Emigrant z miłości Do trzech razy sztuka
Amerykańska ak torka zamierza po raz trzeci stanąć na ślubnym kobiercu. 34-latka przyjęła oświadczyny Colina Josta, również aktora. Para spotyka się od dwóch lat, a pierwsze informacje o ich związku trafiły do mediów w maju 2017 roku, tuż po głośnym rozwodzie Johansson z Romainem Dauriakiem. Wcześniej artystka była przez trzy lata żoną Ryana Reynoldsa – kanadyjskiego gwiazdora kina – wylicza femalefirst.co.uk. Tym razem Amerykanka zapewnia, że znalazła prawdziwą, wielką miłość, która przetrwa próbę czasu.
Jego fotograficzne pejzaże były próbą opóźnienia destrukcji czasu. W wymiarze artystycznym to mu się udało, w wymiarze własnej egzystencji, niestety, nie. Fotografik Bogdan Konopka zmarł na zawał serca 20 maja w ciemni swej paryskiej pracowni. Miał 65 lat. Był jednym z nielicznych Polaków, których prace wystawiało i nabywało Centrum Pompidou.
Czas to główny temat twórczości zmarłego artysty. Uchwycić coś, czego już nie ma. Milczący fenomen naszej i naszego świata kruchości. Zmienny, kapryśny, efemeryczny. Czas. Ów obiekt tak banalny jak jest tajemniczy; bo nieuchwytny. Obiektywem obłaskawiał on jego ślady w miejscach zagrożonych rozpadem, niebytem. Rozstawiał statyw i utrwalał je w fotogramach swej wizualnej sztuki.
Wrocławianin Bogdan Konopka od 1989 roku mieszkał i pracował w Paryżu. – Szczerze mówiąc, nie mieszkam tu dlatego, że mnie to miasto urzekło. Nigdy nie chciałem wyjechać, nie byłem marzycielem wyobrażającym sobie, że gdzie indziej jest lepiej niż u siebie. Przyjechałem tu za miłością. Jestem emigrantem z miłości. Moja żona jest Francuzką i coś z tą miłością trzeba było zrobić. Miłość sprowadziła mnie do Paryża, ale nie miłość do Paryża. Jest też inny powód, bardziej pragmatyczny. Gdzie indziej nie stać by mnie było na tę pracownię, w której rozmawiamy. W Paryżu są przyznawane artystom za rozsądną cenę... To głos Konopki, który nagrałem, przeprowadzając z nim wywiad dla „Angory”. Rozmawialiśmy o emigracji, Paryżu, sztuce. Dowiedziawszy się o jego śmierci, odtwarzam to nagranie, wspominając twórcę fotograficznego cyklu Paris, la ville invisible (Paryż, miasto niewidzialne) prezentowanego w Centrum Pompidou.
– To była wystawa z kolekcji, czyli ze zdjęć zakupionych przez Centrum Pompidou. Wisiała 9 miesięcy, jak dobra ciąża. Jeśli pan założy, że fotografia jest dla mnie sztuką, to o tyle, o ile moje emocje przejdą przez fotografię. To, co fotografuję, nie jest przetworzone przez obiektyw, jest przetworzone przeze mnie; obiektyw zrobi to, co ja zechcę. Fotografia oddaje moje emocje. Żeby poznać Paryż, musiałem go fotografować nie po to, żeby obejrzeć zdjęcia, tylko po to, żeby wejść z tym miastem w jakąś relację osobistą. Wynurzałem się jak nurek z głębi metra, dość przypadkowo, i poznawałem dzielnice marginalne. Babcia mówiła mi często, że najciemniej jest pod latarnią – w myśl tej zasady fotografuję. Pod latarnią jest ciemny krąg, światło jest kilka metrów obok. Fotografuję miejsca w tym ciemnym kręgu, próbując zatrzymać tę nawałnicę przemian.
Były i inne cykle – „Sekretne ogrody” czy „Szary Paryż” – tego współtwórcy nurtu fotografii elementarnej, „czystej”, czułego dokumentalisty, który zwykł używać starych, wieloformatowych aparatów, jakimi posługiwano się na przełomie XIX i XX wieku. Jak Eugène Atget, francuski klasyk w dziedzinie miejskiego pejzażu, fotografujący opustoszałe ulice, place, zaułki, niczym wyludnione miejsca zbrodni. Fotografia, ów ślad emocji. Dla Konopki nabiera znaczenia dowodu rzeczowego w historycznym procesie zmieniania świata, uchwyconego sam na sam z czasem, światłem, cieniem. Ślady destrukcyjne, poetyckie, nostalgią prześwietlone. W jego kadrze zapomniane miejsca, bruk, mury, pomniki, cmentarze, strychy, korytarze nabierają zagadkowego blasku, ulegając wręcz mistycznej przemianie. Szarość pochłania światło. Przemijanie, alienacja, samotność. Paryż, miasto utracone. – To jest fantastyczne miasto – głos Konopki przywraca mi poczucie rzeczywistości w czasie uwięzionej.
– To jest fantastyczne miasto jedynie dlatego, że się dupą nie odwróciło do rzeki, tylko przegląda się w tej rzece. Gdyby nie to, byłoby koszmarnym miejscem. To jest piękne, że się przegląda w Sekwanie. Niewiele jest miast na świecie, które w taki sposób zapatrzyły się w swoją rzekę. Mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby nie 50 kilometrów jego przedmieść. Z tego powodu Paryż jest jak przegrzany wrzód, do którego nie wchodzi ani mgła, ani szron, ani śnieg. Tu nigdy nie ma mgły. Ona dochodzi do przedmieść i się zatrzymuje. Tu nigdy nie ma szronu. Jak mam kochać Paryż, skoro on tak napęczniał. To przykład, jak postęp niszczy wszystko. Jeszcze 50 lat temu można było fotografować mgłę. Bo była. Wystarczył krótki czas i jej nie ma. – Paryż już pana nie urzeka? – słyszę własny głos. – To wielki mit, w który uwierzyliśmy. Te zabytki to legenda. Niech pan popatrzy, jak się je restauruje: stawia się fasady, burząc wszystko, co za nimi. To fasadyzm – tak to nazywam. Zostają opakowania. Znika normalne, zwykłe życie. Ostatnie podrygi, które próbuję fotografować. To, co jest stare, przeszkadza, zaczyna drażnić, kłuć w oczy, trzeba się tego za wszelką cenę i jak najszybciej pozbyć. To dotyczy wszystkich miast, nowe technologie to wymuszają. Coraz trudniej się żyje, bo coraz więcej rzeczy jest nam potrzebnych. Otaczamy się tysiącem nowych rzeczy, a stare zaczynają nas drażnić. Znikają miejsca, gdzie tętni życie. Paryż jest miastem wykreowanym, najbardziej obfotografowanym na świecie, którego mit zniknął.
Głos Konopki zamilkł. Na zawsze?!