Rozmowy o czynszu z podtekstem erotycznym?
Prokuratura jest przekonana, że doszło do zabójstwa – oskarżony twierdzi, że był to nieszczęśliwy wypadek. W Warszawie trwa poszlakowy proces w tej sprawie
Szumy, zlepy, trzaski
Dobiegała druga w nocy, gdy mieszkanka Rejowca Fabrycznego nie wytrzymała dziwnych odgłosów – syczenia oraz stukania – które rozlegały się w jej mieszkaniu, i zadzwoniła po służby ratunkowe. Kiedy ratownicy przybyli na sygnale do jej domu, okazało się, że to radio samochodowe grające w aucie zaparkowanym pod oknem.
Na podst. „Nowego Tygodnia”
Dwójkąt bermudzki
Trudno się dziwić kierowcom wozu asenizacyjnego należącego do Zakładu Usług Komunalnych w Rzeczycy, że piją, żeby odreagować. Ale żeby w pracy?! W rezultacie rozbili beczkę ze ściekami, jadąc drogą do Sadykierza. 39-latek miał 1,9 promila we krwi, a 62-latek 2,8 promila. I choć w kabinie byli we dwóch, obaj twierdzą, że nie prowadzili. Na podst. „Polski Dziennika Łódzkiego”
Rio de Coco
Jednych przerażą, a innych wpędzą w nirwanę wyniki badań wody w brytyjskich rzekach przeprowadzone przez uczonych z King’s College London i University of Suffolk. Okazało się, że angielskimi strugami płynie przede wszystkim kokaina. A do tego zakazane pestycydy i leki psychotropowe. Światowe biura podróży powinny teraz zadbać o solidną ofertę wakacyjną w Wielkiej Brytanii. Na podst. „Super Expressu” Pół-ekshibicjonista
Zgorszony mieszkaniec Końskich nie mógł zdzierżyć upadku obyczajów swego sąsiada. Zawiadomił więc policję, że ten paraduje po mieście na golasa – od pasa w dół – i wcale mu to nie przeszkadza. Otrzeźwiał dopiero, gdy wyrośli przed nim policjanci i wytłumaczył, że spodnie, owszem, ma, ale nie przy sobie. I że właśnie po nie idzie. No i poszedł. Z mandatem 500 zł w ręku zamiast w kieszeni.
Na podst. inform. prasowych
Oddział sypialny
Około północy do drzwi izby przyjęć szpitala św. Ducha w Rawie Mazowieckiej zakołatała zagubiona dusza. Jej 25-letni właściciel stanowczo zażądał, by przenocować go w szpitalnym gabinecie, bo do domu ma daleko. A że nie przyjmował odmowy, by wytłumaczyć mu, iż to nie hotel, potrzebna była policja. Ta zaś odkryła, że chłopak ukrywa się przed odsiadką i złożyli mu propozycję nie do odrzucenia wraz z ofertą dłuższego noclegu w zakładzie karnym.
Na podst. „Expressu Ilustrowanego”
Szymon słupnik
Niemal trzy tygodnie trwały poszukiwania 35-letniego mężczyzny z Dłutowa, który wyszedł z domu i słuch o nim zaginął. W akcji brało udział ponad 100 osób, aż zakończył ją mieszkaniec powiatu bełchatowskiego, który zauważył zaginionego w lesie. Dłutowianin cały ten czas spędził, siedząc na myśliwskiej ambonie w warunkach skrajnej ascezy. Głodny, zaniedbany i niekontaktowy trafił do szpitala.
Na podst. inform. prasowych
Dyspozytor w pogotowiu usłyszał przez telefon, że ofiara ma przebitą tętnicę i aortę, bo wpadła na stół zastawiony szkłem. Zgłaszający dodał, że straciła już prawie 2 litry krwi. Gdy przyjechała karetka, 40-latka była już bez kontaktu i zmarła po kilku minutach.
Mężczyzna, który dzwonił po pomoc, wynajmował Agnieszce B.-S. i jej dwójce dzieci mieszkanie w swoim domu w Warszawie. Tego wieczora spędzali czas przy grillu i właśnie wtedy miało dojść do tragedii. Do nieszczęśliwego wypadku – jak zapewniał 59-letni Jan T.
Policjantka Justyna Ł.-R. była na miejscu jeszcze przed karetką pogotowia.
– Na tarasie domu leżała kobieta z raną na szyi. Medycy nawet nie podjęli akcji reanimacyjnej, bo zaraz zmarła. Obok stał zdenerwowany Jan T., ale nie był szczególnie pobudzony czy agresywny. Zauważyłam też, że był bardzo ostrożny i wyważony w słowach, które do nas kierował. Od razu bardzo spokojnie zaczął opowiadać o tym, co się zdarzyło, i o relacjach z denatką.
Zakrwawiony nóż na tarasie
Zdaniem policjantki, nie była to typowa reakcja na śmierć bliskiej osoby, a tak przedstawiał ofiarę.
–W takiej sytuacji człowiek jest raczej bardzo roztrzęsiony. Zazwyczaj wówczas płacze. To są charakterystyczne zachowania ludzi podczas takich interwencji – zeznawała później Justyna Ł.-R.
Funkcjonariuszka zapamiętała natomiast, że na tarasie zobaczyła nóż. Zwróciła na niego uwagę, bo był zakrwawiony.
Biegli sądowi ustalili zaś po sekcji zwłok, że w ciele kobiety ujawniono ranę kłutą klatki piersiowej o długości 4,5 cm. Właśnie to spowodowało między innymi uszkodzenie lewej tętnicy podobojczykowej i płuca. Biegli nie mieli wątpliwości, że rana ta pochodziła od ostrego narzędzia i nawet w przypadku natychmiastowej pomocy szanse na przeżycie były niewielkie.
Zeznania świadków obciążały Jana T., wynajmującego zmarłej mieszkanie.
Według jej córki, otrzymywała od niego liczne i obraźliwe SMS-y. Miał składać jej też propozycje erotyczne.
– Mama zwierzała mi się, że ma kłopoty z płaceniem czynszu i dlatego dostawała niewybredne propozycje seksualne. Poradziłam jej, żeby z ostrożności zachowywała te wiadomości i rejestrowała wszystkie rozmowy telefoniczne z tym panem. A on ją systematycznie nagabywał.
Jak zeznawała Dominika B.-S., matka starała się nie dawać Janowi T. żadnych sygnałów mogących świadczyć o tym, że jest zainteresowana jego propozycjami. On tymczasem był coraz bardziej nachalny.
– Mama opowiedziała mi, że któregoś dnia przyciskał ją i pokazywał obnażonego członka. Tłumaczył, że ma takie potrzeby, a ona jest bardzo atrakcyjną kobietą. Tuż przed śmiercią powiedziała, że musi szybko wynająć inne mieszkanie, bo już nie daje sobie z tym rady.
Przeanalizowano treść SMS-ów zapisanych w pamięci telefonu Jana T. Wniosek prokuratora był następujący: „Wiadomości tekstowe ilustrują zmienność tła emocjonalnego towarzyszącego znajomości stron. Widoczne są oznaki skracania dystansu, przejawy obustronnej sympatii przy nagłym natężeniu przykrych, wręcz opresyjnych wypowiedzi Jana T. Dostrzegana jest tendencja występowania przez niego z pozycji wynajmującego lokal, a pokrzywdzona broniła się”.
Prokurator zwrócił też uwagę na SMS-y, w których Agnieszka B.-S. wytykała Janowi T. „niepożądane inicjatywy seksualne z jego strony i zazdrość, nawet o jego syna”.
Czy ta niechęć mogła być motywem zbrodni? Prokuratura uznała, że tak i postawiła mężczyźnie zarzut zabójstwa.
Najpierw flirt, później zazdrość...
Jan T. na każdym etapie śledztwa nie przyznawał się do stawianych mu zarzutów, zmieniał natomiast wersję wydarzeń. Na pierwszym przesłuchaniu wyjaśniał tak:
– Agnieszka wielokrotnie zachęcała mnie do flirtu i w końcu doszło między nami do zbliżenia na poddaszu. A później rzeczywiście byłem trochę o nią zazdrosny o innego mężczyznę. Zalegała mi z opłatami za czynsz i z tego powodu były pewne scysje. Straszyłem ją konsekwencjami prawnymi, ale zauważyłem u niej depresję. Dlatego kilka dni przed jej śmiercią zaproponowałem spotkanie przy grillu.
Kobieta miała się zgodzić. Jedli tego wieczora kolacje i pili alkohol.
– Jak młodzi domownicy poszli spać, postanowiliśmy oddać się aktywności intymnej. Agnieszka rzuciła mi się na szyję i czekała na zbliżenie. Przeszkodziła w tym jej młodsza córka, bo niepokoiła ją SMS-ami. W końcu Agnieszka poszła ją uśpić na górę, a ja czekałem na tarasie. W pewnym momencie zobaczyłem, jak schodzi, a na schodach potyka się o próg i leci na zastawiony stolik, a później razem ze stolikiem upada na posadzkę.
Jan T. miał wówczas do niej podbiec i podnieść ją.
– Wtedy zobaczyłem wydobywającą się krew. Nie miałem przy sobie telefonu i pobiegłem do syna. Z jego pokoju zadzwoniłem po pomoc.
– Dlaczego Agnieszka B.-S. przewróciła się? – dociekali policjanci.
– Wypiła trochę alkoholu i miała buty na obcasie. Pewnie dlatego się przewróciła i zraniła szklanką.
Śledczych interesowało też, ile razy doszło między nim a poszkodowaną do zbliżenia?
– O jednym razie już mówiłem, ale była też jeszcze taka sytuacja na trawniku na posesji.
Lubił czytać Wisłocką i Starowicza
Na kolejnym przesłuchaniu niespodziewanie Jan T. oświadczył:
– Ja się w tym wszystkim dopatruję udziału syna Agnieszki. Skąd takie wnioski? Po tym zdarzeniu zaczął mnie przepraszać, nie wiadomo za co. Przypuszczam więc, że mógł ją popchnąć. – A widział pan to popchnięcie? – Nie, bo nie patrzyłem wówczas na schody. Spojrzałem dopiero jak przewróciła się na stolik.
– Dlaczego powiedział pan dyspozytorowi pogotowia, że Agnieszka B.-S. ma uszkodzoną tętnicę? – Ponieważ bardzo krwawiła. – Mówił pan też o przebiciu szyi na wylot...
– Celowo przesadzałem, żeby szybciej przyjechali.
Podczas ostatniego przesłuchania przedstawił swoje kolejne podejrzenia.
– Poza jej synem związek z tą śmiercią mógł mieć też były mąż Agnieszki. Miał motyw, bo był wobec niej zadłużony alimentacyjnie.
Zdaniem prokuratury z wszystkich wyjaśnień podejrzanego wynikało, że chce się przedstawić w korzystnym dla siebie świetle. Dowody są jednak – zdaniem oskarżyciela – mocne.
Co prawda biegli genetycy znaleźli krew denatki na nożach stołowych, ale – jak napisali w opinii – „nie może to przesądzać o użyciu ich przez podejrzanego”. Istotne natomiast jest ustalenie, że na całej górnej powierzchni stołu nie ujawniono żadnych śladów pochodzących od zmarłej. To może świadczyć o tym, że nie był to jednak wypadek. Sprawdzono też, że odległość między progiem, o który miała potknąć się pokrzywdzona, a stolikiem, na który miała upaść – wyklucza możliwość, że na niego upadla. Nieprawdą jest również to – jak wyjaśniał oskarżony – że w momencie upadku Agnieszka B.-S. miała na sobie buty na wysokich obcasach. Wersji o przypadkowym zranieniu się o naczynia stojące na blacie nie odpowiada natomiast charakter rany. Nie znaleziono też w jej ciele żadnych fragmentów szkła. I, co również istotne, w chwili zdarzenia nikt nie przebywał w tym miejscu poza podejrzanym.
Jan T. poddany został badaniom psychiatryczno-sądowym. Nie stwierdzono u niego choroby psychicznej ani upośledzenia umysłowego.
Psycholog natomiast dostrzegł cechy osobowości niedojrzałej z objawami podkreślania własnej atrakcyjności seksualnej. On sam zresztą ciągle podkreślał, że miał bardzo duże powodzenie u płci przeciwnej. Wiele lat temu związał się z kobietą młodszą od siebie o 18 lat, z którą ma trójkę dzieci. Zostawiła go i wyjechała do Maroka, bo „nie miała poczucia obowiązku”. A później były jeszcze liczne związki...
Według opinii biegłego psychologa Jan T. jest człowiekiem podejrzliwie nastawionym do otoczenia i nie ma zaufania do ludzi. Ma także nieco podwyższone tendencje odwetowe, lubi dominować i wpływać na innych. Stwierdzono też poczucie frustracji związanej z jego sytuacją rodzinną i niespełniania się w roli ojca i męża. Ma również kompleksy z powodu swoich braków w edukacji.
Na obserwacji zwierzył się natomiast psychologowi, że bardzo lubi czytać. Co najchętniej? Książki profesora Lwa Starowicza oraz „Sztukę kochania” Michaliny Wisłockiej.
Na początku ubiegłego roku prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie, a kilka miesięcy później rozpoczął się proces, który trwa do dziś.
Za tydzień: – Mama pisała mi w SMS-ach, że ma już dosyć, bo pan Jan oczekuje, że będzie jego kochanką. Wiem, że w pewnym momencie starała się zebrać jakieś dowody, że jest napastowana przez niego. Jak była u mnie, to widziałam, że jest zestresowana tą sytuacją. Bała się też, że jak tam nie wróci, to będzie miała wystawione rzeczy przed domem – zeznała w sądzie córka pokrzywdzonej.