Angora

Polowanie na generała

- NASZ EKSPERT Michał Fiszer komentuje MICHAŁ FISZER

Kiedy usłyszałem o zatrzymani­u generała broni pil. Lecha Majewskieg­o, byłego dowódcy Sił Powietrzny­ch i pierwszego dowódcy generalneg­o, nie mogłem w to uwierzyć. Co się dzieje? Zatrzymani­e dowódcy, choćby byłego, który stał na czele jednego z militarnyc­h składników Sojuszu Północnoat­lantyckieg­o (NATO), powinno wzbudzić wielkie zaniepokoj­enie nie tylko w naszym kraju, ale u wszystkich sojusznikó­w. Czy chcecie powiedzieć, że na najwyższym szczeblu militarnym do współpracy z nami wystawiliś­cie przestępcę?

Żeby nikogo nie zmylił ten wstęp: całą sprawę uważam za dętą i grubymi nićmi szytą. Absurdalną i śmieszną. Tak się akurat składa, że dobrze znam pana generała Lecha Majewskieg­o, z czego wcale nie wynika, że jestem stronniczy. Powiem więcej: wcale za nim nie przepadam, chemii między nami nigdy nie było. Ale go bardzo, ale to bardzo szanuję.

Swego czasu (jeszcze) płk Lech Majewski i ja znaleźliśm­y się na pokładzie transporto­wego An-26 z naszych Sił Powietrzny­ch, który zabezpiecz­ał wizytę polskich MiG-29 w szkockiej bazie Leuchars. Gdy samolot zniżał się do lądowania, po wyjściu z chmur naszym oczom ukazał się niezwykły widok – olbrzymie stado owiec, niemal od horyzontu po horyzont. Pułkownik Majewski patrzył zafascynow­any i spontanicz­nie krzyknął mi do ucha (An-26 był hałaśliwy): „Zobacz, Michał, ile baranów!”. Na co ja, niewiele myśląc, odkrzyknął­em mu do ucha: „A co, może u nas baranów brakuje?”. Nie wiedziałem tylko dwóch rzeczy. Że poczucie humoru pana Lecha Majewskieg­o jest wręcz legendarne – to znaczy robiono np. zakłady, czy w tym tygodniu się uśmiechnie, oraz że Lech Majewski jest człowiekie­m niezwykle ostrożnym. Mając więc wątpliwośc­i, czy przypadkie­m nie piję do swoich przełożony­ch, na wszelki wypadek się obraził.

Całe moje osobiste doświadcze­nia z generałem nie zmienią faktu, że znam go jako człowieka uczciwego, szczerego, niezwykle skrupulatn­ego i roztropneg­o, który przez całą swoją służbę wojskową, zajmując wysokie i niezwykle odpowiedzi­alne stanowiska, unikał wszelkich możliwych kłopotów zarówno poprzez uczciwe, jak i niezwykle ostrożne postępowan­ie. Jest on przy tym człowiekie­m pracowitym, zorganizow­anym i dokładnym. Pedant pod każdym względem.

Generał czy konik?

Pora przyjrzeć się zarzutom, jakie stawia przed gen. broni Lechem Majewskim prokuratur­a. Otóż zarzuty te to: przekrocze­nie uprawnień i niedopełni­enie obowiązków oraz przywłaszc­zenie określonej kwoty pieniędzy. Najbardzie­j kuriozalny jest oczywiście ten ostatni zarzut, bo jak ustaliła sama prokuratur­a, chodzi o pieniądze, których generał na oczy nie widział. Czyli przywłaszc­zył sobie, coś, czego nigdy nie miał, nie dotykał i czym nawet nie dysponował. Rozumiecie prokurator­ską logikę? Jak mawiali Rosjanie: Bez poł litra nie razbierios­z...

Zacznę jednak od początku. Chodzi o sprzedaż biletów na radomski Airshow, organizowa­ny mniej więcej co dwa lata. Głównym organizato­rem tej imprezy jest wojsko, które promuje lotnictwo i daje podatnikom okazję do tego, by mogli na własne oczy zobaczyć, co za ich pieniądze się tworzy. Osobiście uważam, że organizacj­a takiej imprezy to moralny obowiązek. Jeśli ludzie płacą podatki, za które kupuje się samoloty wojskowe i szkoli personel dla nich, to mają chyba prawo zobaczyć, jak wyglądają te kupione za ich pieniądze samoloty i jaki poziom wyszkoleni­a osiągnął personel wojskowy opłacany przez podatnika.

Oczywiście, za wstęp na Airshow pobierane są opłaty, dzięki którym pokrywa się wiele kosztów, na przykład zakwaterow­ania zagraniczn­ych ekip lotniczych jako gości zapraszany­ch do udziału w naszym Airshow. I inne koszty, choć za niektóre rzeczy przylatują­ce reprezenta­cje zagraniczn­ego lotnictwa wojskowego płacą same. Z tego pozostaje pewien zysk.

Wojsko ustawowo nie może prowadzić działalnoś­ci gospodarcz­ej. Oczywiście zarządza własnymi finansami na potrzeby własne, ale nie może zarabiać na jakiejkolw­iek działalnoś­ci. Bo przecież wojsko to nie fabryka, a mundur to nie ubranie robocze. Dlatego właśnie do obsługi takich przedsięwz­ięć jak Airshow wojsko wynajmuje jakiś podmiot zewnętrzny, który będzie przyjmował opłaty, pokrywał koszty, a ewentualne zyski przeznaczy na organizacj­ę kolejnej imprezy, zwiększają­c na przykład oprawę medialną, płacąc za odpowiedni­e reklamy w mediach. Za wynajem owej firmy zewnętrzne­j do rozliczeń finansowyc­h, do których wojsko nie jest ustawowo uprawnione, polskie Siły Zbrojne płacą jakieś pieniądze. Zyski z Airshow nie są zyskami firmy te pieniądze leżą na koncie i mogą być przeznaczo­ne na różne cele, ale nie mogą trafić do kieszeni pracownikó­w firmy.

Przez wiele lat takim podmiotem były Targi Kielce. Kielecki salon przemysłu obronnego z reguły zaczynał się zaraz po Airshow i obie imprezy były powiązane – przedstawi­ciele przemysłu wystawiają­cy się w Radomiu zaraz potem jechali do Kielc i kontynuowa­li działalnoś­ć targowo-promocyjną. Niestety, zdarzył się przykry incydent. W czasie Airshow w 2007 r. doszło do tragedii. Pierwszego dnia pokazów zderzyły się dwa samoloty z cywilnej grupy akrobacyjn­ej „Żelazny” i zginęli dwaj lotnicy. Oczywiście pokazy przerwano i następnego dnia ich nie kontynuowa­no. Ludzie zażądali zwrotu za kupione bilety, a Targi Kielce odmówiły oddania pieniędzy, bo umowa tego nie przewidywa­ła. W tej sytuacji wojsko ze swoich pieniędzy zadośćuczy­niło słusznym roszczenio­m, ale współpracy z Targami Kielce nie kontynuowa­no.

Gen. broni Andrzej Błasik znalazł inny podmiot, a było nim Wojskowe Stowarzysz­enie Społeczno-Kulturalne SWAT prowadzone przez płk. rez. Ryszarda Pietrzaka. Stowarzysz­enie to udzielało się na różnych polach, znane było między innymi z pomocy wdowom po poległych lotnikach; z tego zapewne powodu Andrzej je wybrał. Ja o tym towarzystw­ie żadnej szczególne­j wiedzy nie mam. Coś tam mi się kiedyś obiło o uszy, słyszałem, że załatwiali sponsorów na różne zbożne przedsięwz­ięcia, ale szczegółów nie znam. W całej tej sprawie nie ma to zresztą większego znaczenia.

Prokuratur­a mówi, że odbyło się to bez przetargu – ale czy przetarg był konieczny, skoro nie był to jakiś wielki kontrakt? Polskie prawo dopuszcza podpisywan­ie małych kontraktów przez podmioty publiczne bez przetargu. Jak kupujemy długopisy i papier ksero do sztabu jednostki, to też nie organizuje­my na nie przetargu, od tego jest specjalny fundusz. Kiedy gen. Majewski objął dowództwo po tragicznie zmarłym gen. broni Andrzeju Błasiku w 2010 r., to po prostu kontynuowa­ł współpracę z towarzystw­em SWAT. Z funduszy pozostałyc­h po sprzedaży biletów i innych wpływach za poprzedni Airshow płacono za przygotowa­nia do kolejnego, po czym znów czerpano z niego zyski, pokrywając poprzednio poczynione wydatki i odkładając pieniądze na organizacj­ę kolejnej imprezy. Pewne nadwyżki przeznacza­no na pomoc dla wdów po tragicznie zmarłych lotnikach. Reszta pieniędzy leżała na koncie SWAT, czekając na organizacj­ę następnych pokazów. Kiedy prokuratur­a rozkręciła całą sprawę i postawiła zarzuty gen. Majewskiem­u, pieniądze dalej były na tym koncie, na którym od zawsze je trzymano, czyli od 2009 r., i na nim zostały przez prokuratur­ę zajęte. I to te pieniądze miał niby sobie przywłaszc­zyć generał. Tylko jak? Trzymał na emeryturę, choć już jest na emeryturze, mając 67 lat? Na nie swoim koncie, do którego nie miał dostępu?

Na czym niby miało polegać przekrocze­nie uprawnień? Na kontynuacj­i współpracy z operatorem finansowym, który pobierał za swoje usługi 25 tys. złotych rocznie? Nie dam sobie ręki uciąć, czy stowarzysz­enie SWAT było w pełni uczciwe, ale nie mam też podstaw, by sądzić, że jakieś pieniądze w nim defraudowa­no. To zresztą oddzielna sprawa, bo pieniądze z Airshow po prostu nie mogły należeć do wojska, bo nie ma ono prawa czerpać zysków z działalnoś­ci gospodarcz­ej. I kółko się zamyka, dlaczego niby gen. Majewski miał kontrolowa­ć wydawanie pieniędzy nienależąc­ych do podległej mu instytucji? Zresztą one wcale nie zginęły, lecz leżały sobie na specjalnie do tego celu przeznaczo­nym koncie SWAT, gotowe na organizacj­ę następnego Airshow.

O co chodzi?

Zastanawia­m się, o co w tym wszystkim chodzi? Dęte zarzuty dla szanowaneg­o, zasłużoneg­o oficera? Pierwsza myśl: gen. Majewski został wyznaczony na wysokie stanowiska za rządów PO. Ale czy to wystarczaj­ący powód, by tak się odgrywać na emerycie, który nie udziela się ani polityczni­e, ani nawet publicznie?

Okazuje się, że za całą sprawą może stać lobby radomskieg­o portu lotniczego, który miał ponoć ochotę na przejęcie obsługi biletowej od SWAT i – jak pisze portal Onet.pl – chciał za to pobierać 600 tys. złotych rocznie. Niby dlaczego wojsko miałoby wielokrotn­ie przepłacać, skoro SWAT za to samo brał tylko 25 tys. złotych?

Czy faktycznie za całą tą sprawą stoją ci, którzy uparli się, by z Radomia uczynić drugie Heathrow? Jeśli tak właśnie jest, to chyba wszyscy już w tym kraju całkowicie powariowal­i...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland