Głowackiego felietony prawie wszystkie
We wstępie do „Jak być kochanym” zmarły dwa lata temu Janusz Głowacki wspomina, że w PRL-u czytanie tygodników zaczynało się od ostatniej strony, czyli od felietonów, i często na tym lekturę kończyło. Poziom i konkurencja były wysokie, bo do „Tygodnika Powszechnego” pisali Słonimski i Kisiel, do „Literatury” Dygat i Andrzejewski, w „Polityce” Urban i Passent, a w „Kulturze” Toeplitz. On, Głowacki, zaczął pisać w latach 70. Głowił się, jak by tu wypowiedzieć się na temat zjawisk w kulturze i życiu społecznym, które miały całkowite poparcie Komitetu Centralnego, ale niekoniecznie budziły entuzjazm wszystkich. Stworzył w felietonach postać narratora nieco ograniczonego umysłowo, ale żarliwie wyznającego socjalizm, który rzeczy paskudne chwalił do obłędu. Często udawało się z cenzurą, czasem teksty spadały. Gdy Głowacki wyemigrował do Nowego Jorku, uczył się pisać od nowa, bo system znaków, aluzji i ominięć wypracowany w Polsce był nie do zrozumienia dla amerykańskiej wolnej prasy.
Mamy tu felietony „Głowy” pisane na przestrzeni 50 lat. Część była publikowana w naszej prasie lat 60. i 70., część, z lat 80., 90. i dwutysięcznych, w amerykańskiej, gdy pisał m.in. dla „New York Timesa”. Ponieważ Głowacki nie przywiązywał wagi do dat, jego żona Olena Leonenko porządkująca spuściznę pogrupowała je tematycznie. Są teksty filmowe, teatralne, literackie oraz społeczne i polityczne. Niektóre mają tutaj swój debiut wydawniczy („Po północy”, „Dwie Moskwy”, „Broadway”, „NYC”, „11 września”).
Polecam, żeby zobaczyć, jak można pobawić się słowem, i uświadomić sobie, że pewne rzeczy wracają…
AGNIESZKA FREUS JANUSZ GŁOWACKI. JAK BYĆ KOCHANYM. Wydawnictwo WIELKA LITERA, Warszawa 2019. Cena 39,90 zł.