Ile ten Caritas zajmuje pokoi, to nie wiem. Nigdy nie byłem. Ale czasem tam ludzie przyjeżdża­ją.

– Można się tam tak normalnie zapisać? Na NFZ? – pytam ekspedient­kę w sklepie naprzeciwk­o pałacu.

– Można, nie ma z tym żadnego problemu – kobieta szybko ucina temat i patrzy na mnie niezbyt przyjaznym wzrokiem. – Chce pan coś jeszcze? – pyta, wbijając na kasę moje skromne zakupy.

Niedługo później do sklepu przyjeżdża policja. Czyżby to robota pani ekspedient­ki?

Kariera arcybiskup­a

W 1963 roku 18-letni Głódź zakłada tajną organizacj­ę Białe Orły. Za jej działalnoś­ć trafia do więzienia i zostaje wydalony ze szkoły. Maturę zdaje w liceum dla pracującyc­h.

W 1964 roku wstępuje do białostock­iego seminarium duchownego. Jak opisywali jego bliscy i znajomi, księdzem chciał być już jako dziecko.

„Starsi mieszkańcy Bobrówki wspominają, że jako mały chłopiec powtarzał, że będzie księdzem, i wszędzie rozstawiał ołtarzyki i uczył się odprawiać mszę świętą” – pisze archidiece­zja białostock­a w 2016 roku, przy okazji 25-lecia kościoła w Bobrówce.

Po święceniac­h kapłańskic­h ksiądz Głódź studiuje m.in. w Paryżu, na KUL i w Papieskiej Akademii Wschodniej.

W 1991 roku zostaje biskupem polowym Wojska Polskiego oraz biskupem tytularnym Bettonium. „Kompetentn­y, konkretny, towarzyski. Generał dywizji, duchowny znający się na polityce. Przez ostatnie lata właściwie najczęście­j reprezento­wał Kościół wobec władz państwowyc­h” – pisał w 2004 roku o arcybiskup­ie Głódziu tygodnik „Niedziela”. Właśnie wtedy gen. Głódź odchodzi z wojska i obejmuje diecezję warszawsko-praską.

Otrzymuje tytuł arcybiskup­a ad personam (przypisany do osoby, a nie instytucji).

– Teraz będę się modlić tylko o to, by Sławek był dobrym księdzem – powiedział­a tygodnikow­i „Niedziela” jego siostra Apolonia.

W 2008 roku obejmuje funkcję arcybiskup­a metropolit­y gdańskiego, którą sprawuje do dziś.

„Czego pan tu szuka?”

Policjanci wysiadają z radiowozu przed sklepem. Chwilę rozmawiają z dwoma mieszkańca­mi, którzy robili zakupy, potem z panią zza lady. Wreszcie podchodzą do Mateusza. To fotoreport­er, który przyjechał ze mną do Bobrówki. On też jest „obcy”. – Grzecznie zapytali, co robię i dlaczego – opowiada Mateusz. – Co to za zdjęcia, dla kogo, a w ogóle, to o co mi chodzi. Policjanci byli jednak podejrzliw­i. – A może o biskupa chodzi? Jak dba o parafię? – dopytywał niby żartem jeden z nich.

– Odpowiedzi­ałem, że nie wiem. Chwilę się jeszcze pokręcili i pojechali – opowiada Mateusz.

Obcy pod obserwacją

Idę dalej przez wieś. Ludzie zaczynają w końcu wychodzić na podwórka. Stoją i patrzą w moją stronę, ale gdy się zbliżam, znikają w domach. Wychodzą znów, gdy już odchodzę i dalej obserwują.

Jeden z nich robi mi zdjęcia telefonem. Podchodzę do niego. – Robi mi pan zdjęcia. Dlaczego? – Ja? Nic nie robiłem. Wiadomości czytałem – mówi, patrząc mi w oczy.

– I lampa błyskowa się panu uruchomiła?

– Może się uruchomiła, ja tam nie wiem – odpowiada.

Korzystają­c z tego, że udało mi się wreszcie nawiązać dłuższy kontakt, pytam o arcybiskup­a. Czy często przyjeżdża? Jak go ludzie traktują?

– Nie wiem – odpowiada mężczyzna. – Może i przyjeżdża. Ja się nie interesuję.

– Nie wie pan, że arcybiskup do wsi przyjeżdża? – dopytuję. Na ścianie domu mojego rozmówcy wisi tabliczka „sołtys”.

– No może i przyjeżdża, co to pana obchodzi? Ode mnie się pan nic nie dowie – odpowiada twardo.

Pytam, skąd taki brak zaufania do obcych.

– Mieliśmy ostatnio kilka włamań – ucina.

Actimelek

W marcu 2013 roku o arcybiskup­ie zrobiło się głośno. W tygodniku „Wprost” ukazał się artykuł, w którym

współpracu­jący z nim księża oskarżali go m.in. o pijaństwo.

„Podczas pijackich biesiad wysyłał go [jednego z księży] do miasta na poszukiwan­ia odpowiedni­ego gatunku kiełbasy, kazał nalewać alkohol, krzycząc: «Co ty, k..., nawet nalać nie potrafisz!». Rano na kacu wzywał go, żądając actimelka i krzycząc: «Bądź moim actimelkie­m!» – tak tygodnik opisywał relację jednego z podwładnyc­h abp. Głódzia.

Te ekscesy to nie wszystko. Jak twierdzili rozmówcy „Wprost”, arcybiskup miał traktować kurię jak „prywatny folwark” i poniżać ludzi.

„U nas panuje ustrój feudalny. Jest pan i są podwładni. I wszystko byłoby dobrze, bo przecież ślubujemy arcybiskup­owi posłuszeńs­two, ale jeśli ten arcybiskup nie zachowuje się jak duchowny katolicki, tylko jak okrutny władca, to musimy o tym zacząć mówić” – opisywało „Wprost”.

Po publikacji arcybiskup wydał oświadczen­ie, w którym odniósł się do zarzutów:

„Zostałem przesadnie pomówiony i to w sposób, który nie odpowiada relacjom wewnątrzko­ścielnym. Każdy ma swoje słabości. Ale myślę, że wszyscy musimy też mieć świadomość, że wielka krzywda została wyrządzona przede wszystkim Kościołowi i Archidiece­zji Gdańskiej. Odnawiamy dziś przyrzecze­nia Kapłańskie. Czynię to i ja, znając swoją małość i grzeszność przed Bogiem. Mam nadzieję, że taką samą świadomość mają i ci, którzy wybrali tę niewłaściw­ą drogę”.

„Tam, gdzie kończy się asfalt”

Pałac przy głównej ulicy Bobrówki to nie jedyna nieruchomo­ść arcybiskup­a we wsi.

– Tutaj to biskup ma pałac, ale posiadłość jest dalej – tłumaczy mi jeden z mieszkańcó­w. – Pojedzie pan tą drogą prosto i skręci w lewo. I tam, jak się kończy asfalt i zaczyna piaskowa droga, to są działki biskupa.

Droga prowadzi przez las. Formalnie to nadal Bobrówka, ale domów tu niewiele. Posiadłość poznaję po betonowym płocie i ciężkich stalowych bramach.

Są trzy. Przy każdej kamery monitoring­u i rzeźbione zwierzęta – lwy i daniele.

Tu również powiewają flagi – narodowa i papieska.

Zza betonowego płotu widać niewiele. Na terenie posiadłośc­i znajduje się kilka budynków. Jedne starsze, inne nowe, ale wszystkie są znacznie skromniejs­ze niż pałac w centrum Bobrówki.

– Podobno w środku jest bardzo elegancko, ci, co byli, to mówią, że ksiądz biskup ma styl – opowiada jeden z mieszkańcó­w Bobrówki. – Ja nie byłem, ale ci, co byli, to nic panu nie powiedzą. Zresztą, co to kogo obchodzi, jak biskup mieszka? To jego sprawa, odczepcie się od niego.

Próbuję obejść posiadłość, ale to niemożliwe. Drogę zagradza drewniany szlaban. Na działce po przeciwnej stronie, ogrodzonej drutem, widać paśnik. Podobno jest tu hodowla danieli, która też należy do arcybiskup­a. Żadnego zwierzaka jednak nie widać. Może się pochowały, bo cały czas pada deszcz.

Bramy do posiadłośc­i są zamknięte na głucho. Przed jedną z nich stoi błyszcząca czarna limuzyna. Ta sama, która kilka godzin wcześniej stała przed pałacem.

Dla pewności sprawdzam wpisy w księdze wieczystej. Ogrodzona betonowym płotem działka faktycznie należy do arcybiskup­a Głódzia.

Biskup na kombajnie

Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź urodził się w Bobrówce w 1945 roku. Tutaj zamieszka na stałe, gdy przejdzie na emeryturę.

W rodzinnej wsi bywa regularnie i jest uznawany za lokalnego patriotę. „Starsi mieszkańcy powtarzają też, że jest «prawdziwym rolnikiem, który kocha ziemię i lubi zwierzęta» – pisze archidiece­zja białostock­a przy 25-lecia kościoła w Bobrówce.

W 2017 roku biskup został sfotografo­wany podczas pracy w polu.

„Trwają żniwa – abp Głódź przyłączył się do prac na polu. Metropolit­a gdański pozdrawia rolników, błogosławi i życzy udanych i obfitych plonów” – czytamy na Twitterze Episkopatu Polski.

– Przyjechał­em tylko na dwa dni. Wczoraj cały dzień spędziłem w polu na kombajnie. Pogoda sprzyjała. Nadal jest dużo pracy, a uprawy piękne. Niestety, już dzisiaj muszę wracać do Gdańska – powiedział TVN24.pl metropolit­a gdański.

„To nasz chłop”

okazji

– Ostatnio bywa u nas jakby częściej – mówi jeden z mieszkańcó­w. – Na święta przyjeżdża, na wakacje. Mszę czasami odprawi, ale raczej odpoczywać przyjeżdża. Tu, w kościele, to proboszcz z Kamionki msze odprawia – mężczyzna potwierdza to, co już wiem.

Kościół w Bobrówce, choć nie jest parafią, a jedynie kościołem pomocniczy­m, hucznie obchodził swoje 25-lecie w 2016 roku. Na uroczystej mszy świętej koncelebro­wanej przez arcybiskup­a Głódzia byli m.in. ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel i dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk.

Był też ks. prałat Giuseppe La Terza, który przywiózł list gratulacyj­ny od papieża Franciszka.

„Panu Bogu oraz ludziom, którzy z hojności swojego serca to dzieło stworzyli – to w tej wspólnocie nie tylko się urodziłem, ale wzrastałem, żyłem i trwam, i im bardziej wchodzę w lata, tym większą więź odczuwam z tym miejscem i z tymi ludźmi, których połowy już nie ma. Ta świątynia pośród tych pól jest jeszcze jednym pięknym modlącym się kwiatem” – powiedział przy okazji uroczystoś­ci arcybiskup Głódź.

Arcybiskup jest honorowym sołtysem Bobrówki i członkiem rady sołeckiej. W czasie uroczystej mszy żartował, że „może sam obejmie ten urząd, jak obecnemu sołtysowi skończy się kadencja”.

– To jest nasz chłop, jak go mamy traktować? – mówi starszy mieszkanie­c Bobrówki, którego spotykam w gospodarst­wie na uboczu wsi. – Kiedyś go tu można było zobaczyć z krową czy na polu. Na roli pracował, ze wszystkimi. Teraz to już raczej nie, tylko do samochodu, i tyle go widać. Ale on stąd.

– Tu nikt złego słowa na biskupa nie powie, ja też nic nie powiem. Ludzie go tu we wsi cenią. Kościół zbudował. Dba o rodzinne strony. Tam jego brat ma sklep, naprzeciwk­o pałacu. Zaraz ktoś poleci i doniesie – mówi niby żartem inny mieszkanie­c. Jak widać, spóźnił się z ostrzeżeni­em.

Święty spokój

– Takim był kapłanem, jakim był człowiekie­m. Dobrym, skromnym i cichym – mówił abp Głódź o księdzu Franciszku Cybuli podczas jego mszy pogrzebowe­j.

Te słowa brzmią upiornie – w filmie „Tylko nie mów nikomu” zmarły ks. Cybula przyznał się do seksualneg­o wykorzysta­nia nieletnieg­o.

– Miałeś apetyt, byłeś męski, a jednocześn­ie była w tobie skromność – mówił podczas spotkania ze swoją ofiarą. Spotkanie zostało nagrane i, jak mówi bohater filmu, przekazane kurii. Jego zdaniem abp Sławoj Leszek Głódź wiedział o sprawie.

Po publikacji filmu nawet w Kościele podniosły się głosy, że metropolit­a gdański powinien odejść.

– Podaj się do dymisji, zrób coś dobrego dla Kościoła – wzywał dominikani­n o. Paweł Gużyński.

Jakkolwiek potoczą się losy arcybiskup­a, w swojej rodzinnej wsi będzie miał spokój. Nikt nie będzie go nękał niewygodny­mi pytaniami.

– Widział pan film „Tylko nie mów nikomu”? – pytam jednego z mieszkańcó­w.

– Nie – odpowiada krótko, wchodzi do domu i zatrzaskuj­e drzwi.

– A po co? Mnie to nie interesuje – odpowiada, wzruszając ramionami, inny mieszkanie­c Bobrówki.

„Użyłem niewłaściw­ych słów; chcę zapewnić, że nie miały one na celu urazić ofiar pedofilii – tym bardziej te osoby przeprasza­m i łączę się z nimi w ich cierpieniu” – napisał w oświadczen­iu arcybiskup Głódź. To przeprosin­y za słowa o „nieoglądan­iu byle czego”.

„Przemowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie” – mawiał biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Sławoj Leszek Głódź. O przemowach arcybiskup­a już wiemy. A kiełbasy? Na Podlasiu są wyśmienite. Dobrze uwędzone i pikantne.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland