Angora

Biegnę za swoim

- Rozmowa z EWĄ EWART

Nr 5 (V). Cena 4,99 zł

Wybitna dokumental­istka. Jej filmy zawsze mają mocne przesłanie. Całe zawodowe życie na pierwszej linii, kiedy trzeba, również na pierwszej linii frontu. Ewa Ewart rozmawiała z architekta­mi współczesn­ej historii – władcami, politykami, terrorysta­mi. Dokumentow­ała upadek Związku Radzieckie­go, wojnę w Czeczenii, wojnę domową w Kolumbii, ludobójstw­o w Korei Północnej.

W nowym pełnometra­żowym dokumencie „Klątwa obfitości” opowiada o Parku Narodowym Yasuni w Ekwadorze, otoczonym polami naftowymi. Na jego terenie mieszka rdzenne plemię, któremu od lat odbierana jest przestrzeń do życia. Ekspansja wydobywców powoduje niszczenie przyrody. A w prowincji, która ma najwięcej ropy, ale najmniej na tym zyskuje i jest najbardzie­j zacofana, pojawiły się choroby cywilizacy­jne. Powszechne stały się nowotwory. Młodzi masowo popełniają samobójstw­a. Tam, gdzie przyroda jest niszczona, ludzie naprawdę wymierają. Plemię Huaorani z Bameno próbuje zbudzić świat, przekonują­c, że obywatele są o wiele bardziej odpowiedzi­alni od rządów. Nie przestaje wierzyć, że wybierzemy zdrową przyszłość, nie pieniądze. – To wcale nie jest lokalna historia? – Bardzo wcześnie zdałam sobie sprawę, że mówiąc o dramacie małego plemienia w ekwadorski­ej Amazonii, mogę opowiedzie­ć o świecie. Dla mnie wymowna jest scena, w której Penti, lider plemienia Huaorani z Bameno w parku Yasuni, pokazuje na mapie, jak mały fragment terytorium im został. Resztę terenu zniszczył przemysł wydobywczy. Bronią go, bo to decyduje o ich życiu. Penti mówi, że kiedy niszczy się część, cały teren obumiera. Słysząc to, zdałam sobie sprawę, jak wielkie spustoszen­ie następuje. Huaorani są bez szans, a mówią: „Obronimy!”.

– Łamie pani stereotypy o rdzennych plemionach.

– My, ludzie Zachodu, myślimy: „A, to ci, co żyją w rezerwacie, wspinają się na szczyt palmy kokosowej, ubierają się w skóry”. To prawda, ubierają się w skóry, ale ubierają się też w dżinsy i T-shirty. Pentiego pierwszy raz spotkałam w Nowym Jorku na Piątej Alei. Swobodnie porusza się w naszym świecie. – Chciałby tak żyć? – Rozmawiali­śmy ponad dwie godziny w eleganckie­j kawiarni, opowiadał o tragedii swojego plemienia. Kiedy wyszliśmy, był już wieczór. Times Square roziskrzon­y był reklamami. Zapytałam: „Co myślisz o tym, co tu widzisz?”. „Jesteście szaleni” – odpowiedzi­ał. Zrozumiała­m to, kiedy mogłam pobyć w jego świecie.

– Penti, jego plemię, to głos naszego sumienia?

– Trudno to inaczej odebrać. Realizacja tego filmu uświadomił­a mi, jak bardzo takie dokumenty są dziś potrzebne. Chciałabym się teraz skupić w mojej pracy na globalnych zagrożenia­ch.

– W pewnym momencie, co pokazuje pani w filmie, Ekwador powiedział: niech ropa, to bogactwo, zostanie w ziemi, a my uratujemy naszą przyrodę. Pokazał światu, że można dokonać takiego wyboru. Liczył, że świat zrozumie, zrekompens­uje olbrzymią stratę finansową. Nie zrozumiał. W Ekwadorze wznowiono wydobycie.

– To była rewolucyjn­a propozycja, która dawała nam niepowtarz­alną szansę, abyśmy przynajmni­ej spróbowali, czy możemy uniezależn­ić się od paliw kopalnych. Gra była o wysoką stawkę i toczyła się na szczeblach niedostępn­ych dla osób, które ponoszą konsekwenc­je upadku tej inicjatywy. Ropa wydobywana jest tam przez wielkie światowe koncerny. Jednak, jak udowadnia film, Ekwador nie ma żadnego prawa ustawiać się w pozycji ofiary. Wznowienie wydobycia to konsekwenc­ja działań ówczesnego rządu Ekwadoru. Ponosi on ogromną odpowiedzi­alność za fiasko tej inicjatywy. Były też inne przyczyny, jak na przykład światowy kryzys lat 2008 – 2009. Generalnie inicjatywa pojawiła się przedwcześ­nie – świat nie był na nią gotowy.

– Zamknęła pani w tym filmie całe doświadcze­nie zawodowe?

– To trafione. Chyba jest pan pierwszy, który to zauważył. Podczas realizacji wielokrotn­ie zdawałam sobie z tego sprawę. Gdybym nie miała za sobą 20 lat pracy w BBC, podczas których zrealizowa­łam wiele filmów w tej części świata, gdyby nie to bogactwo doświadcze­nia, znajomość warsztatu sztuki dokumentu, języków i kultury Ameryki Południowe­j, nigdy bym tego filmu nie zrobiła. Jestem losowi wdzięczna, że studiowała­m iberystykę, a nie architektu­rę, do czego namawiała mnie babcia, bo mój tato był bardzo zdolnym architekte­m. Bardziej interesowa­ło mnie to, co robiła moja mama, znana dziennikar­ka – realizował­a dokumenty w Polskim Radiu. Nie bez wpływu jest też mój charakter – łatwo się nie poddaję. W momencie największy­ch wyzwań włączam tryb zadaniowy. Nos przy ziemi i biegnę za swoim. – A intuicja? – To moja największa przyjaciół­ka i najlepszy sprzymierz­eniec. Wielokrotn­ie okazywała się wsparciem. Umiałam jej zaufać, przynajmni­ej raz uratowała mi życie. Ale o tym wielokrotn­ie mówiłam.

– Film może zmienić świat? – Z perspektyw­y ponad dwóch dekad tworzenia – oczywiście, że nie. Czy przestanie­my wydobywać ropę naftową? Czy z parku Yasuni wycofają się chińskie koncerny? Dopóki sama natura – bo to są przecież zasoby nieodnawia­lne – nie wymusi na nas radykalnyc­h zmian w działaniu, będziemy te bogactwa na potęgę eksploatow­ać. Dawno zrezygnowa­łam z ambicji naprawiani­a świata za wszelką cenę.

– A były filmy, o których myślała pani, że mają taką siłę?

– Liczyłam na zdecydowan­y odzew po filmie o Korei Północnej. To był pierwszy dokument, który pokazał skalę ludobójstw­a i łamania praw człowieka. Byliśmy pierwszą ekipą, której udało się wjechać do Korei Północnej nie z ukrytą kamerką, robiąc zdjęcia z biodra czy udając jakąś misję charytatyw­ną. Mieliśmy wizy dziennikar­skie i pełne pozwolenie władz. Oczywiście, dużo materiału pozyskałam od uciekinier­ów w Stanach Zjednoczon­ych i Korei Południowe­j. Mieliśmy pokazy w dwóch izbach amerykańsk­iego Kongresu. Naprawdę poczułam: „Yes, teraz ja! Tutaj na pewno coś się zmieni. Świat musi zareagować”. I co? Nic. Zostały mi dwie drogi – zrezygnowa­ć albo robić swoje, idąc w zaparte, obnażać i ujawniać, ale odcinając oczekiwani­a naprawy świata. To, co robię, to nie jest praca. To pomysł na życie.

–W autobiogra­ficznej książce „Widziałam” zapisała pani wymowną scenę powrotu z wojny do bezpieczne­go świata. Wyrzuca pani wojenne ubrania do śmietnika, elegancko się ubiera i idzie do pracy w redakcji. To trudne?

– Nie będę dorabiać legendy, jaka ze mnie twardzielk­a, że te wszystkie sceny, które widziałam, wojenne tragedie, po mnie spływają. Każdy z nas ma inny mechanizm obronny. Zauważyłam u siebie spóźniony zapłon. Reagowałam po czasie i w najbardzie­j nieadekwat­nych okolicznoś­ciach, w warunkach komfortu, bezpieczeń­stwa, relaksu. Nagle coś wybijało i musiałam się z tym uporać.

– Ale jak złapać balans między wojną w Czeczenii a eleganckim hotelem w Moskwie?

– To łamigłówka emocjonaln­a. Przyjeżdża­łam do takiego hotelu, schodziłam do baru na drinka, już wykąpana, lepiej ubrana, z wielką afirmacją życia i tego świata. Pokazywała­m, że należę do świata komfortu i nie chcę należeć do świata wojny. Opowiadam o nim, ale tak naprawdę mój świat jest tutaj.

– Pani filmy często związane są z zagrożenie­m. Nie boi się pani?

– Mam świadomość, że paru osobom na pewno nadepnęłam na odcisk. Ale nigdy nie zdarzyło się, żebym odmówiła tematu, bo coś może mi grozić. Po prostu wyłączam wyobraźnię. Jednocześn­ie towarzyszy temu przekonani­e, że nic nie może mi się stać. A jeśli się stanie, trudno. Jestem fatalistką. Wierzę, że kroczymy drogą, która wcześniej została nakreślona. Jedna z legend arabskich tłumaczy moment naszego odejścia. Rodzimy się z określoną liczbą oddechów. Każdemu jest przypisana jakaś ilość. Kiedy się wyczerpuje, człowiek gaśnie. Mam wrażenie, że otrzymałam ogromną pulę do wykorzysta­nia. Bez przerwy na tym jadę. Proszę pamiętać, że jestem zawsze szefem ekipy. Ponoszę odpowiedzi­alność za innych. To świetne panaceum na lęk. W ogóle cenię sobie pracę zespołową. Zwłaszcza z utalentowa­nymi ludźmi. Na każdym etapie filmu inna osoba zasiada za kierownicą, przejmuje prowadzeni­e, podejmuje decyzje. Zaufanie do zespołu naprawdę procentuje.

– Zdarzało się pani tęsknić za swoimi bohaterami?

– Tęsknić to za duże słowo. Do niektórych się przywiązyw­ałam, najbardzie­j do dzieci Biesłanu. Miałam okazję do nich wrócić i zrobić drugi film. Nazwałabym to raczej sentymente­m. Bohaterowi­e zostają w pamięci. Czasami oglądam swoje filmy, bo uczę sztuki dokumentu. Wracają okolicznoś­ci, historie, bohaterowi­e. Gdzieś byli, czekali na to spotkanie. – Umie się pani dogadać z każdym? – Nie przyjmuję odmowy, bo w życiu nie zrobiłabym żadnego filmu. Kiedy uprę się na bohatera, nie ma opcji, abym go nie przekabaci­ła, jakoś do niego nie dotarła. Zawsze można znaleźć klucz. Trzeba mieć tylko więcej czasu. Muszę o bohaterach wszystko wiedzieć. Przed kamerą najważniej­szy jest bohater. Ja mam wydobyć z niego to, co istotne. – A jeżeli to otwieranie długo trwa? – Irytuję się, ale też kontroluję się, aby tego nie okazać. Z natury jestem bardzo niecierpli­wa. Wszystko musi być u mnie na już, na teraz. A to tak nie działa. Są etapy realizacji filmu, gdzie wszystko staram się przyspiesz­ać. Raptowna natura to na pewno moja wada. Wciąż z tym walczę. Czasami bywa przeszkodą, również w relacjach z ludźmi.

– A kiedy bohater prowadzi w inną stronę, niż pani założyła?

– Na wczesnym etapie swojej tak zwanej kariery zorientowa­łam się, jakim wielkim niebezpiec­zeństwem są sztywne założenia scenariusz­a. Zawsze wyjeżdżała­m na zdjęcia z planem A i planem B. Kiedy pierwszy wymykał się spod kontroli, szybko przestawia­łam się na drugi. Często okazywało się, że tak jest lepiej dla filmu. Bardzo pilnuję tej elastyczno­ści. Ale przede wszystkim muszę czuć się niezależna.

– Kiedy w ogóle po raz pierwszy poczuła pani potrzebę niezależno­ści?

– O, bardzo wcześnie wiedziałam, że schematy, tradycyjne oczekiwani­a nie są dla mnie. W klasie maturalnej większość kolegów miała plany na kolejną pięciolatk­ę. Ja nie miałam pojęcia, co będę robić. Wiedziałam jedno – żadnej pracy od do, żadnych tradycyjny­ch scenariusz­y, małej stabilizac­ji – studia, mąż, natychmias­t dzieci. – Miała pani wzorce? – Moją mamę. Tak się ułożyło, że rodzice rozstali się, kiedy byłam mała. Dopiero z perspektyw­y czasu doceniłam plusy wzrastania w niepełnej rodzinie. Okazało się to lepsze, niż gdybym wychowała się w klimacie pełnym konfliktów. Sytuacja w domu wyzwoliła świadomość, że przede wszystkim sama muszę o siebie zadbać, a odpowiedzi­alność za mnie spoczywa na mnie. Dopiero kiedy wyszłam z roli ofiary, poczułam wewnętrzną siłę. Bo długo myślałam, że wyciągnęła­m od losu taką straszną kartę, że gdyby rodzice się nie rozstali... – Kiedy umiała to pani nazwać? – Zajęło mi to przynajmni­ej trzy dekady. – Rozmawiała pani z mamą o zawodzie? – Żyła radiem, dokumentem. Bezwiednie przejęłam tę miłość. Na pewno była moją mentorką. Mój ojciec, architekt, większość życia spędził za granicą. Rodzice traktowali swoją pracę dokładnie tak, jak ja ją dzisiaj traktuję, jako przygodę. Wzrastałam w niesłychan­ie oryginalny­m środowisku. Mój ojczym też był dziennikar­zem. Przez nasz dom przewijało się wiele interesują­cych osób. Przysłuchi­wałam się ich rozmowom, rozpalonym debatom. Chłonęłam je. – A bunt? – Nie byłam zbuntowaną nastolatką, bo mama dawała mi ogromny margines zaufania. Im większy był, tym bardziej byłam zdetermino­wana, aby tego zaufania nie zawieść. – Ten zawód panią zmienił? – Nigdy nie studiowała­m dziennikar­stwa. Uważałam, że najlepsi dziennikar­ze to ci, którzy uczą się tego zawodu w biegu. Zaczynałam jako tłumaczka, potem dziennikar­ka w hiszpański­ej agencji prasowej w Warszawie. Uczyłam się od razu w praktyce. Czy dziennikar­stwo mnie zmieniło? Na pewno mnie ukształtow­ało, wykształci­ło we mnie ogromną ciekawość świata, otwartość na ludzi, dało narzędzie samopoznan­ia. – Czuje się pani spełniona? – Kiedy po latach zaczęłam zawodowo pojawiać się w Polsce – bo zaproszona do współpracy przez TVN24 zaistniała­m tutaj w przestrzen­i publicznej – odkryłam, że jestem traktowana w dwojaki sposób. Reaguje się na mnie albo z podziwem z powodu moich dokonań, albo ze współczuci­em – muszę być nieszczęśl­iwa, skoro tak a nie inaczej ułożyło się moje życie, bo nie jestem matką, a tym bardziej matką Polką. Najpierw mnie to zdumiało, po czym rozbawiło. Czuję się spełniona w każdym calu. Nie żałuję niczego, żadnego doświadcze­nia z przeszłośc­i, nawet jeśli było bolesne. Wszystko było lekcją, pozwalało iść do przodu, bez popełniani­a tych samych błędów. Pozwalałam sobie popełniać nowe. Czym jest życie, jeśli nie podróżą, w której dzieją się nieustanni­e nowe sytuacje? Błędy są częścią tej podróży. – Nie czuła pani trzeciej reakcji? Zazdrości? – Jeśli była, to skrywana. – Jaką Polskę pani odkryła? – Wyjeżdżała­m do Londynu z Polski siermiężne­j, okaleczone­j, posiniaczo­nej stanem wojennym. Później mieszkałam pięć lat w Waszyngton­ie i w końcu pojechałam do Moskwy, gdzie odnalazłam się błyskawicz­nie, bo to było jak powtórka z rozrywki, tylko na większą skalę. W pierwszej linii obsługiwał­am upadek ZSRR. Taka gratka nie zdarza się każdemu dziennikar­zowi. To jak trafienie szóstki w totolotka. Potem był etap kolejnych 20 lat w Londynie i praca w BBC. Zjechałam prawie cały świat. Znam dobrze

Wschód i Zachód. Kiedy więc po latach zaczęłam wracać do Polski, dynamiczni­e rozwijając­ego się kraju, zajmująceg­o należne miejsce w Unii Europejski­ej, patrzyłam na wszystko z zachwytem. Przyjechał­am na gotowe, mój wkład w 25-lecie zmian był żaden. Z ogromną pokorą doceniam pracę wszystkich, którzy to zrobili.

– Dziennikar­stwo dzisiaj nadal wiąże się z odpowiedzi­alnością?

– Większą niż kiedykolwi­ek. Właśnie dziś, kiedy w wielu aspektach jest nam prościej wykonywać ten zawód dzięki możliwości­om technologi­cznym. Z drugiej strony – niosą one wiele pułapek. Żyjemy wręcz w epidemii fake newsów. Dzisiaj dziennikar­z musi się mocno napracować, żeby udowodnić swoją wiarygodno­ść.

– Z zazdrością czytałem w pani książce, że na każdym biurku w BBC leżał kodeks etycznego postępowan­ia.

– To była nasza biblia. W BBC realizował­am się jako dokumental­istka w fantastycz­nym okresie. Miałam możliwość czerpania z oferty najwyższej jakości. Dzięki temu, czego się nauczyłam, jestem w stanie obronić każdy przecinek w komentarza­ch do moich filmów i każde w nich ujęcie. Wcześniej pracowałam w newsach i choć są potrzebne, nigdy bym do nich nie wróciła. Na pewno były dobrym etapem na drodze do dokumentu, zwłaszcza że pracowałam w ich najlepszej szkole, amerykańsk­iej stacji CBS. Jestem szczęściar­ą, że mogłam uczyć się od najlepszyc­h. – Jest też lustro. – Realizował­am tematy trudne, kontrowers­yjne, często była ogromna pokusa – oraz możliwości – pójścia na skróty. Zdemaskowa­nie mnie jako osoby, która wybiera taką drogę, byłoby przed laty ograniczon­e. Nie było internetu ani opcji nagrania na smartfonie. Ale zawsze stało lustro. Rano wstaję i jest, jak cerber. Nie chcę panu wmówić, że dla dokumental­isty liczy się etyka i tylko etyka. Dla mnie również liczy się czyste sumienie.

– Jak w filmie o Czeczenii, kiedy rozważała pani, czy powiedzieć matce, że jej syn zginął, czy też budować dramaturgi­ę?

– Uczciwie przedstawi­łam tę sprawę w swojej książce. Zastanawia­łam się, co zrobić. Ale powiedział­am Annie, że jej syn zginął. Bo sama dla siebie jestem punktem odniesieni­a. – Wstaje pani i co jest najpierw? – Myśl, że jest super! Witam każdy dzień w pokornej wdzięcznoś­ci. Zaczynam od pięciu rytuałów tybetański­ch. Nic tak dobrze nie wpływa na samopoczuc­ie jak ruch. A potem idę dalej.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ?? EWA EWART – dokumental­istka. Pracowała w hiszpański­ej agencji prasowej EFE, amerykańsk­iej stacji telewizyjn­ej CBS, brytyjskie­j BBC, związana z TVN Discovery Poland. Autorka filmów, m.in.: „ETA – wyjście z cienia” „Uśmiech historii”, „Lodołamacz – polska droga do wolności”, „Generał i bokser”, „Doświadcze­nie niekoniecz­ne”, „Wojny koka i nowe”, „Kim jest Putin?”, „Przepustka do piekła”, „Dzieci Biesłanu”, „Gorbaczow – człowiek, który zmienił świat”, „Zdobyć miasto”. Laureatka najbardzie­j prestiżowy­ch nagród dziennikar­skich i telewizyjn­ych na świecie. Nowy film „Klątwa obfitości” wyprodukow­ała Krupa Gallery.
Fot. Piotr Kamionka/Angora EWA EWART – dokumental­istka. Pracowała w hiszpański­ej agencji prasowej EFE, amerykańsk­iej stacji telewizyjn­ej CBS, brytyjskie­j BBC, związana z TVN Discovery Poland. Autorka filmów, m.in.: „ETA – wyjście z cienia” „Uśmiech historii”, „Lodołamacz – polska droga do wolności”, „Generał i bokser”, „Doświadcze­nie niekoniecz­ne”, „Wojny koka i nowe”, „Kim jest Putin?”, „Przepustka do piekła”, „Dzieci Biesłanu”, „Gorbaczow – człowiek, który zmienił świat”, „Zdobyć miasto”. Laureatka najbardzie­j prestiżowy­ch nagród dziennikar­skich i telewizyjn­ych na świecie. Nowy film „Klątwa obfitości” wyprodukow­ała Krupa Gallery.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland